wtorek, 30 marca 2010

Płyty dekady: Polska 10-01

Jestem bardziej podjarany niż będę podczas rankingów światowych. Chyba. [Yeti]

10
Łona i Webber
Insert (EP)
[Asfalt Records; 2007]


Łona, na którego czekałem ja, Ty i Twoja teściowa, choć jej pewnie jeszcze nie znasz. Kilka zaledwie kawałków, w których Łona zawiera najwięcej treści w najciekawszej z dotyczasowych form, jakie wybierał. Genialna diagnoza kondycji współczesnego rynku muzycznego (Insert + pierwsze zwrotki Bumboksa); wybitnie śmieszny i wybitnie błyskotliwy duet ze Smarki Smarkiem, który dał jeden z najlepszych featuringów, jakie dane było mi słyszeć (Świat pełen filozofów); inteligentne diagnozy społeczne (Nic tu po nas) i fantastyczny closer-dżołk Nie zostało nic. W zasadzie jedyny track, do którego można się przyczepić w jakikolwiek sposób, to Co to będzie? (feat. Paco), ale i on ma momenty (coś mi się nie podoba ten szkrab / czy on, na Boga, ma dietę bogatą w wapń?). Storytelling Łony wreszcie wykorzystany w należyty sposób, koncepty do końca dopracowane, a Webber ponownie wymiata na bitach. Adasiu, na to czekałem. [Yeti]

09
Cool Kids of Death
Cool Kids of Death
[Sissy Records; 2002]


Najważniejsze w osiągnięciu sukcesu, jest znalezienie odpowiedniego targetu. Udało się to Krzysztofowi Ostrowskiemu. Dorastająca młodzież. Buntująca się, nieszczęśliwie zakochana i często niezadowolona ze swojego życia. Wielu te teksty kupiło, w tym ja. Wokalista w 2002 roku miał 26 lat, więc czy wykrzykiwał słowa prosto z serca? Ja mając teraz 20 lat i wracając do tych piosenek, często mam ironiczny uśmiech. Więc tym bardziej dojrzały facet, musiał wiedzieć, że robi sobie z nas jaja. Najpierw wyśpiewywał, że ma wymierzone butelki z benzyną i kamienie w prezenterkę MTV, żeby na drugi dzień zasiąść na kanapie tej samej stacji. Ale efekt został osiągnięty, młodzież ich pokochała za bunt, a media mimo wszystko wypromowały. Takie sztuczki już nie przeszły na kolejnych albumach, ale trzeba przyznać - debiut mieli mocny. [SimonS]

08
Kings of Caramel
Kings of Caramel
[My Shit In Your Coffee; 2008]


Spójrz na okładkę. Na jej pełną wersję. Jest przegenialna. Doskonale pomyślana, świetnie dopracowana, barwna. Pasuje więc idealnie do pierwszego krążka projektu Bieli i Cieślaka. Opener, Dolphins in Wales, to jeden z mych ukochanych motywów gitarowych ever (zwracam uwagę - nie: polskich, a: ever). A i później zdolność do wyzwalania w słuchaczu emocji i klimatu sprawia, że po raz kolejny - nawet przestałem liczyć - przyszło nam kłaniać się przed kolejnym z projektów Maćka Cieślaka. To wszystko wspaniale wróży, bo podobno niedługo wraca Ścianka, a i Księżniczki coś wydać mają. Ten tak cholernie niedoceniany album musi po prostu wreszcie znaleźć drogę do Waszych serc i mózgów, inaczej stracę wiarę w ten naród. [Yeti]

07
Muchy
Terroromans
[Polskie Radio; 2007]


Po debiucie Much słychać było wiele negatywnych głosów na temat poznańskiego bandu. Że niby przehajpowani, że nic nie grają, że teksty grafomańskie. Ludzie, zeżryjcie własne zęby. Nigdy jeszcze nie było równie przebojowej i konkretnej płyty poprockowej w naszym kraju. Od pierwszych gitarowych dźwięków w Wyścigach po ostatnie sekundy 111 czuć tu wielki talent i epokowość, która unosi się nad tym krążkiem. Świetne brzmienie tego albumu (gitary! Wreszcie na gitarowej płycie słyszę szybkie gitary!) nadaje mu kształtu i konkretu. Kiedy zaś do gitar dojdzie lekkość pióra Wiraszki, który wyraźnie ma dar (choć czasem zostawia go na moment w długopisie/klawiaturze), już wiemy, że takiego debiutu nie było od dawna. Bo siła Much tkwi w piosenkach jako całości. Już dawno nie otrzymaliśmy w Polsce albumu, do którego można by było tańczyć bez poczucia wiochy. Już nie musisz iść na koncert jakiegoś tam Lao Che, jeśli chcesz słuchać skocznych piosenek, teraz możesz wybrać się na Muchy. No dobra, wyliczamy: Wyścigi, Fototapeta, Najważniejszy dzień, Galanteria, Miasto doznań, Zapach wrzątku, Brudny śnieg, 21 dni, Górny taras, Terroromans. 10 piosenek świetnych na 12 na albumie. I niezliczona ilość cytatów gotowych do importu jako Twój opis na GG.

dobrze znane nadmiary; bulwary śpiewają o średniej sytuacji; ta planeta niefajny ma kształt; emocje nie na sprzedaż; czy już czujesz, że się zbliża najważniejszy dzień?; chodź i powiedz mi te słowa słodkie jak delicje, o których wiemy tylko my; niech moje biszkoptowe serce owinięte ciasno folią będzie ciepłe; to miasto ważnych spraw i krótkich miłości; wyglądasz tak nierozsądnie - to nieistotne; zatańczymy jak owady; trochę wieje, śnieg topnieje w rękawiczkach dzieciom; zakochuję się w tramwajach, zakochuję się na mieście i tak dalej, i tak dalej. Wiraszko, Maciejewski, Waliszewski - kocham Was. [Yeti]

06
The Car Is on Fire
Lake and Flames
[EMI Music Poland; 2006]


Powiem szczerze: gdyby nie moja wiedza, myślałbym, że TCIOF jest zespołem zagranicznym. Brytyjskim, amerykańskim, whatever. W każdym razie jednak - od pierwszych dźwięków cudownego openera po ostatnie szarpnięcie gitary na tym krążku czuć tu to, co czuć chcieliśmy. Ekscytacja połączona z kontemplacją kolejnych sekwencji dźwięków, które ukazują nam zadziorność i bezczelność tej grupy. Oto paru facetów po dwudziestce (?) bierze gitary i łoi. Łoi, swym łojeniem zawstydzając specjalistów od łojenia. Za chwilę z kolei plumka i jęczy, by zawstydzać specjalistów od jęczenia. Kurde, czego ja tu nie słyszę! The Beatles; wszystkie ciekawsze gitarowe zespoły naszych czasów + ja. Tak, słyszę tu siebie. Tak, słyszę tu to, czego chciałem słuchać. Zrealizowane lepiej niż mogłem sobie to wymarzyć. Cholera. Współczuję ludziom, którzy nie ogarniają Lake&Flames. [Yeti]

