poniedziałek, 26 grudnia 2011

Ramona Rey: 3

OCENA: 7.0
Ramona Rey to trochę jest dziewczyna z naszej paczki. Lubimy bowiem eksperymenty, lubimy udziwnianie rzeczy prostych przy jednoczesnej pamięci o podstawach -- melodii, chwytliwości. Taki pop nam się marzy, takiego popu chcemy słuchać: inteligentnego, ale przyswajalnego. Niestety, na nowym długograju Katarzyna Okońska osiąga to tylko połowicznie, wciąż każąc nam oczekiwać na coś, co się chyba już nigdy nie zdarzy - opus magnum album, który wdarłby się na listy przebojów w takim kraju jak nasz, jednocześnie dostarczając mnóstwo wrażeń muzycznych. Szkoda.

sobota, 26 listopada 2011

Kaseciarz: Surfin' Małopolska

OCENA: 6.5
Lubicie King of the Beach? Marzycie o tym, żeby spędzać wakacje nad Bałtykiem, mając w słuchawkach polski surf rock? Wasze marzenia właśnie zostały zrealizowane, a o przyszłorocznym letnim urlopie będziecie myśleć coraz częściej. Chociaż tytuł Surfin' Małopolska brzmi równie abstrakcyjnie co Surfin' Czech Republic czy Surfin' Switzerland, to naprawdę czuć tu ten nadmorski klimat. Materiał został nagrany praktycznie za darmo. Darmowe były programy rejestrujące, instrumenty, oraz studio. Stąd też Kaseciarz określa gatunek przez siebie grany swojską nazwą dziadostwo rock.

środa, 23 listopada 2011

Braty z Rakemna w programie TVP2: POZIOM 2.0

Serdecznie zapraszamy naszych czytelników przed odbiorniki telewizorów we wtorek, 29 listopada, o godzinie 16:15. Szczególnie polecamy kanał drugi telewizji polskiej, a dokładniej program POZIOM 2.0. Dlaczego zapraszamy? Dlatego, że wystąpi tam gryfińska grupa Braty z Rakemna i zagra na żywo dwa utwory ze swojego drugiego album pt. Krew, Sex, Popyt, Podaż. My objęliśmy patronatem ten występ i mamy nadzieje, że nas nie zawiedziecie i obejrzycie go razem z nami.


Udział grupy Braty z Rakemna w programie telewizyjnym TVP2 POZIOM 2.0
Kiedy: 29 listopada 2011 (wtorek) g. 16:15

sobota, 19 listopada 2011

Organizm: Koniec, początek, powidok

OCENA: 6.5
Słuchałem tej płyty pięć czy sześć razy i wiem dużo i nie wiem nic, wiem dużo i nie wiem nic. Rekomendacje Nosowskiej czy Wiraszki w ostatnich latach nie znaczą już przecież zupełnie nic, we've got the Internet; z drugiej strony gości wydaje Wytwórnia Krajowa, czyli - śmiem twierdzić - najlepsza idea w polskiej muzyce od lat kilku przynajmniej; to jest od pierwszej edycji Off Festivalu i od założenia młodych, gniewnych serwisów z niezalem w sieci.

czwartek, 17 listopada 2011

Superxiu: Idealism

OCENA: 7
W zasadzie nie mam pojęcia czym mnie urzekła ta płyta w pierwszym momencie. Jak babcię kocham - po pierwszym odsłuchu to były dla mnie wręcz dziewiątkowe klimaty. Byłem oszołomiony. Oszołomienie nieco przeszło, ale uznanie pozostało. Bo być może płyta Superxiu nie jest płytą na miarę naszych czasów. Może też być tak, że nie jest tak strasznie odkrywcza jak mi się wydawało po początkowych odsłuchach. Ale nawet pomimo tego, Idealism wykracza po za to wszystko do czego przywykliśmy. 

Marina: Hardbeat

OCENA: 5
Marina to, Marina tamto. Człowieku, jak możesz nie słuchać Mariny, musisz posłuchać Mariny, Marina Marina, Łuczenko, Łuczenko!

"Hardbeat jest polskim Femme Fatale i nie mam co do tego wątpliwości" - deklaruje Kamil Babacz. No cóż, nie chciałbym i - na szczęście - tego nie słyszę, nie widzę, nie czuję. Nowa Marina przypomina raczej bardziej udane fragmenty twórczości Katy Perry i kilku eskowych gwiazd playlist w klubach; sporo tu wypchniętego na parkiet teen popu. 

wtorek, 15 listopada 2011

Washed Out: Within and Without

OCENA: 5.5
Często zastanawiam się, zwłaszcza podczas próby opisania którejś z płyt, czy jest możliwa, choć trochę obiektywna ocena. Wynik tych rozmyślań za każdym razem jest niepomyślny dla oceny obiektywnej. Zawsze jest jakiś kontekst, a najgorszym z nich jest nasza wrażliwość i to co się aktualnie z nami dzieje. Gdyby nie zdrowy rozsądek, z tą oceną mogłoby być bardzo różnie: zazwyczaj mało opiniotwórczo.

