sobota, 29 stycznia 2011

10 najlepszych singli 2010: Polska


Rok 2010 na długo pozostanie w pamięci fanom dobrej, polskiej muzyki zmuszającej do obsesyjnego ripitowania kolejnych utworów. Single rosły jak grzyby po deszczu: a grzyby, jak to grzyby - dają sporo radości, ale i potrafią przyprawić o niezłe bóle. Tak też było i tym razem - selekcja najlepszych z najlepszych była tak trudna, że sam siedziałem nad nią kilka dobrych tygodni, a niemal każda choćby dobra polska płyta dostarczała od 2 do 5 kandydatów listowych. Trzy umysły, trzy różne spojrzenia na zakończony właśnie rok, 13 singli, 13 tekstów, kilka minut czytania i kilkadziesiąt minut fantastycznej, polskiej muzyki. [Yeti]

Honorable mention:


Tede
Muzyka Miejska (feat. Pezet)
nominował: Yeti
[posłuchaj]



Najlepszym dostawcą singli na terenie Polandu wciąż pozostaje rap. Muzyka miejska, ale też i Na Zewnątrz W.E.N.Y, Rasmentalismu i Smarkiego Smarka nie dostały się na listę - błąd. Ostatecznie zdecydowałem się na wspólne dzieło warszawiaków, ze względu na kontekst historyczny i kwestię drugą, o której później. Otóż: panowie mieli beef, który trząsł miastem, by teraz - po latach - razem nagrać fantastyczny singiel o tym, jak kochają miejską muzykę. Nie obchodzi mnie wiarygodność, nie wiem gdzie Pezet kupuje kokainę, ale jego flow łączone z panczami w stylu niegrzeczni z natury noszą kaptury zespawane z - jak zwykle - nawijką na poziomie gospodarza (wielki plus za urban, kurwa) i... WOKAL REFRENU. Stali czytelnicy wiedzą, nowi mogą zerknąć tu i wszystko będzie jasne.


Kamp!
Distance of the Modern Hearts
nominował: Piąty Bitels
[posłuchaj]



Nie jest to jedyny przykład w polskiej muzyce roku zeszłego, że b-side podoba mi się bardziej niż a-side, ale znaczący. W Distance więcej jest, niż w Heats, konkretu i na pewno wszystko, czego oczekuję od muzyki w notkach prasowych figurującej jako „inspirowana latami osiemdziesiątymi” (co zazwyczaj kończy się jakimiś Hurts). Grube synthy, ale do tego, po którymś już z kolei wydawnictwie krócej-grającym, przyzwyczaili.

D4D
Love is Dangerous
nominował: SimonS
[posłuchaj]



Dick4Dick skrócili nazwę, nagrali przeciętną płytę, ale za singiel można ich wyróżnić. Love is Dangerous ma to, co powinien mieć. Wpadającą i taneczną melodię, która może rozkręcić nawet najsztywniejszą imprezę. Po balandze można obejrzeć oldschoolowy teledysk, który jest nagrany kamerą U-matic, w technice VHS i HI8. Na pochwałę zasługuje też pani z wideoklipu, która uzmysłowi Wam, jak dnia wczorajszego tańczyliście po kilku głębszych.


Top 10:


10
Afro Kolektyw
Hymn polskiej reprezentacji na MŚ 2010 w RPA
[posłuchaj]



"Nasi" sportowcy to temat na głębszą rozkminę (sam nie wiem, co mnie bardziej wkurza - kopiący się w czoło piłkarze czy wszechobecna Justysia Kowalczyk; jak Polska będzie mistrzem świata w piłce wodnej to publiczna też będzie pokazywać mecze? itd.), telewizja przestała mnie obchodzić dość dawno i w zasadzie oglądam już tylko ligę angielską na Canal+ i czasem różnego typu "programy z widzami". Nieważne. Chodzi o to, że wszystko dookoła jest słabe, ale Afro Kolektyw nigdy nie jest - bardzo nigdy i bardzo nie jest. Lapsusy (lol) komentatorów sportowych sklejone ręką mistrza, najlepszy teledysk w historii zespołu itd., itd. Gola strzelił Murzyn czarny jak dziś wieczór / i jest on najjaśniejszą postacią tego meczu robi furorę wśród znajomych. Mistrzostwo świata or sthg. [Yeti]


09
Jotas, Kes-a & DJ Pstyk
Na Siatkówce
[posłuchaj]



Jest zima, pół narodu tęskni do lipca, wobec czego apeluję: nie marudzimy, bierzemy słuchawki i zapuszczamy Na Siatkówce. Słoneczny bit, klimat wybrzeża, ciepło bije z dźwięków + zbiór przyjemnych panczy wakacyjnych w stylu pamiętaj: kłamstwo ma krótkie nóżki / naprawdę - piłem w Czechach wódkę z puszki, pochwała niedzielnej piłeczki i leniwy refren. Pieprzmy stres. [Yeti]