05
Afro Kolektyw
Połącz kropki
[Polskie Radio; 2008]


Połączcie kropki, a dostaniecie najlepszy polski zespół ostatnich 5 lat. Zaczęło się od singla Przepraszam. Po jego usłyszeniu, już było wiadomo, że po dwóch latach, Afro wraca w wielkiej formie. Może w nie tak wielkiej, jak na poprzednim albumie, ale zrozumcie. Pewnie sam Yeti zadzwonił do Afrojaxa, i powiedział, że ta płyta musi być jeszcze lepsza od Czarno Widzę. Wiem, co mówię. Dzisiaj mi powiedział, że moje teksty mają być zajebiste. Oczywiście widzicie efekt. Piszę jakieś bzdury. Podobnie musiał się czuć lider zespołu, gdy się dowiedział, że jednak nie będzie Łony w kawałku Warschau Breslau Stettin. Przyszła Dana oraz Lwów i kawałek stał się tym najgorszym. Oczywiście początek Hoffmana świetny, ale Dana i Roszja wyraźnie od niego odstają i zaniżają poziom tej kompozycji. Tym bardziej, że jakieś featuringi z Ukraińcami, Czechami i Słowakami w polskim rapie zawsze uważałem za stratę czasu. Ale to jedyny minus tego albumu, a inne kolaboracje to strzał w dziesiątkę. Muchy, Kinga Miśkiewicz, Filip Jaślar itd. A Pod względem brzmieniowym, jest to na pewno najlepiej dopracowany krążek kolektywu. Który dopełniony jest świetnymi teledyskami do Przepraszam i Mężczyźni są odrażająco brudni i źli.
PS. W moim opisie nie pojawił się żaden fragment tekstu. Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu tutaj wklejać dziewięciu piosenek. Sami się w je wsłuchajcie, a na pewno znajdziecie coś dla siebie. [SimonS]

04
Ścianka
Białe wakacje
[Sissy Records; 2002]


Rok po Dniach wiatru Ścianka powraca, by dokończyć dzieła zniszczenia wszelkiej konkurencji. Gra absolutnie zwariowanych dźwięków w Got My Shoes&My Tattoo przeradza się w długie, skomplikowane, stopniowo rozwijane motywy tracku tytułowego. Te z kolei, po ponad 7 minutach, nagle kończą się i rozpoczyna się delikatne, dwuminutowe The Hill. Zza wzgórza wyłania się nam Harfa traw - jedna z moich ulubionych ściankowych pozycji w ogóle. Hej, podaj rękę i pójdziemy drogą letnich dni / to bliżej niż byś chciał, nie czekaj, dotknij, zobacz sam/ pola, nieba, słońca, wyspy pośród gwiazd / pociąg czeka powiedz tylko, powiedz tak - śpiewa Cieślak w Piosence no. 2 i nie wierzę, by jakakolwiek osoba o wrażliwości przekraczającej poziomy percepcji głazu nie dała się im uwieść. A już chwilę później mamy przecież A6 i najlepszy polski utwór ever - Miasta i nieba. Potem cholernie klimatyczny Peron 4, idealnie oddający nastrój czekania na ukochaną osobę w środku nocy, gdy czujesz piach pod powiekami i wszystkie dworcowe dźwięki docierają do Ciebie wolniej. Znowu wkracza Cieślak, znowu mamy akustyka i September. A potem już blisko 13 minut wymiatania totalnego. Nie da się, nie da się opisać tego wszystkiego, co tu się dzieje. Wiem jedno: ta płyta, poza tymi wszystkimi pasażami i motywami, ma jedną siłę, w której już nic nie może się z nią równać: partie basu. Ja tam nie wiem, co zamierza Benedykt XVI, ale gitarę, która posłużyła do nagrania tej płyty, ja bym ogłosił santo subito. Bez kitu. [Yeti]

03
Ścianka
Dni wiatru
[Sissy Records; 2001]


To nie jest zwykły album, to jest dzieło sztuki. Jedyne w swoim rodzaju The Iris Sleeps Under The Snow, o którym już wspominałem przy okazji singli. Jest to jedyna na tej płycie standardowa piosenka, z podziałem na zwrotki i refren. Reszta w sumie ma mało wspólnego z tradycyjnymi utworami. Są to w sumie słuchowiska. Ale zespół nie potrzebował nagrywać dźwięków autobusów, czy spychacza. Oni to wszystko stworzyli na własnych instrumentach. Przed przesłuchaniem tego albumu, pewnie sobie nawet nie zdawałeś sprawy, że do tego jest zdolna gitara czy perkusja. Pewnie wielu muzyków, którzy uważają się za zdolnych, do dzisiaj tego nie wie. Psychodeliczny Piotrek, który jest 11 minutowym monologiem. Postrockowe *** które świetnie nadaje się do ścieżki dźwiękowej jakiegoś dreszczowca. Wszystko tutaj jest przemyślane i na swoim miejscu. Bardzo trudne w odbiorze, ale przecież taka jest Ścianka. Płyta wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Coś, co powinno być wizytówką Polaków na Ziemi, a może i w całej Galaktyce. [SimonS]

02
Lenny Valentino
Uwaga! Jedzie tramwaj
[Sissy Records; 2001]


Świat przed wynalezieniem Internetu. Mały chłopiec w swym małym pokoiku małego mieszkanka w małej mieścinie na Śląsku ma również swój własny, mały świat. Światło odbijane przez Księżyc wpada do pokoju, oświetlając jego kołdrę i niego samego, wtulonego w swego misia. Mały Arturek wspomina swój dzień - dziś było naprawdę wspaniale. Ujrzał dużo kolorów, których tak trudno mu doświadczyć każdego dnia w tym szarym, ciasnym miasteczku. Był bowiem w cyrku, gdzie widział to, o czym marzył - wreszcie ujrzał słonia, który był bohaterem wielu dziadkowych opowieści. Teraz jednak musi się wtulić mocniej w swego pluszowego przyjaciela - oto ulicą jedzie tramwaj, co sprawia, że Arturek znów ma te takie krostki na ręce i robi mu się zimno ze strachu. To mu przypomniało ten moment, gdy tata wyszedł przez drzwi z walizkami i nigdy już nie wrócił.