sobota, 12 listopada 2011

Sylwia Grzeszczak: Sen o przyszłości

OCENA: 0.5
Dlaczego o tym piszę? Przecież wszyscy wiemy, że o złej muzyce się nie wspomina. Przecież wszyscy wiemy, że "gigabajty bzdur" zalewają nasze uszy. Niemniej jednak przyjąłem pozycję "nawet jeśli pozostawisz w moim sercu gruby żal / i co jeszcze, jeszcze sprawisz / nie obchodzi mnie i tak". Postanowiłem przesłuchać.

Jestem socjologicznie zafascynowany.

kIRk: Msza Święta w Brąswałdzie

OCENA: 8
Za Wikipedią: illbient – mroczna, ciężka i psychotyczna (zgadza się!) muzyka łącząca w sobie elementy takich gatunków jak dark ambient, hip-hop, dub, drum'n'bass, jazz (zgadza się!).



wtorek, 8 listopada 2011

Drekoty: Trafostacja (II) (EP)

OCENA: 6
W recenzji The Lollipops napisałem, że mam nadzieję, że następne edycje festiwalu Gramy będą tak samo owocne jak dwie poprzednie. Moje nadzieje zostały spełnione i w tegorocznej edycji spore sukcesy odniósł zespół Drekoty. Założycielka tego projektu, czyli grająca na perkusji Ola Rzepka, została uznana najlepszą instrumentalistką festiwalu, a utwór Poddania otrzymał wyróżnienie od Polskiego Radia Szczecin za najlepsze wykonanie piosenki w języku polskim.

poniedziałek, 31 października 2011

Łona i Webber: Cztery i pół

OCENA: 5.5
___===||||.... stuk puk hgh stuk stuk puk puk ghgh stuk puk puk stuk ___===||||.... ghgh stuk puk hgh stuk stuk puk puk ghgh stuk puk puk___===||||.... stuk ghgh stuk puk hgh stuk stuk puk puk ghgh stuk puk puk stuk ghgh stuk puk hgh ___===||||....stuk stuk puk puk ghgh stuk puk puk stuk ghgh ___===||||....___===||||....___===||||.... ___===||||.... stuk puk hgh stuk stuk puk puk ghgh stuk puk puk stuk ___===||||.... ghgh stuk puk hgh stuk stuk puk puk ghgh stuk puk puk___===||||.... stuk ghgh stuk puk hgh stuk stuk puk puk ghgh stuk puk puk stuk ghgh stuk puk hgh ___===||||....stuk stuk puk puk ghgh stuk puk puk stuk ghgh ___===||||....___===||||....___===||||....

piątek, 28 października 2011

M83: Hurry Up, We're Dreaming

OCENA: 5
Jaka powinna być odpowiedź recenzenta na długą płytę artysty? Krótka recenzja. Przynajmniej w tym przypadku, bo mimo, że Hurry Up, We're Dreaming ma długi tytuł i posiada aż 22 indeksy, to tak naprawdę nie ma się tu o czym rozpisywać. Niestety, bo od twórcy już klasycznego Dead Cities, Red Seas & Lost Ghosts czy osobiście mojego ulubionego Saturdays = Youth oczekuje się czegoś ciekawszego. Tym bardziej, że singiel Midnight City dał nadzieję na coś dobrego, więc rozczarowanie tym większe.

środa, 26 października 2011

Cool Kids of Death: Plan ewakuacji

OCENA: 5.5 
Kilka dni temu zespół Cool Kids of Death ogłosił, że Plan ewakuacji będzie ich ostatnią płytą w dorobku. Możemy jedynie gdybać, czy to prawda, czy kolejne przekomarzanie się ze słuchaczami. Tak jak wielu recenzentów zjadło zęby na interpretacji piosenek łódzkiego zespołu, tak i teraz intencje nie są jasne. Może jednak faktycznie tak będzie. Reaktywacja na dwudziestolecie debiutu, wielka trasa, pieniądze i chwała. Tylko, że na razie mówi się jedynie o zaprzestaniu nagrywania nowego materiału, a koncerty mają się odbywać dalej. Chyba, że zabraknie chętnych, a organizatorzy będą płacić za mało. Jednak to przyszłość, na razie mamy przed sobą Plan Ewakuacji. Płytę, której interpretacja jest równie ciekawa.

niedziela, 23 października 2011

Iza Lach: Krzyk

OCENA: 7.5
Hej dziewczyno, spójrz na misia, nie mów nic, czas na miłość.