08
Iza Lach
Million
[posłuchaj]



Iza Lach to najsympatyczniejsza solistka w gronie polskiego popu, do tego gra we właściwej drużynie (jaranie się 'zwykłym' LUBIĘ TO na Facebooku od Pawła Stasiaka - how cool is that?), więc ściskam kciuki od jakiegoś już czasu. I jeśli Million jest efektem tego właśnie ściskania, to od dziś chodzę dumny jak członkowie Oasis. Trzy minuty trzynaście sekund fantastycznego elektropopu, gdzie ładnie skrojony bit kolaboruje z cudownym wokalem. Od debiutanckiego krążka panny (pani?) Lach nastąpiła muzyczna zmiana warty: radosne syntezatory zastąpiły równie dobry teen-pop - żywy dowód na zdolności ogarniania i kompozycji Lachówny. (Panno) Izo, dziękuję za te wszystkie ripity i trzymam kciuki dalej, takich Milionów chciałbym milion (he he). [Yeti]


07
Mikromusic
Chmurka
[posłuchaj]



Wrażliwość całkiem nieodległa od tej znanej mi, czy może bardziej: kojarzącej się, z Broadcast, tym bardziej – w wiadomych okolicznościach – dotyka, choć nie to przesądza o odbiorze, co jasne. Uśmiecham się na taką subtelność w pisaniu piosenek i całkiem docierają do mnie delikatnie dziewczęce, wydmuchiwane przez nos, wyrazy-„krajobrazy”. To wszystko błogo osadzone jest na „perkusji, która gra pierwsze skrzypce”. Trochę niżej rednacz napisze, że Chmurka to losowy i odstający element tej dziesiątki. Hm? Nie. [Piąty Bitels]


06
Tusz na Rękach i Voskovy
Cudowne Lata 90-te
[posłuchaj]



Mogę pochwalić się z tym, że jako jedyny z naszej trójki przeżyłem prawie w całości lata dziewięćdziesiąte. Mimo tych wielkich osiągnięć jednak trudno jest mi się identyfikować z tekstem piosenki. Gdy ta dekada się kończyła, na karku miałem zaledwie dziewięć lat, więc dla mnie trawka to jedynie była na trawniku i w życiu bym nie pomyślał, że jest też taka do palenia. Papierosy do dzisiaj omijam szerokim łukiem, a wódki, co może zaskoczyć współczesnych uczniów Szkół Podstawowych, nie piło się na przerwach w podstawówce. Mam zupełnie inne wspomnienia z tego okresu, ale w jednym się zgadzam. To faktycznie były cudowne lata 90-te. Bez komputera, z raczkującym kapitalizmem, który na pewno był lepiej odbierany przez dzieci, niż przez rodziców i całym klimatem, który czasem był kiczowaty, prześmiewczo-żałosny i bardzo barwny. Atmosfera której dobrze, że już nie ma, ale za którą czasami się tęskni, bo już nic z niej nie pozostało. Współczesna młodzież wczesnoszkolna ma czego mi zazdrościć, bo Oni za 20 lat będą w swoich piosenkach śpiewać o tym, jak za małolata zakładali konta na Facebooku i na podstawie swoich ciężkich doświadczeń życiowych tworzyli Demotywatory. Ja za to mam nutkę zazdrości w stronę Tusza, bo cudowne lata dwutysięczne były już zupełnie inne. Jednak i tak nam pewnie bliżej we wspomnieniach, niż mi i kolejnemu dorastającemu pokoleniu.  [SimonS]


05
Kamp!
Heats
[posłuchaj]



Po czym można poznać dobry zespół? Po tym, że nagrywa świetne piosenki, zdobywa rzeszę fanów i mimo, że nie musi, w następnym kroku stawia wszystko na jedną kartę. Na Thales One EP było wszystko. Przebojowość, melodyjność i skoczność. Co zrobiłby przeciętny artysta? Dograłby sześć podobnych stylistycznie kawałków, dodał do tego poprzednie pięć, wydał jako album i zarobiłby miliony. No dobra, polski artysta dorobiłby się tysięcy. Kamp! jednak nie jest formacją przeciętną i poszedł zupełnie inną drogą.

Zaprezentowali singiel, który zupełnie odcina się od poprzednich dokonań. Nic w tym niezwykłego, sporo artystów tak robi, ale Oni na swoim koncie nie mają jeszcze nawet debiutanckiej płyty! Wywołali kontrowersje, zawiedli kilku fanów, ale udowodnili, że z trendami muzycznymi są na bieżąco. My tu się radujemy nową Brodką, która nagrała mixtape lat zerowych, a to Kamp! zaprezentował piosenkę łączącą chillwave z latami osiemdziesiątymi. Czyli to, co obecnie najpopularniejsze. Na marketingu też się znają, bo po wywołaniu burzy ucichli na kolejne miesiące, a oczekiwania co do debiutanckiego krążka wciąż rosną. Dlatego teraz nie mogą nas zawieść. Rok 2011 będzie pasjonujący. [SimonS]


04
Brodka
W pięciu smakach
[posłuchaj]



„Ludzie, opanujcie się, takiego chłamu dawno nie było! Dobry to jest Iron Maiden, ale nie takie ścierwo. Pozdrowienia i szacunek dla tych, którzy potrafią odróżnić prawdziwe diamenty od plastikowego szmelcu”.

