piątek, 29 kwietnia 2011

The Lollipops: Hold!

OCENA: 5.5
Na Szczecińskim Festiwalu Młodych Talentów GRAMY byłem tylko jeden raz, chociaż odbywa się w moim mieście. Było to bodajże w 2009 roku i zapewne w czasie któregoś z występów zacząłem się zastanawiać, czy ma on jakikolwiek sens. W 2007 roku wygrała jakaś Beata Andrzejewska, która znana jest nikomu, a jej największym osiągnięciem pewnie jest feautering u zacnego szczecińskiego rapera Soboty*. Rok później wygrało Limbo, które kariery chyba też nie zrobiło. Wszystko dopełniały gwiazdy festiwalu, które chyba mają pełnić wzór dla tych młodych artystów, ale patrząc na to kto był zapraszany, bardzo w to wątpię.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Ten Typ Mes: Kandydaci na szaleńców

OCENA: 7.5
Drugi raz w tym roku (na prób cztery) sięgam do osiągnięć polskiego rapu w poszukiwaniu świetniej muzyki - i drugi raz nie jestem zawiedziony. Ale czy mogło być inaczej? Tematem tego tekstu jest przecież płyta człowieka, który ma takie flow, że respekt oddał mu swego czasu sam Smarki Smark, czyli - dla mnie - cesarz całego rapu między Odrą a Bugiem, a i pewnie nawet nieco dalej.

Z tym, że z Mesem nie zawsze jest różowo. Pomijając kwestie postaci, na których nie chcę się skupiać, bo raz, że nic mi do tego, a dwa, że to blog o muzyce, mamy bowiem styczność z człowiekiem, który wciąż czeka(ł) na swoje opus magnum, na dzieło ostatecznie zamykające usta wszelkim krytykom. Krytykom, których wcale nie jest tak mało, biorąc pod uwagę umiejętności zarówno liryczne, jak i czysto rapowo-techniczne Piotra Schmidta.

sobota, 23 kwietnia 2011

Katy B: On a Mission

OCENA: 6
Wizualizowałem sobie On a Mission jako Dubstepy Akermańskie, gdzie wpływam na suchego jak ten żart przestwór oceanu łamiących żebra przefiltrowanych i przesterowanych efektów.  Gdzieś jednak – poza hasłem, dającym się wyczytać między wierszami recenzji – „muzyka popularna nigdy nie była tak miejska” (była), mamy do czynienia przede wszystkim z dwunastoma utworami nie tyle już nawet fajniutkimi, a – przede wszystkim – wysłuchanymi w całości, w przeciwieństwie do zestawianego do bólu z On a Mission (o czym zaraz) Femme Fatale.

czwartek, 21 kwietnia 2011

Nicolas Jaar: Space Is Only Noise

OCENA: 7
Jak tu nie poczuć się starym, gdy moi rówieśnicy robią karierę w wielkim świecie. Wojtek Szczęsny jest już pierwszym bramkarzem Arsenalu i jest w stanie zatrzymać Barceloną na Emirates Stadium. Nicolas Jaar tak znany może nie jest, ale został na tyle doceniony, że zostałem zmuszony do zapoznania się z takimi mi obcymi gatunkami jak microhouse czy minimal techno. Jestem w ich wieku, a co najwyżej mogę podziwiać i oceniać ich dokonania. A jako, że nie jesteśmy na blogu Nogą w Piłkę, to chyba oczywiste jest, że ta recenzja będzie o debiutanckiej płycie Nicolasa.

Shiny Beats: Klub Muzyczny Bunkier, Toruń, 6 maja

Nie spodziewajcie się spokojnej zabawy ani ładnych piosenek dla grzecznych dzieci. Jeśli boisz się hałasu, podbitych basów i przesterowanych klawiszy - lepiej zostań w domu!

Shiny Beats to trójmiejski duet indie-electro, nazwany przez Gazetę Wyborczą ,,zespołem, który może w niedługim czasie stać się objawieniem rodzimej sceny elektronicznej".

Po koncercie taneczny after, na którym nie zabraknie takich wykonawców jak Crystal Castles, Klaxons, Mgmt, Late of the Pier czy Bloody Beetroots. After zapewni Dj Throt.

piątek, 15 kwietnia 2011

VNM: De Nekst Best

OCENA: 6
Przystępuję do [szkicu] tej recenzji świadom, że pisanie jej jawi się - wobec deklaracji VNM-a w openerze płyty - jako autodiss. Kładę chuj na / zjebane recenzje cwelów / bo dali mi je najlepsi raperzy w kraju / wiele miesięcy temu w zasadzie wyczerpuje temat i nie pozostawia złudzeń: VNM rządzi i kim my tu jesteśmy, by się sprzeczać.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Single Player #5: wiosna 2011


Wydawać by się mogło – i czytającym będzie się wydawało – że „zmniejszyliśmy wymagania”, że „teraz na osiem trzeba tyle, ile kiedyś trzeba było na sześć”, że „kiedyś to przynajmniej próbowaliście być Porcysem, a teraz to już tylko Pitchfork”.

Nie. Tak dobrze, a przynajmniej według niżej podpisanego, rok w singlach nie zaczynał się już dawno. Pozycje poniżej to mój absolutny tegoroczny best-of (stan: marzec 2011), a poniższa dziesiątka jest lepsza niż podsumowania singli dwa tysiące dziewięć i dziesięć (a ponad pół roku przed nami!). Zaowocuje to w Caps Locki tryskające na boki, wyrazy zachwytu i średnie arytmetyczne, jakich w poprzednich edycjach Single Playera po prostu nie było (i już pewnie nie będzie).

Nie było też, jak dotąd, trzech polskich pozycji w jednym wydaniu. A dzisiaj będą. [Piąty Bitels]

niedziela, 3 kwietnia 2011

Apollo Brown: Clouds

OCENA: 6
J Dilla zmienił nie tylko moje życie, ale i życie Apollo Browna. Na tym drugim odcisnął piętno o tyle mocniej, że to ja jestem malkontentem, on – producentem i tylko w jednym z nas drzemie chudy brytyjski pedał. A Dilla, znowu Dilla – odnoszenie do niego każdego instrumental hip-hopu nie jest tyle drogą na skróty i pójściem na łatwiznę, co całkiem realnym odzwierciedleniem jego esencjonalności (Uchem w Nutę's Guide to Pop) – tego, kim stał się dla muzyki przez ostatnie kilka – bo od Donuts do co najmniej dzisiaj – lat.