Żyjemy w kulturze męskiej: to dziewczyny noszą spodnie, a nie chłopcy spódnice. Żyjemy w kulturze, w której każdy (poza jednym posłem/anką - trwają ustalenia) dąży do bycia mężczyzną; feministki dowodzone przez Magdalenę Środę i Kazimierę Szczukę oczekują wyzwolenia kobiecości poprzez zmężnienie kobiet.

poniedziałek, 17 października 2011

Real Estate: Days

OCENA: 6.5
Z muzyką czasami bywa tak, że musi się nałożyć na siebie kilka czynników, żeby można było ją docenić w pełni. Taka właśnie reakcja nastąpiła, gdy po raz pierwszy słuchałem płyty Days. Pogoda w tym roku cały czas sobie z nas drwi, więc nic dziwnego nie było w tym, że 2 października było bezchmurnie, a termometr pokazywał ponad 20 stopni. Pomyślałem więc, że czemu by tego nie wykorzystać i w tak piękny dzień nie zamknąć sezonu rowerowego. Wrzuciłem więc na komórkę płytę zespołu Real Estate i wyruszyłem w trasę.

niedziela, 16 października 2011

Justice: Audio, Video, Disco

OCENA: 3
…And Justice for All – mógłbym powiedzieć cztery lata temu jako pomyślne życzenia lub teraz – jako życzenia złe. I jeżeli ktoś stęsknił się za autorami niezgorszego , niech po prostu wróci do . Do Audio, Video, Disco wracać „nie ma co”.

Głód, ubóstwo, komedie romantyczne, posłowie-transseksualiści – na świecie dzieje się tyle zła, że wcale niepotrzebne jest stadionowe electro. Details make the girls sweat even more – niby – ale ta pompa, ta przeładowana bańka efektów, ma tu za zadanie odwracać uwagę od niewygodnego faktu: Audio, Video, Disco to huczna, w sumie nieinwazyjna, ale jednak – parada wypełniaczy.

wtorek, 20 września 2011

Benagain: Temat zastępczy (EP)

OCENA: 6.5
"Rzeczy piękne są trudne" (Platon) VS "Co ty tam wiesz?" (ja). Temat zastępczy czyni sytuację klarowniejszą, jaśniejszą, bardziej przejrzystą. Jeden zero dla mnie, wiesz o tym, Szerokoplecy, "nie udawaj Greka".
Jestem zauroczony.

Odkąd Szymon zorientował się, że przy podawaniu maila na pasku narzędzi po prawej stronie z niejasnych przyczyn dodał "www", dostajemy materiałów jakby więcej. Hm. Jest tego trochę, mamy co słuchać - a przecież staramy się też trzymać rękę na pulsie i w życiu, i w muzyce, a to przecież nie takie znowuż. W każdym razie - właśnie tak, ściągając jeden z załączników, poznałem Benagain.

niedziela, 18 września 2011

Dead Snow Monster: Dead Snow Monster (EP)

OCENA: 4.5
Tak, przypomniało mi się. Był dziewiąty dzień kwietnia bieżącego roku. Szczecin, Dom Kultury Słowianin. Festiwal Niekoniecznie o Miłości. Jako gwiazdy Cool Kids of Death, Psychocukier i Bajzel. Jako debiutanci Dead Snow Monster. Z występu tego ostatniego zespołu pamiętam niewiele, może oprócz wokalu, który brzmiał jak głos Jacka White'a. Z jednej strony może to być ich atut. Prawdopodobnie jednak będzie to ich przekleństwo.

wtorek, 6 września 2011

The Rapture: In the Grace of Your Love

OCENA: 5
Ta recenzja jest dużo bardziej optymistyczna, kiedy ostatni akapit czyta się jako pierwszy. Ta ocena tak naprawdę nic nie mówi. Ta płyta jest dużo ciekawsza, kiedy skacze się między indeksem ósmym a dziesiątym. Tego wstępu nie ma.

Not deep enough – odpowiadam, gdy Rapture pytają: How Deep is Your Love?, bo próżno tu szukać drugiego How Deep…właśnie. Podbija serca, bije bity, się wwierca – o tym paradyskotekowym, naturalnie zaraźliwym hymnie napisano dużo i, być może, wciąż za mało (my tutaj). Trochę w tym ironii – i o tym dzisiaj – że How Deep is Your Love? świetnie sprawdziło się jako zwiastun płyty, która nie sprawdziła się świetnie.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Summer Heart: Never Let Me Go (EP)

OCENA: 6.5
Mam problem. Chciałbym wam zaproponować zapoznanie się z fajną płytą, ale nie wiem co bym mógł o niej napisać. Jak wiadomo, pisanie na temat muzyki jest jak tańczenie na temat architektury. O chillwave zostało powiedziane już wszystko, więc po co mam powielać. Pogoda, a dokładniej niepogoda była tematem numer jeden tych wakacji, więc też, ile można. Zresztą, nareszcie doczekaliśmy się słońca i widujemy je codziennie. Dlatego też to jest dobry powód, żeby zapoznać się z tą EP-ką.