Księżyc wciąż świecił, a jego promienie padały na dwóch chłopców. Jeden z nich, ten ulepiony z plasteliny, stał i uśmiechał się na regale pod ścianą. Drugi, wtulony w swojego misia, znowu płakał. [Yeti]

01
Afro Kolektyw
Czarno Widzę
[Blend Records; 2006]


Próba błyskotliwego opisywania dokonań Afro Kolektywu przypomina trochę próbę przesłuchania całego dorobku doktor dermatolog Ewy Iwan-Chuchli. Znaczy: no nie da się. W przypadku Afro Kolektywu nie da się z prostej przyczyny: czego byś nie napisał, i tak zabrzmi to jak banał. Jednak, wybaczcie, muszę. Ten krążek jest najlepszą diagnozą socjologiczną wszelkich procesów i praw rządzących tym krajem. Porzućcie książki, porzućcie studia socjologiczne, porzućcie wszystko. Przesłuchajcie Czarno widzę. Najlepsza polska płyta z diagnozą rzeczywistości w historii wyjaśni Wam wszystko - od psychologicznego podłoża psychologów, przez naiwność niektórych emigrantów (trawa zieleńsza rośnie tylko w miejscach gdzie indziej) czy motywy kiboli ("spierdalać cwele smętne" - czaicie o co chodzi: / kręcą o nas dokumenty, miastem rządzi młodzież) i alterglobalistów (poznaj swą winę: pusty łeb, pełna micha / rzuć rodzinę, podpal sklep - idzie manifa!) po biby nastolatków (kino nocne, dębowe mocne / i paznokcie obgryzione jak drzewa w Korei Północnej) czy mentalność niektórych kobiet (choć ma twarz małpy, / to pewnie stan konta jak mój numer IP). Wszystko to okraszone odpowiednią ilością goryczy (i toksyczni rodzice, z ich winy on płacze / bo się boi, że wpisze w Google'a 'szczyny' i zobaczy/ swój życiorys) i humoru zarazem. Do tego geniusz porównań - jak komuś już mówiłem, powinni tego nauczać w liceach jako porównania hoffmanowskie (wolności szerszej niż odbyt Eltona Johna) czy IDEALNYCH skitów i solo jamzów (GŁAZ NARZUTOWY!). Podane w sosie lekkich, zwiewnych i doskonałych kompozycji jazzowo-funkowo-rockowo-popowo-jakiśtam, dają nam absolut, jakiego ze świecą szukać. Wybacz Ścianko, wybacz Lenny Valentino, ale dla mnie NIE MA LEPSZEGO NAD AFROKA DRUGIEGO. Po prostu nie ma. [Yeti]

poniedziałek, 29 marca 2010

Płyty dekady: Polska 20-11

Ja myślałem, że jak opisuję 7/10 płyt z dzisiejszego rankingu, to ktoś napisze wstęp za mnie. No cóż, nie udało się. Nie będę więc uprawiał autoreklamy - Szymon też tu pisał. No. [Yeti]
20
Małpa
Kilka numerów o czymś
[self-relased / Asfalt Records; 2009]


Małpa w wywiadzie dla CGM-u powiedział, że jego samego zaskoczył sukces tej płyty, bo on, gdyby nie był jej twórcą, tak by się nią nie jarał. Czy coś takiego. No ludzie. Ja wiem, że ogólnie ludzie lubią skromnych artystów, ale bez przesady. Wydaje mi się, że ten raper musiał mieć świadomość epickości swego materiału - od jego treści, przez formę, aż po sposób wydania i sukces, jaki niewątpliwie osiągnął. Sprzedać tyle płyt, gdy wysyła je się samodzielnie pocztą - to trzeba czuć. Małpa musiał wiedzieć, że jego album wymiecie. Musiał wiedzieć, że takie Wyjeżdżam, by wrócić należy do najwybitniejszych tracków polskiego rapu ever, a całość Kilku numerów o czymś przekonuje słuchacza, że tytuł albumu jest zasadniczo idealnie trafionym. [Yeti]

19
Smarki Smark / Kixnare / DJ Pysk
Najebawszy (EP)
[Nielegal; 2005]


Jeśli słuchasz rapu od jakiegoś czasu i nie trafiłeś na Smarki Smarka, to musisz się obracać w wątpliwych kręgach i słuchać wątpliwej jakości rapu. Kradzione, posklejane bity przez jednego z mych ulubionych producentów (Kixnare), świetne cuty Pyska i doskonałe flow Smarka czynią z tego nielegala coś, co trzeba znać, nawet jeśli się nie utożsamia z jej przekazem ideowym. Ba. Daleko mi do czucia liryków Smarka, ale, cholera, przecież niezależnie od tego, o czym on rapuje i jak bardzo wulgarny jest tym razem, ma on full pomysłów i cudowne flow. Kixnare, Pysk i Smarki stworzyli cudowne trio, które wydało absolutnie genialnego nielegala, który przeszedł do kanonu polskiego rapu. Ale nawet bez tych wszystkich uwarunkowań historycznych jest to po prostu materiał, którego słucha się tak świetnie, jak trudno było do niedawna znaleźć te mp3 w formie, którą dałoby się sensownie otagować. [Yeti]

18
Grammatik
Światła miasta
[T1-Teraz; 2000]



Lubię słuchać, gdy jest już późno, gdy wszyscy śpią
Kiedy gwiazdy lśnią
I jest cichy cały dom, wtedy piszę
I zagłębiam się w tą ciszę
To, co słyszę, to jedynie wyobraźnia
Cienie straszą, odchodzą, kiedy się przejaśnia
Jest już ciemno, spokojnie, tak jest tylko w baśniach
Gdzieś za oknem w oddali jakiś pies ujada
Zapewne ktoś stoi teraz na rozdrożach świata
Ktoś odkrywa niepojęte sprawy
Jest już późno, piszę...
(Jeszcze nie śpisz mały?)
Jeszcze nie śpię
To nie są rzeczy, które widzę we śnie
Jak odgłosy w mieście, hałasy, zgiełk tłumu
Kolorowe litery gdzieś na wyłomach murów
Czasy królów odeszły, nastały czasy pełne bólu
Piszę o tym wszystkim, by poezji stać się bliskim
Jak ci którzy odeszli, tysiące ludzi
Jest już późno, czas iść spać, z nie marudzić
Czekam, kiedy znowu muza do mnie wróci

(...)

Grammatik - Jest już późno, piszę...

