poniedziałek, 19 listopada 2012

CNC: False Awakening

Ocena: 7
Czy podobnie jak ja byliście wielkimi fanami No Mood? Tak czy nie, nie jest to zbyt istotne przy podejściu pod False Awakening - to propozycja zgoła odmienna od poprzedniej epki projektu CNC. Żegnamy się z długimi, powolnie pączkującymi, pławiącymi się w repetycji formami (niedawno naszło mnie banalne oświecenie, że utwór No Mood to w sumie taki szugejzowy przypis do Divertimento) - w ich miejsce otrzymujemy niedługie, ścisłe, skondensowane piosenki. Nie znajdziemy tu również zbyt wiele pogodnie rozmarzonego, rozkochanego klimatu (I grasped, then released you, pamiętam) poprzedniego wydawnictwa. Atmosfera zgęstniała, jest bardziej niepewna i niepokojąca. Pasuje to w zupełności do motywu przewodniego epki, za jaki można (choćby ze względu na tytuł) uznać granicę między snem a jawą. Uczucie odrealnienia towarzyszy nam tu w mniejszej lub większej dawce przez całe dwadzieścia minut. 

Już pierwszy, tytułowy track wita leniwym mid-tempem, ciepłymi padami, delayowanymi gitarami i - oczywiście - mnóstwem pogłosu. Nad tymi elementami unosi się, urozmaicający nieco rytmikę, zwiewny motyw klawiszowy. Refren urzeka mnie znajdującym się w centrum (na słowach almost through, o ile dobrze je zrozumiałem) miłym przetoczeniem się melodii wokalu po akordzie modulującym z dura na moll - doceniam! Nastepujący po nim, zabawnie mocno violensowski Hearsay gwałtowie zaznacza swoje wejście - przyspieszona, synkopowana perkusja i groove gęstego basu Maciejewskiego (od razu przywodzący na myśl Galanterię) natychmiast rozbudzają zaspanego słuchacza. Ogólne wrażenie, jakby nad słońcem w scenerii Der Microarc zaszły chmury. 

Pierwsza dotąd na albumie chwila ciszy oddziela dwa pierwsze tracki od dwu kolejnych. Vertigo, najbardziej posępny fragment wydawnictwa, to piosenka pełna zduszonego napięcia (monotonne bicie stopy), które powoli zaczyna ujawniać się w postaci iskrzących przesterów i urywanych salw perkusji. Co do Istanbul - przyznam, że nie spodziewałem się obecności Michała Stambulskiego na tym albumie. Zaskoczenie dla mnie jest tym większe, że spiritus movens zespołu Microexpressions zdołał umieścić tu swoją autorską kompozycję - uroczą kołysankę na 3/4. Jej łagodnie opadająca i falująca melodia refrenu stanowi zdecydowanie mój ulubiony punkt False Awakening. 

Osobiście irytuje mnie zakończenie albumu - trzyipółminutowe Where I Please buduje napięcie, którego nigdy nie rozwiązuje (nie zdąża rozwiązać?). Jego końcowe wyciszenie nie przynosi mi ulgi, zawsze pozostawia mnie chłodnym i niezadowolonym. Kiedyś mnie to denerwowało, dzisiaj i tak raczej skipuję ten nudzący mnie track. Czy będę wracał do False Awakening? Trudno powiedzieć, na razie zdążył dopaść mnie syndrom przesycenia (który oczywiście wynika z dużej ilości repeatów, mind you) i bynajmniej nie mam na to ochoty. Mimo, że album stanowi garść solidnych kompozycji, na dzień dzisiejszy stawiam go poniżej debiutu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.