sobota, 27 sierpnia 2011

Microexpressions: Lie In Wait (EP)

OCENA: 7.5
Okej, może i trochę we mnie Pezeta, bo nie jestem dawno. Nie jestem dawno, gdyż w ostatnim czasie raczej nadrabiałem / odświeżałem klasykę, raczej ogarniałem na jutubie występy live ulubionych artystów (Kylie!) bądź bitwy fristajlowe. Mówiąc krócej: nie jestem dawno, bo i w zasadzie nie miałem o czym pisać.

Ale to też nie jest tak - i oto dowód - że "kiedyś to była muzyka", a dziś co. A dziś jej nie ma? Jest, jest i oto zdradza kolejne swoje oblicze roku 2011, a są to: długie jak równik i gęste jak bigos kompozycje i aranże powstające gdzieś w Polsce, a wypuszczane do całego Internetu i trafiające (niestety) do zbyt niewielu. "Jeszcze nigdy tak niewielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym", mógłby powiedzieć Churchill o Microexpressions - gdyż wciąż zbyt wąskie grono słuchaczy poznało doskonałe wytwory tego duetu.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Almunia: New Moon

OCENA: 7.5
Witajcie w naszej bajce.

Włosi, podobno, robią to lepiej. Robią. Ceccanto i Salvadoriemu – stojącym za Almunią – do włożenia (włoszenia!) się „tak po prostu” pod nubalearyczną szufladkę i do bycia „tak po prostu” muzyką ilustracyjną o wiele za daleko, żeby traktować ich New Moon jako byle chille.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Boom Clap Bachelors: Mellem dine læber (EP)

OCENA: 5.5
Dania główne: Dania. Ja mówię: „Dania”, wy mówicie: „Junior Senior”, a duńscy Boom Clap Bachelors wcale tak nie mówią, bo z Juniorów bliżej im nie do Senior, a do Boys. Nie ma więc ujadania, ani w mordę dania, a jest (za) subtelnie.

I (za) delikatnie. Smyczki, klawisze, gitara akustyczna, grzechotki, programowanie – zaaranżowane jednocześnie – nie tylko nie robią tłoku, ale – przekornie – kreślą pełen spokój, bezpieczeństwo. Przesadzone bezpieczeństwo, zresztą, bo te subtelnie popowe, może spóźnione parę ładnych lat, utwory są równie uroczo easy-listeningowe, co po prostu przeźroczyste.

sobota, 13 sierpnia 2011

OFF Festival 2011: Niedziela


Ostatni dzień festiwalu stał pod znakiem ulewnego deszczu, burzy i błota. Więc pod wieczór spokojnie można było zrobić mini-woodstock. Na szczęście, oprócz pojedynczych wyskoków, żadna większa grupka nie wpadła na ten pomysł. Z powodów atmosferycznych ominął mnie koncert Paris Tetris, bo w strefie gastro miałem miejsce siedzące i miło było obserwować, jak w koło wszyscy muszą się męczyć na stojąco. W sumie to ciekawe, że wszyscy ewakuowali się do namiotu piwnego, a nie do eksperymentalnego. Jak stać, to chyba lepiej na koncercie? Na swoje usprawiedliwienie dodam, że ja tam zasiadłem, gdy świeciło piękne słoneczko. Koncertowo był to dzień przeciętnego popołudnia i bardzo udanego wieczoru. Więc mimo początkowego mojego zrzędzenia, nie zrażajcie się, bo potem będzie się działo. Tak więc, zapraszam na relację z dnia trzeciego.

piątek, 12 sierpnia 2011

OFF Festival 2011: Sobota


Sobota była najbardziej aktywnym dniem pod względem koncertów. Uczestniczyłem aż w dziewięciu z nich, a gdyby nie Polvo przesunięte na 2:40, to byłoby by ich dziesięć. Brak możliwości zobaczenia tej nojsowej grupy było dla mnie największą stratą tegorocznego OFF-a. Wiadomo, sam zespół w końcu pojawił się na scenie, ale nie widziało mi się czekanie do trzeciej nad ranem na rockowy występ. To nie pora na gitary. Ale oprócz tej wpadki organizacyjno-logistycznej reszta dnia minęła pomyślnie, więc możemy już przejść do omawiania sobotnich koncertów.