[SimonS]


17
Łona
Nic dziwnego
[Asfalt Records; 2004]


Debiut Łony należy dziś do najbardziej hajpowanych albumów polskiego rapu. Jednak Koniec żartów ciągle jawi mi się jako płyta niedopracowana, o czym głoszę przy każdej okazji. Jest tam lekko i zwiewnie. Niemniej jednak osobiście zdecydowanie wolę Nic dziwnego - krążek, na którym Łona wali coraz więcej błyskotliwych spostrzeżeń, mieszając się w różne sfery życia. I choć obce mi są idee, za którymi przystaje Adaś, to ilość humoru i błyskotliwość każdego liryka na jego drugim albumie stanowi dla mnie problem, bo w sumie chciałbym tak wyrażać myśli. Dobranoc - do Ciebie, Aniu, szłem + Rozmowa z cutem + Reż tę herbę + Nie gadaj tyle = kwintesencja humoru i lekkości w wyrażaniu swych opinii. [Yeti]

16
CNC
No Mood
[DRAW; 2009]


PMC + BD = bardzo dobra płyta, choć nie wszyscy mogą skumać. [Yeti]

+1
Jak dobrze, że ominęła mnie matura z matematyki. Patrzę tak na to działanie i zastanawiam się, co w PMC robi C? Piotr Maciejewski C? A czemu nie BDN? Robi to się skomplikowane działanie. Myślę, że to rozszerzona maturka luzem. Pozdrawiam tegorocznych maturzystów i życzę, żeby na podstawowej nie było takich działań.
PS. Szukam recenzji CNC na UwN, żeby dodać ją pod wytwórnią i datą wydania, a jej nigdzie nie ma. WTF?! [SimonS]


15
Ortega Cartel
Lavorama
[Asfalt Records; 2009]
Recenzja [Yeti]



Nazywamy się Ortega Cartel i w parę sekund gnieciemy inne płyty rap.

14
Afro Kolektyw
Płyta pilśniowa
[T1-Teraz; 2001]


Gdyby patrzeć na Płytę pilśniowią wyłącznie pod kątem brzmienia, to lista zarzutów byłaby masakrycznie długa. Dość kanciaste (choć dziś brzmi to niewiarygodnie) flow Afrojaksa; beznadziejna produkcja, która powoduje, że perkusja wybija się przed wstawki muzyczne a nawet wokale; niedociągnięte koncepty; niepotrzebne kawałki. Cała ta niedoskonałość staje się jednak - dość paradoksalnie - jednym z największych atutów debiutu Afro Kolektywu. Niedorobiona produkcja tylko uzupełnia bowiem narrację i diagnozy otaczającego świata z punktu widzenia nieudacznika. Płyta pilśniowa to materiał prezentujący młodocianego typka w swetrze, który, dissowany przez cwaniaczków, marzy o dołączeniu do elity, jednocześnie zdając sobie sprawę, że skutecznie przeszkadza mu w tym jego odmienność i nieudolność. To album o dylemacie czy się sprzedać i codziennych kompromitacjach każdego z nas, ubranych w kapitalne od strony kompozycyjnej kawałki, którym fatalna produkcja tylko dodaje sympatyczności i bliskości twórcy z odbiorcą. Tak oto objawił się Wam najlepszy obserwator w kraju. A to przecież wcale nie jego opus magnum. [Yeti]

13
Plastic
Plastic
[Pomaton; 2006]


Kiedy opisywałem P.O.P., byłem na maksa idiotą. Tamten tekst jest bowiem spóźniony i to jest spóźniony właśnie te cztery lata. On powinien być o debiucie zespołu Plastic, a nie o ich drugiej płycie. Wybaczcie i przenieście sobie realia z owego opisu na ten album, a tamten.. też był fajny. Ale do debiutu to się nie umywa. [Yeti]

12
Kobiety
Kobiety
[Biodro; 2000]


Wiele już pisałem o Kobietach i chyba nie chcę pisać więcej. Jeśli nie kumasz, jak świetnym singlem jest Marcello; jeśli nie kumasz, jak doskonały jest szept Lasockiej w Z mieszkania nade mną; jeśli nie kumasz, że ta płyta to definicja lekkości i inteligentnej kompozycji, to miej świadomość, że jeszcze wiele musisz się nauczyć. Nie chcę Cię oceniać. Ale przecież tego trzeba doznać. Trzeba. Doznawaj! [Yeti]

11
Łona
Koniec żartów
[Asfalt Records; 2001]


Koniec żartów. Już jutro pierwsza dziesiątka. A co do płyty, to może faktycznie jest przehajpowana. Ale ja po prostu ją lubię. Możliwe, że na kolejnych płyta Łona mądrzej nawija, jednak dla mnie ten optymizm Końca Żartów wygrywa. Jestem pesymistą, chociaż udaję, że realistą. Dlatego czasami potrzebuję porządną strzykawkę z dawką optymizmu. A najlepszym towarem jest właśnie ten album. [SimonS]


50-41 | 40-31 | 30-21 | 20-11 | 10-01

niedziela, 28 marca 2010

Płyty dekady: Polska 30-21

Rozumiecie to? Kazali mi napisać wstęp. A dokładniej kazał. Tak nam się naczelny rozleniwił, że aż popsuł swój komputer. Następnie dał za zadanie Bitelsowi tworzenie szkieletów każdego nowego posta (kto uważny, ten zauważył zmianę. Wcześniej zawsze autorem był Yeti, od trzech dni jest nim Piąty Bitels. Który z tym podsumowaniem ma tyle wspólnego, że stworzył grafikę). A teraz nastał ten historyczny moment, że to ja jestem narratorem tego cudownego dzieła. Ale koniec tych kuchennych sensacji. Zapraszamy na trzecią dziesiątkę. [SimonS]


30
The Car Is on Fire
The Car Is on Fire
[EMI Music Poland; 2005]


Facepalm. Debiut TCIOF dopiero na 30 miejscu. Minęło od tamtego czasu zaledwie 5 lat, a ile się w tym czasie na Świecie zmieniło. Pamiętam, że w 2005 roku na VIVA Polska (sic!) oglądałem wywiad z tym młodym zespołem, a następnie pojawił się ich teledysk. Jechali jakiś fajnym samochodem, poczekajcie, zaraz sprawdzę co to za teledysk i jaki to samochód. Dobrze pamiętałem, autko jest czerwone, ale nie mam pojęcia co to za model. A trochę wstyd, bo kiedyś się motoryzacją interesowałem. Może ktoś z Was wie? Przynajmniej będziecie mieli pretekst, żeby w końcu napisać komentarz. Żeby było łatwiej, była to piosenka Miniskirt. [SimonS]

29
Kobiety
Pozwól sobie
[Biodro; 2004]


Kobiety wydały jedną płytę kapitalną, o której jeszcze pewnie poczytacie, ale i drugi album ułomkiem nie jest. Znaczy: Pozwól sobie zaczyna się na podobnie rewelacyjnym poziomie jak self-tittled. (Inna sprawa, że nie mogę ogarnąć w sumie, dlaczego zawsze najlepszy utwór na płycie Kobiet opatrzony jest numerkiem jeden. Oni startują w jakimś konkursie TVP w stylu NAGRAJ NAJLEPSZEGO OPENERA, A WYGRASZ SKODĘ A DŁOŃ PODA CI WŁODEK SZARANOWICZ - wtf?) Potem niby nie ma poetyki debiutu, tak mówią. Ale cholera, Dziewczyna z Gdyni czy mój osobisty faworyt z Kobiet w ogóle - Doskonale tracę czas nie mają tego czegoś? No jak nie, panie Janku/Tomku/Franku. Mamy też chwilę zapomnienia w trakcie gitarowego łojenia (Czarny prezydent) oraz wspaniałą Pustą Polskę. Tak więc ogłaszam: to nieprawda. Jest tu czego słuchać. [Yeti]

