OCENA: 7.5 |
Pod koniec 2009 roku na serwisie YouTube pojawił się tajemniczy projekt muzyczny o nazwie iamamiwhoami. Wraz z coraz ciekawszymi piosenkami które co jakiś czas ukazywały się na youtubowym profilu, zaczęła narastać coraz większa ilość teorii kto stoi za tym projektem. Podobno największą faworytką bukmacherów została Christina Aguilera. Jednak rzeczywistość jak zwykle nas rozczarowała i prawda była taka, że za tajemniczym głosem stała nikomu bliżej nie znana Szwedka o imieniu Joanna Lee. Ja całej zabawy nie śledziłem, ba, o samym projekcie dowiedziałem się po ukazaniu płyty kin, więc moja radość tym większa, bo cały materiał wiernym obserwatorom był znany już od dawna.
Cała sytuacja jest bliźniaczo podobno do tej z zeszłoroczną składanką zespołu Violens. Joanna Lee tak jak zespół Jorge Elbrechta co jakiś czas wypuszczała singiel okraszony teledyskiem. Po ukazaniu się dziewięciu singli uzbierał się materiał, który można było połączyć w jedną całość i tak powstała płyta kin. Sytuacja z pewnością rozczarowująca dla wiernych fanów, ale ratująca dupę takim osobom jak ja, którym coraz częściej uciekają bokiem te najlepsze zajawki. Chociaż żal obeznanych całkowicie rozumiem, bo czułem to w tym roku, gdy Violens wydali nową płytę, która w ponad połowie składała się z kawałków, które już doskonale znałem.
Gdzieś między nami trwają dyskusje czy 2012 rok jest najgorszym rokiem w muzyce od lat. Z moich obserwacji wynika, że większość uważa, że tak. Na szczęście istnieje też grupka tych zadziornych, walczących i szukających do końca, którzy nie tracą wiary w to, że muzyka ma się dobrze. No i po mizernym początku roku można stwierdzić, że jest nadzieja na to, że drugie półrocze może uratować, ten już wydawało się, zmarnowany sezon. Najlepszym przykładem jest płyta kin. Tak jak przy większości tegorocznych albumów siedziałem znudzony, tak tu widać, że jest to zbiór świetnych singli. Lajk leciał za lajkiem, od otwierającego Sever poprzestając na wieńczącym płytę Goods. Pewnie nie łatwo uciec Joannie Lee od tak banalnych porównań jak Björk czy Fever Ray. W tym drugim porównaniu nawet wizerunkowo. Chociaż dziwne by było, gdyby Szwedka Joanna Lee nie wyglądała jak Szwedka. Czyli żeby nie była blondynką o jasnej cerze. Czasy jednak mamy takie, że z Björk możemy co najwyżej pobawić się aplikacjami i obejrzeć jest występ na żywo, bo po co ktoś miałby tracić czas na słuchanie jej nowych wydawnictw. Natomiast Fever Ray solowo wypadła na tyle blado, że pewnie też mało kto ma jeszcze nadzieję, że The Knife uda się ponownie pozamiatać.
Tak więc nie ma przeszkód, żeby w nordyckiej muzyce pojawiła się nowa diwa i nikt nie ma prawa jej powiedzieć, że wpierdala się między wódkę a zakąskę. To może być czas Joanny Lee i być może na razie nic nie wskazuje na to, żeby odniosła sukces marketingowy na miarę Björk, ale też nikt nie może jej zarzucić, że jakie czasy w muzyce, taka Björk. Jeżeli już zostajemy przy konwencji tego niesłusznego porównania. Piosenki iamamiwhoami brzmią bardzo świeżo. Jest to elektronika na najwyższym poziomie. Od spokojnych ballad, po przebojowe utwory. Oczywiście z dodatkiem tego klimatu nocy polarnych. Chociaż jest też Play, które brzmi jakby zostało wyprodukowane przez Chaza Bundicka. Tak więc jeżeli nie wiecie czego słuchać w 2012 roku, to słuchajcie kin. A już niedługo na naszych łamach kolejne ciekawe tegoroczne płyty. Obiecuję!
Islandia nie jest krajem skandynawskim, tylko nordyckim.
OdpowiedzUsuńTak, czepiam się. :p
Płyta przyjemna; recka też.
Heh, no właśnie wiem, tak samo jak Finlandia nie jest krajem skandynawskim. A czy wszystkie te kraje są krajami nordyckimi? :D
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Kraje nordyckie to Skandynawia + Finlandia, Islandia i raczej też Estonia. (:
OdpowiedzUsuńOk, to poprawiam. Dzięki.
OdpowiedzUsuńW koncu jakas recka, a nie jakies nudne rapy.
OdpowiedzUsuń