czwartek, 11 sierpnia 2011

OFF Festival 2011: Piątek


Z festiwalami tak już jest, że praktycznie niemożliwe jest pojawienie się na wszystkich koncertach, które planowało się zobaczyć. Dlatego też lista zespołów, które przegapiłem, jest równie imponująca, jak ta, na której pojawiają się najlepsze koncerty tegorocznej edycji. Wyobrażałem sobie, że maraton rozpocznę od wyśpiewania z The Car is on Fire: sunshine, yeah!, ale z powodów logistycznych w Dolinie Trzech Stawów pojawiłem się dopiero w czasie występu Lecha Janerki. Sobotni koncert Kamp! był w porze śniadaniowej, bo kto daje o 15:00 koncert najlepszego tanecznego zespołu w Polsce? Do tego trwający zaledwie pół godziny. Z grupy, która na dniach wydaje debiutancki album, można chyba wycisnąć więcej? Zdążyłem zaledwie na półtora piosenki i – widząc reakcję publiki – wiem, że straciłem jeden z lepszych tegorocznych koncertów. W niedzielę za to spóźniłem się na Ringo Deathstarr, dlatego za rok będę musiał wybierać się na koncerty wcześniejsze, to być może wtedy zdążę na te, które chcę zobaczyć. W ogóle, w tym roku było mi nie po drodze z polskimi zespołami i trafiłem tylko na Kyst, o czym później. Ale to nie tak, że Polaków nie chciałem słuchać i oglądać, tylko zazwyczaj grali o tych nieszczęsnych, porannych porach. Trudno, zawsze jest szansa, że wpadną do mojego miasta. Dobra, po tym ogólnym wstępie lecimy z relacjami z poszczególnych dni. Zaczynamy oczywiście od piątku.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Gang Gang Dance: Eye Contact

OCENA: 8.5
Ciężkie zadanie ma recenzent tego albumu, bo - przystępując do opisu czegoś tak kreatywnego - wypadałoby się popisać kreatywnością. Tymczasem wciąż nieustalone pozostaje czy po Gang Gang Dance ten termin w ogóle jeszcze istnieje, albowiem na swoim najnowszym albumie ziomy zupełnie bezczelnie, zupełnie jak ekscentryczni szefowie kuchni, mieszają wszystko ze wszystkim w najdziwniejszych proporcjach i - cholera - wychodzi im coś pysznego. What do you want me to say? - jak śpiewał lider D-Planu niedługo po tym, gdy zobaczył ich na scenie festiwalu Pitchforka.

niedziela, 31 lipca 2011

Single Player #6: lato 2011


Lato, jakie jest, każdy widzi – czasem pada, czasem mniej pada. To dobry moment, przy okazji nowego Single Playera, na nabicie nam licznika odwiedzin. Dziś między innymi o tym, co łączy nas i The Car Is On Fire oraz Jamesa Bonda i Diamond Doves. Powstawaniu tego wydania towarzyszyły różne emocje: od chęci wywalenia siebie z redakcji po chęć wywalenia Szymona z redakcji. Tym bardziej zapraszam! [Piąty Bitels]

środa, 27 lipca 2011

Warszafski Deszcz: Prawfdepowiedziafszy

OCENA: 7
Tede w ciągu ostatnich kilku lat serwuje nam prawdziwy zalew kolejnymi swoimi projektami. Nikt już nie liczy, ile było sequeli Notesu, nikt nie liczy albumów wydawanych z myślą o zdissowaniu Ryszarda z Poznania, a dochodzą do tego jeszcze mixtape'y. Jednak wśród tej prawdziwej powodzi projektów na pierwszy plan wypływa ostatnia płyta Warszafskiego Deszczu, która gdzieniegdzie urasta nawet do miana faworytów zestawienia Album Roku 2011 a Tede i Numer Raz leją wodę w wywiadach dla poszczególnych serwisów. Jest lipiec, najbardziej deszczowy miesiąc w Polsce - najwyższa pora przyjrzeć się uważnie, skąd wzięło się to całe zamieszanie.

wtorek, 19 lipca 2011

Encypopedia: Republika


Republika - toruńska grupa (przestań, nawet tak nie żartuj) nowofalowa. Założona w 1981 roku, przestała istnieć pięć lat później, by reaktywować się za kolejne cztery lata... A potem wszyscy wiemy, co się stało.

piątek, 15 lipca 2011

Monster Rally: Coral

OCENA: 4.5
Piąty krąg piekła u Dantego przynależał do – między innymi – leniwych i zazdrosnych. I ja, i człowiek stojący za Monster Rally, byśmy się tam znaleźli: zazdroszczę mu produktów jego lenistwa.