28
O.S.T.R.
Ja tu tylko sprzątam
[Asfalt Records; 2008]


Spośród obszernej dyskografii pana Adama (idzie luty, idzie album) nie było łatwo wyłonić albumu, który mógłby symbolizować to, jak bardzo Ostrowski wymiata. I nie chodzi wcale o to, że to pierwsza polska płyta z rapem, co się znalazła na szczycie listy OLiS. To nieistotne pierdoły. Chodzi o to, że to na tym krążku Adaś zamieścił 1980; to tu mamy przekrój przez niemal wszystko, czego możesz szukać w rapie; to tu 76:20 nie dłuży się wcale, stanowiąc dynamiczną całość. Ostrowski ogólnie nie wydaje albumów słabych, ale to Ja tu tylko sprzątam jest najlepszym z najlepszych. Chyba. Choć w sumie jutro już mogę mówić co innego, taki kozak z tego Adasia z Łodzi. [Yeti]

27
Ścianka
Pan Planeta
[
Ampersand; 2006]


Czwarta według chronologii i czwarta według jakości. Boję się zasnąć, boję się wrócić do domu sprawia wrażenie, że oni znowu to zrobili, ale już chwilę później jest gorzej i przychodzi refleksja, że nie. Nie będzie to czwarta z rzędu płyta, która zmieni kanon obowiązkowych albumów dla każdego, kto chce się poruszać po polskiej muzyce. Ale spoko. Bez spinki. To wciąż jest mocarny materiał, to wciąż jest mocarny zespół. [Yeti]


26
Plastic
P.O.P.
[Universal; 2009]
recenzja [Yeti]


Kolejna z płyt o której zdążyliśmy już napisać encyklopedię. Zespół który kiedyś wyląduje u nas w Galerii Sław. A jak już się dorobimy szmalu za naszą ciężką pracę, to wyślemy im w nagrodę statuetkę złotego Ucha w nucie (ktoś chętny do stworzenia projektu?) za najlepszą płytę 2009 roku. Ale to dopiero za rok, jak wygramy główną nagrodę w konkursie na najlepszego bloga. Dzięki czemu przeprowadzą ze mną wywiad w TVN24, na tle Zamku Książąt Pomorskich. Yeti zostanie jurorem w Śpiewaj i Płacz. A Bitels wystąpi w Tylko nas dwoje i udowodni, że nie wystarczy ładnie pisać o muzyce, by równie dobrze śpiewać. [SimonS]

25
Drivealone
The Letitout (EP)
[-; 2007]


Piotr Maciejewski twórczym człowiekiem jest, to każdy chyba już wie. Jako Drivealone wydał dwa albumy w internecie, jeden w kompakcie i do tego dołożył jeszcze EP-kę w mp3. I o to ten mini-album okazał się najlepszą produkcją pana Piotra. Pięć piosenek które tworzą piękną całość i pozostawiają taki przyjemny niedosyt. Jak po de volaille z frytkami w dobrej restauracji. A przy albumach długogrających człowiek zaczyna mieć wyrzuty sumienia, jak po zjedzeniu całego pudełka paluszków rybnych. A przecież napisali, że porcja dla całej rodziny. [SimonS]

24
Jazzpospolita
Jazzpospolita (EP)
[
self-released; 2009]


Sorry wszystkim, ale gdybym dziś układał swoje listy 2009, wyglądałyby one zupełnie inaczej. Znaczy powiedzmy sobie tak: tamten ranking to z mojej strony raczej diagnoza 'czym się jarałem w 2009' niż 'najlepsze albumy 2009', kumacie. Nie mam jednak do siebie pretensji, bo oto mogę się w pełni zrehabilitować i oddać cesarzowi... no, wiadomo. Jazzpospolita to jedyny zespół, który docenił nas na tyle, by objawić się w komentarzach do naszych rankingów - dzięki Wam wielkie, ale to za mało na pierwsze miejsce, kumacie, he he he. Dobra, kończmy to: Jazzpospolita to zespół, na który czekałem. To zespół, który bez spinki nagrał cudną epkę, którą lubię i cenię, ostatecznie przekonując mnie, by kiedyś jednak pożyczyć od ojca te skrzynki z kolekcjami jazzowych massive-album. Póki co jednak pozostaję w blokach, bo tu przyjemnie, bo mi tu tak fajnie wiaterek wieje prosto w twarz i sobie słucham epki Jazzpospolitej. Najlepsza polska płyta jazz w latach zerowych. Cholera, co będzie, jak dowalą longplaya? [Yeti]

23
Muchy
Galanteria (Demo)
[-; 2005]


Miał to być debiut Much. Niestety, wszyscy wiemy w jakim kraju żyjemy. Nikt tego nie chciał wydać! Trzeba było jeszcze czekać dwa lata, jak na pomoc przyszło Polskie Radio. Nie wiemy jak by się potoczyła historia, gdyby jednak ktoś był chętny na wydanie Galanterii. Czy powstałby świetny Terroromans? Czy zespół miałby w tym momencie dwie płyty, a może trzy? Nie ma co gdybać. Pewne jest to, że mimo kolejnej kompromitacji polskiej fonografii, dostaliśmy tutaj kilka dobrych kawałków. Trzy z nich znalazły się później na Terrormansie (Galanteria, Górny Taras i Najważniejszy Dzień), a Kołobrzeg-Świnoujście został odświeżony na Notorycznych Debiutantach. Poza tym dostaliśmy aż cztery anglojęzyczne kawałki, które naprawdę elegancko wyszły. Jednak nie żałuję, że przy pełnowymiarowych płytach zespół zrezygnował z tego języka. W końcu polskie teksty to jedna z silniejszych stron poznańskiego zespołu. Pojawiły się też na tym demie takie mocne kawałki jak Nie mów, Dzwonię i Jane Fonda. A ja wciąż się zastanawiam, czemu nikt tego nie wydał. [SimonS]

22
Lech Janerka
Fiu Fiu
[Sony BMG; 2002]


Lech Janerka to taki smok polskiego podwórka, że wybaczyć mu należy nawet wizyty w Videotece Dorosłego Człowieka czy czymś takim. Gość ma same plusy: od wydania albumu-dzieła-którego-do-końca-jeszcze-nie-doznałem przez wrocławskie pochodzenie po coś tam. Nie czuję się kompetentny w pisaniu o tak zasłużonej postaci. Kiedy on był już uznanym artystą, ja miałem parę lat na minusie. To naprawdę epickie, że kilkanaście lat później Pan Lech wciąż jest w stanie wydać płytę, która będzie wymiatać. I to bardzo, bardzo. A co tam, epickie. Poetyckie. [Yeti]

