niedziela, 12 lutego 2012

Afro Kolektyw: Piosenki po polsku

OCENA: 9.5
Narzekanie na kondycję dziedziny sztuki zwanej muzyką jest nudne jak ziemniaki, ale ciężko zacząć inaczej jakąkolwiek recenzję świetnej płyty, zwłaszcza jeśli w poszukiwaniu sensacji okołomuzycznej spoglądasz na okładkę książki Bogusława Kaczyńskiego i widzisz tytuł Dzikie orgie i dopiero towarzyszka wyprawy uświadamia Ci, że nie, nie orgie, a orchidee. (Teraz - dzięki, Aniu! - ta sama dziewczyna znalazła to. Nie rozumiem świata.)

Żyjemy w czasach, w których człowiekowi zainteresowanemu muzyką na poziomie innym niż czytelnictwo Teraz Rocka lub ślepe podążanie za zajawkami dziennikarzy Trójki pozostało jedynie picie do lustra bądź przeczesywanie Soundclouda w poszukiwaniu już nawet nie ognia, ale przynajmniej iskry. Że niby nie jest tak źle i można? Jasne, że można, ale słuchanie muzyki dzisiaj to walka nie z wiatrakami, a z kalkami, kserokopiami, kopiuj-wklejami i miałkością.

czwartek, 9 lutego 2012

Space Sugar: Space Sugar (EP)

OCENA: 5
Space Sugar jest trójmiejskim zespołem powstałym w ubiegłym roku. Członkowie grupy są bardzo ambitni, bo mimo, że dopiero kilkanaście dni temu ukazała się ich debiutancka EP-ka, to już planują zagraniczne koncerty. Mają też bardzo ciekawą notkę prasową z której oprócz takich oczywistych informacji jak krótka biografia czy skład zespołu, możemy się dowiedzieć jakie gatunki są podobno przez nich wykonywane. Lista jest długa, a na niej m.in shoegaze, cold wave, space rock, czy nieśmiertelne indie. Brzmi ciekawie, chociaż po przesłuchaniu materiału można z pewnością powiedzieć, że są to niestety tylko losowe "tagi". Z shoegaze ma to tyle wspólnego, co Smashing Pumpkins z ojcostwem tego gatunku. Zimną falę poczułem co najwyżej w czasie spaceru przy temperaturze minus dziesięć w Rio. Space występuje jedynie w nazwie zespołu, a indie to już chyba nawet nie trzeba tłumaczyć. Jednak mimo tych niezgodności nie można się zrażać. Dlatego ta recenzja pomimo tego posiada też rozwinięcie i zakończenie.

sobota, 4 lutego 2012

Cloud Nothings: Attack on Memory

OCENA: 7
Cloud Nothings jest świetnym przykładem na to, że podążanie głównym nurtem nie zawsze przynosi sukcesu i czasami warto się odwrócić i popłynąć pod prąd. Pierwsze dwie płyty tego zespołu z Cleveland były raczej standardowym indie-amerykańskim graniem z przydługą listą inspiracji ulubionymi zespołami z lat '90. Na debiucie bardziej lo-fi, na drugiej bardziej współcześnie, ale na tyle nijako, że w pamięci pozostał mi jedynie teledysk, na którym ludzie wkładają sobie warkocze do ust. Sam zespół też sobie to uświadomił i być może stąd tytuł najnowszego singla. Cloud Nothings byli bez wartej zapamiętania przeszłości, oraz bez perspektyw na przyszłość. Ale dzięki Attack on Memory na długo pozostaną w naszej pamięci, a przyszłe losy malują się w bardziej optymistycznych kolorach.