Coral to fenomen, bo śmiało i ja, i ty moglibyśmy „nagrać” tę płytę lekko. Już wyjaśniam. Ten album jest zbiorem zapętlonych do około dwóch minut parosekundowych ścinek z muzyki egzotycznej. Nie wiem, jaki koncept za tym przemawia i na ile ten rodzaj minimalizmu hołduje Basinskiemu, ale wbrew, może przesadzonej, prostocie wyrazu, słucha się tych personpitchowych transów z przyjemnością.

czwartek, 14 lipca 2011

Muzyka Końca Lata: PKP Anielina

OCENA: 6
PKP Anielina. W jakiejś mierze sam tytuł trzeciego longpleja Muzyki Końca Lata jest ryzykowny - szczególnie zaś jego pierwszy człon, a jeśli nie wiecie czemu, to zapytajcie Łonę. Ale pomijając te nieśmieszne żarty, trzeba przyznać mińszczanom, że moment na powrót wybrali idealny. Debiut Nerwowych Wakacji i nagły coming-out wszystkich polskich krytyków zakochanych w big-beacie i innych osiągnięciach rodzimego kompozytorstwa z pewnością sprzyja wydaniu takiej płyty po kilku latach milczenia.

wtorek, 12 lipca 2011

John Maus: We Must Become the Pitiless Censors of Ourselves

OCENA: 7.5
Skończyło się pierwsze półrocze 2011 roku. Jak je oceniacie pod względem muzycznym? Macie już swoich faworytów do zwycięstwa w podsumowaniu rocznym? Toro y Moi, Gang Gang Dance, Bon Iver, czy może jeszcze ktoś inny? Oczywiście cała trójka jest bardzo mocna, ale sądzę, że w moim rankingu pokrzyżować im szyki może John Maus. Jego nowa płyta, obok Polish Rock jest przeze mnie najczęściej słuchaną w tym roku. A znam ją przecież dopiero gdzieś od miesiąca. Tak samo jak jej autora, który jest muzycznym znajomym Ariela Rosenberga i czasami to słychać. Co oczywiście nie jest żadnym zarzutem.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Encypopedia: Siekiera


Siekiera - zespół z Puław, w którym punk z nową falą się równoważą. Kultowa grupa zarówno dla brudasów z Jarocina, jak i znawców, którzy bywają nieco zdegustowani, że to dobra muzyka jednak. Nowa fala, nowa fala, nowa fala.

piątek, 8 lipca 2011

Sophie Ellis-Bextor: Make a Scene

OCENA: 5.5
Pani w zielonej sukience powróciła. Gdy w naszym podsumowaniu dekady Me and My Imigration zajęło 15 miejsce, a Catch You 22, mieliśmy nadzieję, że kolejna płyta będzie równie dobra, co ta z 2007 roku. Niestety, kilka miesięcy później zostaliśmy zaatakowani singlem z Freemasons. Następnie kolejnym z ich udziałem i gdy myśleliśmy, że bić leżącego nie można, pojawił się Junior Caldera. Tym o to sposobem cała redakcja straciła chęć zapoznania się z nową płytą. I tak by pozostało na wieki, gdybym nie usłyszał najnowszego singla Starlight. Oczywiście nie jest to poziom MaMI, ale jest na tyle przyjemny, że postanowiłem zmierzyć się z nowym albumem Brytyjki.

środa, 6 lipca 2011

W.E.N.A.: Dalekie Zbliżenia

OCENA: 4
 Po pierwszym legalu VNM-a, przyszła pora na jego dobrego zioma. W.E.N.A. jako bohater kolejnego transferu z podziemia do, heh, mainstreamu, wzbudzał dość spore zainteresowanie. Sam widzę po swoich "kumplach od rapu": opinie w stylu "no nareszcie ktoś wyjdzie i pokaże im, czym jest prawdziwy rap" przejawiały się wśród nich najczęściej. No i właśnie w tym jest problem, że raczej chyba nie bardzo. I że to jednak naprawdę spore rozczarowanie.

wtorek, 5 lipca 2011

Jensen Sportag: Pure Wet (EP)

OCENA: 8
Strzelamy z tą minirecką z refleksem godnym chyba tylko nas samych - no bo sami powiedzcie, kto podsumowywał rok w lutym, no kto. Ale strzelamy też w poczuciu, że Pure Wet jest wydarzeniem zbyt ważnym, by nie wspominać o nim w ogóle - minialbum uderza bowiem w rejony, które każą rywalizować mu o miano najlepszego materiału muzycznego w roku 2011 (czy da radę - przekonamy się już po sylwestrze, acz mamy nadzieję, że przed lutym). No a przede wszystkim uderzamy w poczuciu, że dobrą muzykę można promować także po zmroku i niezależnie od pogody, if you know what i mean.

wtorek, 28 czerwca 2011

Encypopedia: Skaldowie


Skaldowie - krakowski zespół rockowy założony w 1965 roku. Łączył w sobie wszystko co najlepsze w muzyce The Beatles, Beach Boys ze swojską, krakowską lub góralską zaśpiewką. Potem skażony nieco prog-rockiem.

sobota, 18 czerwca 2011

Myslovitz: Nieważne jak wysoko jesteśmy...