21
Nosowska
Sushi
[Universal; 2000]



Tak jak wczoraj wspominałem. Nosowska w trip-hop też się bawiła. Na pewno to najbardziej słychać na Sushi. A pomógł jej Andrzej Smolik. Płyta w sumie składa się z dwóch części, a dokładniej wyróżnia się środkiem, który wyraźnie różni się od początku i końca. Od P.Jer do WeejteWelVogel występują piosenki w których raczej nie ma normalnych tekstów, a słowa są wymyślone przez autorkę. Ten fragment płyty jest zdecydowanie wizytówką tego wydawnictwa. A album jest najlepszym w solowej dyskografii pani Kasi. [SimonS]


50-41 | 40-31 | 30-21 | 20-11 | 10-01

sobota, 27 marca 2010

Płyty dekady: Polska 40-31

W dzisiejszym zestawieniu jako highlight występuje Szymon ze Szczecina, który zajął się wreszcie rapem. Z całkiem niezłym, dla listy, skutkiem. A jutro znów się widzimy, będzie kolorowo, barwnie i jakoś tam, bo pojawią się pierwsi absolutni wymiatacze. [Yeti]

40
Kobiety
Amnestia
[Biodro; 2007]


Powiedzmy sobie szczerze: Amnestia to zawód. Kiedy płytę wydaje zespół Kobiety, oczekuje się czegoś więcej niż jednej z wielu dobrych. Chcesz, by miotły dekadę i biły się o jej pierwszą dziesiątkę. Tymczasem Amnestia leży gdzieś w połowie pomiędzy płytą 'tylko dobrą', a krążkiem wspaniałym. Nie wiem czego to wina - może zmęczenia stylistyką, spadkiem formy czy czymś. Mimo wszystko: fakt, że Kobiety są gdzie są, zawdzięczają niewątpliwe swemu zbiorowemu talentowi, który może i tu się czasem ukrywa, ale w powietrzu ciągle czujemy, że trwa przy nas. Choć w sumie nie wiem czy chciałbym kolejną płytę Kobiet. Amnestia to bowiem udane, zgrabne pożegnanie z aktywnym graniem. I niech tak pozostanie, bo tu jest na czym ucho zawiesić. [Yeti]

39
Eldo
Eternia
[Blend Records; 2003]


Grammatik po świetnych Światłach miasta zawiesił działalność i w tym czasie Eldo nagrał dwie płyty. Drugą z nich była Eternia, która była nieprzebojowym albumem. Beat jest przez cały czas spokojny, a raper przedstawia swoje spostrzeżenia na otaczający go Świat. Przeważnie w sposób negatywny. Krytykuje ludzi za ich czyny, za to, że już nie mają żadnych zasad. Myślą tylko o sobie i po trupach wspinają się na szczeble kariery. A ulubioną ich rozrywką są plotki, które mogą zniszczyć życie drugiego człowieka. Eldo oczywiście często miał sporo racji, ale z drugiej strony nic nowego nie odkrywał, bo każdy mądrzejszy obywatel sam to dostrzega. Dopiero na następnych albumach zaczął nabierać do tego wszystkiego dystansu. Mimo pewnych wad, na pewno była to jego przełomowa płyta w solowej karierze. [SimonS]

38
Skalpel
Skalpel
[Ninja Tune; 2004]


Zawsze, gdy moje uszy wkraczają w fazę jazzu, czuję się niepewnie, zaś pytanie czy ktoś jazz kuma jest dla mnie niesamowicie frustrujące wręcz, bo i tak przecież wiadomo, że nie. I choć w sumie nie kumam, co tak lubię w jazzie i dlaczego słucham tych kilkuminutowych tracków w miarę często (a podczas jednego takiego mógłbym zawiesić ucho na 3 utworkach popowych, dajmy na to) - i to mi pasuje. Nie będę się więc tutaj popisywał moim osłuchaniem tudzież wiedzą i zwyczajnie ogłoszę wszem i wobec, że Skalpel to płyta, z której słuchania czerpie się przyjemność. Ogromną przyjemność. [Yeti]

37
Happy Pills
Smile
[Antena Krzyku; 2001]



Jak jeszcze indie kojarzyło się z Pixies, to w Polsce powstało Happy Pills. Które w międzyczasie zamienia się w Dixies i coveruje piosenki tej amerykańskiej legendy. Ale pod szyldem Wesołych Pigułek nagrali własne cztery płyty, w tym Smile, które było ostatnią płytą zespołu. A gdyby nie Bin Laden i jego spółka, to mogli by podbić nawet amerykański rynek. Bo płyta była puszczana w tamtejszych stacjach radiowych (pewnie mają ich tam sto tysięcy, ale to szczegół, Radiohead też tak w Stanach zaczynało), więc coś mogło być na rzeczy. Niestety, ich samolot został zawrócony, wrześniowa trasa została odwołana i tyle ich tam widzieli. Zespół w 2001 roku się rozpadł. W zeszłym się reaktywował, ale już z nową wokalistką, więc wielkiego powrotu im nie wróżę. Ale czas pokaże, jak ich dalsze losy się potoczą. [SimonS]


36
Paktofonika
Kinematografia
[Gigant Records; 2000]



Nie znam się na rapie. Dopiero ostatnio zacząłem coś tam podsłuchiwać i oczywiście w tej kolekcji nie mogło zabraknąć tej płyty. A teraz dostałem zadanie opisania jej. Tylko co ja mogę o niej napisać? Co w tym tekście się nie pojawi, wyjdę zapewne na ignoranta. To dla wielu ludzi jeden z najważniejszych albumów w życiu, a ja po jednym przesłuchaniu mam się o nim wypowiedzieć. Owiany legendą z powodu tragicznej śmierci Magika. Może to takie polskie Nevermind. Ale oczywiście to nie jedyny powód wyróżnienia. Jest to świetna płyta -mroczny psychorap, z poetyckimi tekstami. Myślę, że taki opis powinien wystarczyć. [SimonS]


35
Pezet-Noon
Muzyka poważna
[EmbargoNagrania; 2004]



Pezet z Noonem nagrał dwie płyty. Muzykę klasyczną i Muzykę poważną. Na pierwszej płycie raper śpiewał o dziewczynach, melanżach, swoim podwórku i innych młodzieńczych sprawach. Minęły zaledwie dwa lata i już zebrało mu się na wspomnienia. Znowu imprezy, laski na nich poznane itd., ale w czasie przeszłym. Często przepraszający za błędy młodości, ale także żałujący, że te czasy już nie wrócą. Raperzy często są idolami dla młodzieży, więc dobrze, że ten projekt stworzył dwa albumy. Pokazał, że beztroskie nastoletnie życie, aż tak usłane różami nie jest. A młodzież i tak swoje błędy popełni, bo najlepsze wnioski wyciąga się z tych swoich. [SimonS]