Amen. [Piąty Bitels]


03
Nerwowe Wakacje
Pan Samochodzik
[posłuchaj]



To nie jest tak, że uważam Pana Samochodzika za lepszego od Big Mind. Bo to tak, jakby się zastanawiać co jest lepsze, OK Computer czy Kid A. Obie piosenki są znakomite i tak naprawdę każda kładzie na łopatki pozostałe osiem. Decyduje nastrój, pora dnia, ilość chmur na niebie i inne mało znaczące kwestie. Wygrał u mnie Pan Samochodzik, bo poznałem go wcześniej, słuchałem go częściej i chyba mimo wszystko bardziej kojarzy mi się z wakacjami. Do tego zapadł mi w głowie moment, gdy w radiu leciał ten singiel, a ja akurat jechałem autem otoczony białymi polami, elektrycznym tlenem i tą pogodą, tą pogodą. Jak tu nie poczuć się Panem Samochodzikiem?  [SimonS]


02
Newest Zealand
As Sure as Sunrise
[posłuchaj]



Najchętniej sam bym opisał wszystkie single w tym zestawieniu, tj. uwielbiam każdą sekundę muzyki z pierwszej dziesiątki rankingu, za wyjątkiem "jakiegoś Mikromusic" (znalazł się tu tylko dlatego, że i Pawłowi zdaje się pomylić w ocenie kawałka). Moją rolą jednak, poza robieniem mnóstwa rzeczy więcej niż reszta, jednym z nielicznych przywilejów, jest przydzielanie tekstów przy podsumowaniach. I właśnie - poświęcam się, oddaję Big Mind, oddaję Pana Samochodzika, oddaję Kamp!, oddaję Tusz. Krótko mówiąc: oddałem kolegom WSZYSTKIE kawałki, które umilały mi lato, jesień i zimę (wiosną singli prawie nie miałem, nie słuchałem etc.) - no właśnie, żeby opisać ten. Bo choć kocham Big Mind (jest to miłość dozgonna, a Paweł jak nie napisze mistrzowskiego tekstu z uwzględnieniem MOICH emocji, to ma w ryj zwyczajnie), bo choć zachwycam się resztą, to jednak w właśnie widzę siebie. Widzę siebie w klawiszach, widzę siebie w basie, widzę siebie w tej trąbce (?), widzę siebie w chórkach, jak i głównym wokalu. Minęło kilka miesięcy, a As Sure As Sunrise towarzyszy mi niemal codziennie, po parę razy. I do dziś nie wsłuchałem się w tekst, i nie wsłucham się, bo mam go - jak Monika Brodka - głęboko w środku gdzieś. Tu muzyka jest wszystkim, tu słowa są potrzebne jedynie do tego, by był także wokal. (Big Mind 10.0; As Sure As Sunrise 9.7) [Yeti]


01
Nerwowe Wakacje
Big Mind
[posłuchaj]



Od dziecka, czyli kiedy Pluton jeszcze był planetą, chciałem być kosmonautą, bo z grawitacją się nie czuję łatwo. „Łatwo” czuję się za to – i na pewno bardzo dumnie – że utwór roku to utwór polski. I że taki to utwór. To nie tylko „najlepszy b-side polskiej muzyki popularnej” („jak to jest b-side to ja chcę nawet z-side'y”), ale czołówka polskich piosenek nagranych kiedykolwiek – i taki konsensus w sprawie jakiegokolwiek materiału muzycznego był „u nas” chyba tylko przy historycznych Miastach i niebach.

Groteskowość sytuacji: to jest b-side właśnie. Moim, cholera, dzieciom, które będą pytały – a na pewno będą – o okołodziesiątkowe piosenki z lat szczenięcych, puszczę b-side. A gdzieś w paralelnym, odległym, ale lepszym świecie w roku dwa tysiące wszystko jedno, wszyscy znają Big Mind i jest to evergreen wśród paralelnych, odległych, ale lepszych ludzi.

I nie, to chyba oczywiste, nie chodzi mi tylko o lirykę. Może i chodziłoby, gdybym był po lekturze książki o tym samym tytule („umysł bez granic i serce bez granic” a książka – instrukcja obsługi umysłu: muszę sprawdzić). Chodzi o to:

Że w prostą, popową formę – na pierwszy, drugi i piętnasty rzut ucha w nutę, nie wyróżniającą się wśród kilkanastu piosenek wyżej – zmieszczono perfekcyjnie prowadzący za rączkę chórek, żeby nie zgubić się w triumfalnym pochodzie gitary, perkusji i – najlepszych tutaj, chociaż na którymś planie dopiero – pojedynczych dziobnięć w klawisz. Widzimy się na długograju.

(Długo powstrzymywałem się przed cytowaniem tutaj: Przemierzę bezkres i spytam o jeszcze / kosmos jest pyłkiem na twojej sukience, ale w ostatniej rundzie poległem, wszak „za rok, za dzień, za chwilę” będę się śmiał z tego, co napiszę, ale miło byłoby bez cienia żenady zaśpiewać komuś te dwie linijki). [Piąty Bitels]