OCENA: 4
Pięć lat minęło odkąd Myslovitz wydało Happiness Is Easy i było to pięć lat owocnej pracy i przemian chyba dla każdego z nas. Artur Rojek zajął się Off Festivalem, czyniąc z imprezy wielkie wydarzenie na skali wykraczającej nawet poza rejony kraju, Wojciech Powaga zajął się nagrywaniem płyty z Tomkiem Makowieckim, o której - z litości - na blogu nie wspominaliśmy, ja zaś słuchałem wiele muzyki, stopniowo odchodząc od niegdyś mego ulubionego zespołu (heh, no, były takie czasy) i nabierając nieco bardziej trzeźwego spojrzenia na dorobek artystyczny "zbawców polskiego rocka" z Mysłowic", jak kiedyś sądziłem. No i założyłem Uchem w Nutę, rozumiecie.

piątek, 17 czerwca 2011

VETO: Everything Is Amplified

OCENA: 6
Można powoli zacząć mówić o tym, że czerwiec został zdominowany przez kraje nordyckie. Była Szwedka, Islandczycy, a teraz nadszedł czas na Duńczyków. Być może to ciekawy pomysł na regionalizacje miesięcy. Czerwiec byłby poświęcony Skandynawii, lipiec krajom frankońskim, sierpień germańskim, a wrzesień anglosaskim. Na szczęście, to jeden z tych pomysłów, który nigdy nie zostanie zrealizowany. Tak jak już mówiłem, VETO jest zespołem z Danii, gra coś na pograniczu electro-rocka, a Everything Is Amplified jest ich trzecią płytą w dorobku. Czym mogą się pochwalić? Tym, że w 2007 roku wygrali nagrodę Best New Act oraz Best Danish Music Video w konkursie Danish Music Awards 

wtorek, 14 czerwca 2011

Milcz Serce: Milcz Serce (Demo LP)

OCENA: 7

Kilka dni temu w sieci pojawiło się wydawnictwo, rozpropagowane przez najciemniejszy kanał polskiego internetowego (wszech)świata. Na szczęście dość szybko dowiedzieliśmy się o tym stojącym na bardzo wysokim poziomie albumie. Ponieważ Milcz Serce mają z czym trafiać do słuchacza,  nie można pozwolić na to, by to wydarzenie przeszło bez żadnego echa.

niedziela, 12 czerwca 2011

FM Belfast: Don't Want to Sleep

OCENA: 4
FM Belfast był jednym z najsympatyczniejszych zespołów jakie poznałem w ubiegłym roku. Debiutancka płyta posiadająca takie utwory jak Frequency, Underwear czy President, była pełna pozytywnej energii. Album był na tyle fajna, że nawet chciałem go zrecenzować, ale że był z 2009 roku, a nam zdarzają się bieżące zaległości, to sobie odpuściłem. Zespół wystąpił również na zeszłorocznej edycji OFF-a, a koncert był najlepszym z możliwych otwarciem drugiego dnia festiwalu. Była to godzina zabawy, skakania i tańca. Teraz wracają z nową płytą, która była promowana singlem z poprzedniego krążka. Chociaż wiedząc teraz na jakim poziomie jest obecny materiał, nie powinno to tak dziwić.

środa, 8 czerwca 2011

Trupa Trupa: LP

OCENA: 7.5
Dni wiatru nie są moją polską płytą dekady, bo – nawet, jeśli rozumiem, że taki był zamysł – brak jej spoistości, skondensowania. Oczywiście, musiałbym mocno ugryźć się w wargi, żeby powiedzieć, że czas na Dniach wiatru w przerwie między „momentem” a „momentem” się „marnuje”, ale ciężko powiedzieć o tej płycie, że „płynie”. Debiutancki album Trupy Trupa „płynie” – stylem dowolnym, na krótkim dystansie, o długość ramion przed twoją płytą roku.

niedziela, 5 czerwca 2011

Veronica Maggio: Satan i gatan

OCENA: 7
W latach zerowych Szwecja słynęła nie ze śledzi, a śledzenia – poczynań tamtejszego popu w niezalkręgach niezalświatka. Tough Alliance, Air France, Studio, Familjen, czy wreszcie Robyn – stali się ucieczką od klisz ścieranych tak w Stanach, jak i na Wyspach. Po(to)p szwedzki – kilka lat po balearycznym boomie – ma się nie gorzej niż na A New Chance, bo Veronica Maggio, ze skutecznością Roberto Baggio, wypuszcza album, jakiego w tym roku ze Szwecją szukać.

sobota, 4 czerwca 2011

Encypopedia: Papa Dance


Papa Dance - kultowy w pewnych kręgach polski zespół synthpopowy lat osiemdziesiątych. Charakteryzuje się uznaniem koneserów i hejtingiem reszty społeczeństwa, pięknymi melodiami i doskonałymi aranżami.