34
Pati Yang
Silent Treatment
[EMI; 2005]



Mimo, że od pewnego czasu przebywa w Lądku Zdrój, to wciąż trzeba ją traktować jako polską wokalistkę. Chyba jedyna tak na prawdę przedstawicielka trip-hopu w naszym kraju. Coś tam Nosowska próbowała się bawić tym gatunkiem, ale Ona już śpiewała do wszystkiego. A Patrycja raczej wierna. Massive Attack, Tricky i Portishead królowali w latach dziewięćdziesiątych i te czasy raczej już nie powrócą, ale wciąż miło posłuchać takiej muzyki. Tym bardziej, jak jest wykonywana przez Polkę. [SimonS]

33
Jacaszek
Treny
[Gusstaff; 2008]


Kiedy recenzowałem Pentral pana Jacaszka, generalnie pisałem coś o Trenach i o Kochanowskim chyba nawet. Nie bardzo chce mi się sprawdzać, ale całkiem możliwe, iż walnąłem tam coś o mym uwielbieniu do Jana z Czarnolasu. Otóż minął około rok, teraz jestem starszy i goliłem się więcej razy. I generalnie moje podejście do Trenów, ale i w ogóle Kochanowskiego jako twórcy stało się ignoranctwem do potęgi entej. Znaczy: Jaś jest dziś dla mnie takim o, poetą, ze wzlotami i upadkami. Czasem odnoszę też wrażenie, iż mógłby się on równie dobrze nazwać Janem z Częstochowy, jeśli chodzi o rymy. Z Jacaszkiem jednak nie zmieniło się aż tak wiele - dalej uważam, że Treny to jedna z najciekawszych polskich płyt w dekadzie i gdyby nie jej przesadzona nieco długość, mogłaby dzisiaj podbijać pozycje znacznie wyższe. [Yeti]

32
Kolorofon
Kpt. Skała
[Mystic; 2009]
recenzja [Yeti]

Ile można pisać i czytać o Kolorofonie na Uchem w Nutę? Zaczęło się od recenzji, następnie było dziewiąte miejsce w podsumowaniu płytowym 2009 roku i szesnasta pozycja Bomby Atomowej w singlach dekady. Więc po raz kolejny nie będę wam tłumaczył, czemu ta płyta jest dobra. Jeżeli wciąż tego nie rozumiecie, to już nie zrozumiecie. Wasza strata. [SimonS]

31
Renton
Take-off
[Polskie Radio; 2008]



Chłopaki z zespołu Renton to chłopaki sympatyczne. Piszą i grają sympatyczne piosenki. Czasem jedną z nich wypuszczą na krajowe eliminacje Eurowizji, by przekonać się, że przyszło im grać w kraju ludzi dość głuchych. Także generalnie - spoko są. Dziś, po paru latach od ich debiutu, pamiętam chyba tylko Hey Girl, Walk Aside i This Is Not The End. Ale kurde, to aż trzy kawałki - rzadko mam coś takiego z polskimi gitarowymi ekipami. A że nie wyżej? No dajcie spokój, to dobre, sympatyczne, ale tylko dobre i tylko sympatyczne chłopaki. [Yeti]


50-41 | 40-31 | 30-21 | 20-11 | 10-01

piątek, 26 marca 2010

Płyty dekady: Polska 50-41

Po długim śnie, budzimy się wraz z niedźwiedziami. Oto przed Wami albumy, którymi powinniście się jarać. Albo jesteście głusi. [Yeti]

50
Iowa Super Soccer
Lullabies to Keep Your Eyes Closed
[Gusstaff Records; 2008]


Nazwa zespołu zawsze kojarzyła mi się z grą piłkarską Internation Superstar Soccer, ale melancholijny pop jednak by nie pasował do tego rodzaju gier. Myślę, że płyta bardziej by się nadawała do jakiejś mrocznej przygodówki. Patrzę na okładkę i widzę tam skyline miasta, więc akcja odbywała by się w jego centrum. Jest listopad, chlapa za oknami. Jesteś prezesem firmy, wracasz do domu, chociaż jesteś zawalony papierami. Zabierasz je jednak do domu. Siadasz przy biurku i widzisz, że żona kupiła jakąś płytę. Tu zaczynają się problemy. Słuchasz ISS, przypominają Ci się twoje dwutygodniowe wakacje nad mazurskimi jeziorami i jesteś już w trumnie. Rozleniwiasz się. Papiery jak leżały na skraju biurka, tak wciąż leżą. Oczywiście już ich nie ruszyłeś i firma upada. Żona wywala z domu, lądujesz pod tym mostem z okładki i zaczyna się mrok. Ale do dalszej części gry będzie potrzebny już inny soundtrack. A Lullabies to keep your eyes closed to naprawdę dobra płyta. [SimonS]

49
Dejnarowicz

Divertimento
[DRAW; 2008]


Kiedy Borys Dejnarowicz ogłosił, że wyda płytę solową, wielu spodziewało się kolejnej rockerki. Albumu ze sporą ilością gitar, słowem: czegoś w stylu The Car Is On Fire z tym, że w formie solowej. Były naczelny Porcysa nie po to jednak odchodził z zespołu, by komponować muzykę podobną stylistycznie. Swoje prywatne podboje rozpoczął więc od albumu-konceptu. I czego byśmy o Divertimento nie powiedzieli, pewne jest jedno: została starannie przemyślana i zrealizowana tak, by brzmiała jak miała brzmieć i wyglądała jak miała wyglądać. Kiedy słuchamy tych pięciu tracków, wiemy, że obcujemy z artystą, który zna się na swojej robocie doskonale. Divertimento jawi mi się jednak także jako niewolnik własnego konceptu. Znaczy: to płyta intelektualna. To koncept, w zasadzie bardziej dotyczący teorii muzyki niż muzyki samej w sobie. To jedyny zarzut, jaki mogę postawić temu albumowi. [Yeti]

48
Nosowska
UniSexBlues
[QL Music; 2007]


1. UniSexBlues odniosło ogromny sukces.
2. Nie był on do końca zasłużony.
3. Głupotą byłoby jednak twierdzić, że owa płyta jest słaba.
4. Zajawka na Fryderyki, jaka spotkała Nosowską, jest demoralizująca dla artystów, bo oceniani są w czasach, gdy nie są już w swej ścisłej, najlepszej formie.
5. Cholera, lubię tego słuchać.
[Yeti]