piątek, 3 czerwca 2011

Czerwcowe koncerty Shiny Beats


3.06.2011 - Gdańsk, Kamienica w Gdańsku Wrzeszczu, wernisaż muralu Shiny Beats

09.06.2011 - Poznań, klub Pod Minogą, support zespołu Skinny Patrini

11.06.2011 - Poznań, koncert live w Radiu Afera

21.06.2011 - Toruń, Światowy Dzień Muzyki

23.06.2011 - Warszawa, Centrum taniej młodzieży with Twin Prix

29.06.2011 - Sopot, Vintage INDIE Party with Pretty Scumbags, Double Trouble, Hype Wax Design, Adrian V 


sobota, 28 maja 2011

Encypopedia: Czerwone Gitary


Czerwone Gitary - gdański zespół muzyczny założony w 1965 roku przez Jerzego Kosselę i Henryka Zemorskiego. Twoja mama była zakochana przynajmniej w Klenczonie i Krajewskim, babcia i ciotki zresztą najpewniej także. Z wiadomych względów nazywani polskimi Fab Four, potęgi big-bitu, czego byś pod tym pojęciem nie rozumiał(a).

czwartek, 26 maja 2011

Tides From Nebula: Earthshine

OCENA: 6
Rok 2009 przyniósł nam dwa ciekawe debiuty na polskiej scenie post-rocka. Było to Tides From Nebula oraz New Century Classics. Jeżeli czytacie nas od zamierzchłych czasów, to zapewne pamiętacie, że większą aprobatę zyskał u nas ten drugi zespół. Dowodem na to była recenzja oraz piąte miejsce w podsumowaniu polskich płyt. Co nie świadczyło o tym, że Aura była gorszą płytą, bo uważam ją za równie dobrą, ale za gorszą od piwa, bo gdy miałem okazję usłyszeć ją na żywo na OFF Festivalu, to z pragnieniem nie miała szans. Natural Process wygrała, bo było na niej czuć powiew świeżości, a jak wiadomo, w tym gatunku bywa to bardzo trudne. Minęły dwa lata i nadszedł czas na rewanż. 

poniedziałek, 23 maja 2011

Encypopedia: Anna Jurksztowicz


Anna Jurksztowicz (ur. 1963 r.) - wokalistka jazzowa i popowa; producent muzyczny. Pochodzi ze Szczecina, gdzie ukończyła Wydział Wokalny Średniej Szkoły Muzycznej. Lubiła występować na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, gdzie trzykrotnie (1988, 1991, 1992) otrzymywała II nagrodę podczas koncertu Premiery, a w roku 1985 nagrodę I, za piosenkę Diamentowy kolczyk.

piątek, 20 maja 2011

Mombi: The Wounded Beat

OCENA: 5
Czasami ma się wrażenie, że wrażliwców mamy na świecie zbyt wielu. Że dookoła wszyscy płaczą i narzekają, że dookoła tyle zła, że dziewczyna rzuca, że pracy nie ma i sesja za trudna. I że muzyka za smutna.

Nie można jednoznacznie powiedzieć, że płyta The Wounded Beat jest smutna. Na początek możemy mówić o tym, że jest mroczna. Jednostajny rytm, pogłosy, pojedyncze uderzenia w klawisze pianina i struny gitary akustycznej, niewyraźny, jakby pochodzący z zaświatów głos, potęgują tylko wrażenie mroku. W głosie i w tekstach słychać mnóstwo tęsknoty i smutku. Mowa o przemijaniu, o życiu, o wewnętrznych rozterkach i miejscu w świecie. Gdzieniegdzie zdarzają się momenty bardziej - jakby to ująć - pozytywne, wtedy jednak wydaje się, że pożyczają klimat od Sigur Ros (na przykład w Monsoon). Niekiedy jednak udaje się duetowi z Kolorado wyjść z czymś naprawdę uderzającym. Co prawda nie jest to nic przesadnie wielkiego, ale pozostaje przez jakiś czas w głowie. Glowing Beatdown jest właśnie jednym z takich kawałków i jest chyba najbardziej pogodnym utworem na płycie. Choć właściwie "pogodny" to określenie raczej przesadzone. Ma kilka pogodnych momentów, które jednak szybko są gaszone przez chłodne, niemal skandynawskie dźwięki. 

Amerykanie stworzyli dość przeciętną płytę i mógłbym określić ich muzykę jako mieszankę Bon Ivera, Hood, Sigur Ros i ambientu. Po pierwszym odsłuchu można się zauroczyć, ale dość szybko stają się nudni. Godne polecenia w czasie krótkich i gwałtownych wiosennych burz, kiedy wielkie krople uderzają z hukiem o szyby, a odsłuch przerywają grzmoty i błyskawice.