47
Biff
Ano
[Galapagos Music; 2009]
recenzja [SimonS]

Zespół czterech byłych członków Pogodna. A ich przewinęło się już czternastu, więc chyba są w światowej czołówce w ilości muzyków. O Ano już tutaj pisałem. Płyta wydana wczesną jesienią ubiegłego roku. Ale już padało, było brzydko i niefajnie. Tak myślę. W końcu to był już czwarty kwartał roku. A płyta wyraźnie była wiosenno-letnia i chwała im za to. My na szczęście też już mamy za oknem 20 stopni i słońce, ale to nie znaczy, że BiFF trzeba odłożyć na półkę. Przecież dobry pop nie zna pór roku i nadaje się na każdą pogodę. [SimonS]

46
Cool Kids of Death
Afterparty
[Agora; 2008]


Już się wydawało, że się nie odbiją. Po świetnym debiucie każda płyta była coraz gorsza. Na szczęście oni też się zorientowali, że coś jest nie tak i postanowili przeprowadzić rewolucję brzmieniową. A może ewolucję? Na pewno doszło trochę elektroniki, kilka klawiszy, więc zawiało lekką świeżością. Minął okres buntu i ochoty mordu na każdym, kto się krzywo spojrzał. Czas się wyluzować i odetchnąć, przyszedł moment zreflektowania się i pójścia na imprezę. A jeżeli się okaże, że to wciąż nie miejsce dla nas, to można zorganizować własne afterparty. [SimonS]


45
MeHico
Filu Filu
[Burmedia; 2008]
recenzja [Yeti]

Yeti przy okazji recenzji tej płyty, odkrył, że zespół bierze garściami od kolegów i koleżanek ze swojego polskiego podwórka. Na szczęście tylko to co dobre, czyli np. usłyszymy tutaj Happy Pills, czy Hey za czasów Karmy. Podkradania się nie chwali, ale muzycy robią to tak zgrabnie i ładnie, że nie da rady się na nich gniewać. Tym bardziej, że to chyba dobry znak, że polskie zespoły inspirują się rodzimymi artystami, a nie tymi zza oceanu, czy kanału La Manche. Chociaż na pewno bardziej się nam będzie podobało, gdy obcokrajowcy zaczną zrzynać od naszych. Ale od czegoś przecież trzeba zacząć. [SimonS]

44
The Car Is on Fire
Ombarrops!
[Pomaton EMI; 2009]
Recenzja [Yeti]

Po tym jak zespół nagrał świetne Lake&Flames, a następnie skład opuścił Borys Dejnarowicz, lud z niecierpliwością czekał na nowy krążek. Im bliżej premiery, tym w mediach coraz częściej mówili o nowym dziele zespołu. Gdy została podana nazwa płyty, od razu pojawiła się na żółtym pasku w TVN24, gdy zespół ujawnił okładkę, ta na drugi dzień trafiła na pierwszą stronę Gazety Wyborczej. Emocje sięgnęły zenitu, w momencie pojawienia się na Myspace tytułowego singla. Zaczęła się ogólnokrajowa dyskusja na jego temat. Jan Pospieszalski w swoim programie Warto Rozmawiać dyskutował z Bono, Paulem McCartneyem i Thomem Yorkiem, czy zespół poszedł w dobrą stronę. W końcu okazało się, że cała płyta już nie była tak rewolucyjna jak pierwszy singiel. Była raczej utrzymana w charakterystycznym brzmieniu, chociaż kilka nowinek się pojawiło. Nie było już tak świetnie, jak na poprzednim albumie, jednak zespół udowodnił, że mimo roszad w składzie, wciąż jest jednym z najlepszych rockowych zespołów nad Wisłą. [SimonS]

43
O.S.T.R.
Tabasko
[Asfalt Records; 2002]


Tabasko w Polsce najczęściej kojarzone jest z ostrym sosem rodem z Meksyku, a nie powinno. Wtajemniczeni wiedzą, niewtajemniczonym napiszę, że w Polsce Tabasko to czwarty album w dorobku łódzkiego rapera O.S.T.R-a. Fakt, że porównując z obecnymi płytami Adama Ostrowskiego, można stwierdzić, ze jest bardziej "kozacka" niż obecne dokonania wyżej wymienionego, ale na pewno jest to album, od którego Ostry rozpoczął swój marsz po sławę. Bo nie oszukujmy się, jest w obecnej chwili najbardziej popularnym polskim raperem. Podsumowując, jeśli znasz, to jesteś ktoś, jeżeli nie, to żałuj, czym prędzej atakuj Tabasko, nawet jeżeli rap kojarzy ci się z chłopakami z bloków i bluzgami na policję. [SimonS]

42
Dinal
W strefie jarania i strefie rymowania
[Step Records; 2006]


Nie orientuję się za bardzo w tym, jakie albumy należą do kanonu polskich chłopaków z blokowisk i - prawdę mówiąc - mam to serdecznie. Ostatnio jednak jakimś tam przypadkiem dowiedziałem się, że nielegal W Strefie Jarania I W Strefie Rymowania należy do jazdy obowiązkowej i trzeba przyznać, że jest to postulat jak najbardziej słuszny. I choć ja ani nie jaram, ani nie rymuję, a liryki tych tracków oddają moje poglądy równie doskonale co wyniki wyborów w Rosji, to bity, jakie tu leżą, czynią z tego materiału coś, co wchodzi w reakcję z mymi małżowinami i bębenkami, a produktem tej przemiany jest stan, jaki osiągają niektórzy poprzez jedzenie czekolady. Może jeszcze nie takiej z orzechami, ale jednak. [Yeti]

41
Łona
Absurd i Nonsens
[Asfalt Records; 2007]


Z Łoną jest taki problem, że idąc za tym, jak wieje medialny wiatr, pozostaje błyskotliwym kolesiem. Z jednej strony może więc trochę wkurzać, że gość ma poglądy w 100% tożsame z Tomaszem Lisem czy Jackiem Żakowskim; z drugiej jednak sposób, w jaki je wyraża, sprawia, że jestem kupiony. I choć dziś liryki antypisowskie męczą uszy i sprawiają wrażenie, że w 2007 roku fanatycy i idioci przesadzający w każdym szczególe byli po obu stronach barykady, to bity Webbera i liryki Łony w kawałkach o pociągach, baryłce ropy czy kultowym w niektórych kręgach Mahmudzie czynią z tego materiału coś, czego warto słuchać. Może nie chłonąć, może nie przyjmować jako wyroczni czy coś. To po prostu bardzo dobry album. Trochę mało na Łonę, ale ej - zegar tyka, czekamy na innych też. Adaś sam tego wózka nie pociągnie przecież, tak jak jego imiennik nie pociągnie do sukcesów w drużynówce. Sad but true. [Yeti]


50-41 | 40-31 | 30-21 | 20-11 | 10-01