OCENA: 5 |
Bloc Party po czterech latach od katastrofalnej płyty pod tytułem Intimacy wraca z nowym materiałem. Mogłoby się wydawać, że po trzeciej płycie, która została dobita solowym albumem Kele Okereke, nikt z zainteresowaniem już nie spojrzy na tę kapelę. Jednak jak wiadomo, marketing jest sprawą najważniejszą. Bloc Party nazywane w okresie debiutu brytyjską odpowiedzią na Les Savy Fav dołączyło do Frenchkiss Records należącego do... basisty Les Savy Fav. Dzięki czemu pojawiła się nadzieja, że zabrzmią jak na Silent Alarm, a my znowu poczujemy się jak w 2005 roku.
Niestety już pierwszy singiel zmniejszył te oczekiwania. Octopus z zapętlonym motywem gitarowym niczym pętla w Closer Kings of Leon, jest po prostu nudny. Co świetnie kwituje ziewanie Kelego na samym początku utworu. Nie zniechęciło mnie to jednak na tyle, żeby nie przesłuchać całej płyty. Okazało się, że dobrze zrobiłem, bo zostało to od razu wynagrodzone w pierwszym utworze. So He Begins To Lie ze świetną linią basu jest chyba najlepszą piosenką na płycie, a na dodatek daje nam możliwość przeniesienia się ponownie do 2005 roku. Zresztą takich momentów jest kilka. Bloc Party na tej płycie często gdzieś ociera się o Silent Alarm albo chociaż o A Weekend in the City. Które było takim rozczarowaniem po debiucie, a któremu osobiście fanowałem w 2007 roku. Ocieranie oczywiście nie oznacza równania do najlepszych momentów tego zespołu, ale daje nam takie przyjemne ballady jak chociażby Truth. Tu ponownie całą robotę wykonuje bas, a sam utwór jest pewniakiem do singla.
Do tej grupy należy także m.in Real Talk, The Healing, V.A.L.I.S czy Day Four, ale jako, że chyba każdy się orientuje jak brzmiało Bloc Party na pierwszych dwóch płytach, więc nie ma co na nie tracić czasu. Tym bardziej, że zespół Kelego Okereke po romansie z elektroniką zabawia się obecnie z mocniejszymi rockowymi brzmieniami. Więc warto skupić się na tym, bo przez większość czasu te zabawy wywołują salwy śmiechu. A śmiech podobno wydłuża życie.
Zacznę od Kettling które od początku wpadło w moje ucho, ale ta świadomość wywoływała u mnie jakiś dyskomfort. Coś mi tu nie pasowało. Po kilku zapętleniach załapałem. Przecież to brzmi jak Feeder! A Feeder jest takim brytyjskim Nickelback przystosowanym na britpopowe podłoże. Pop-rockowe kawałki z pierdolnięciem, które spokojnie możecie puścić w każdej stacji. Jednak na wysokości 2:20 minuty w Kittling pojawia się riff który przypomina Weezer z najlepszych lat. Dodaje to utworowi pewnej klasy, ale czy jest w stanie uratować go w całości? Oceńcie sami. Ja obecnie jestem w stanie przyznać mu co najwyżej guilty pleasure.
Tak wiem, wy jednak wciąż czekacie na te salwy śmiechu. Więc proszę. Coliseum z początku w stylizacji blues-contry, coś jak Syloe Afro Kolektywu, nagle w pierwszej minucie przywdziewa pozycję metalowego gitarzysty wykonującego headbanging. Może nie od razu takiego satanisty, a bardziej gitarzysty Metalliki czy Mastodon. Jednak absurdalność połączenia obu tych stylizacji oraz tego, że wykonuje to zespół, który jeszcze nie tak dawno zabawiał się elektroniką a wcześniej tworzył new rock revolution, po prostu rozbraja.
Wisienką na torcie jest We Are Not Good People. Utwór zamykający płytę, który równie dobrze mógłby być wykonywany przez, hm, Green Day? Wiecie, takie gitarowe granie bez trzymanki, że producent Green Day ponownie by powiedział, że trzyma mieć jaja ze stali, żeby nagrać taką piosenką. A te riffy po drugiej minucie to chyba nagrywał im Matthew Bellamy na Wembley w 2007 roku.
Na koniec zostawiłem dwa utwory, które nie pasują ani do piosenek w starej stylizacji ani do tych w której zespół testuje na słuchaczach ostrzejsze brzmienia. Jest to Team A oraz 3x3. Mimo tego, że w pierwszym z tych utworów został zastosowany podobny motyw zapętlenia, co w Octopus, to jest on zdecydowanie ciekawszą piosenką. Jest to chyba jedyne udane połączenie starej stylizacji z tą nową, ostrzejszą. A samo Team A, chociaż początkowo niepozorne, po kilku przesłuchaniach staje się czarnym koniem na tej płycie. Natomiast 3x3 może wzbudzać kontrowersje, szczególnie poprzez histeryczno-falsetowy wokal Okereke, który może przynosić na myśl dokonania ojca dziecka Kate Hudson. Lecz sam utwór instrumentalnie się broni i szczególnie koncertowo może prezentować się dobrze.
Bloc Party nieoczekiwanie powrócili z niezłym nowym materiałem. Jest tu sporo nawiązań do ich najlepszych piosenek, a nowe hardrockowe fascynacje i tak prezentują się lepiej niż te elektroniczne z Intimacy. Oczywiście bez takiego Coliseum czy We Are Not Good People płyta prezentowałaby się solidniej, ale w czasach cyfrowej muzyki można z tego zestawu piosenek wykroić chociażby ciekawą EP-kę. Z zestawu w składzie So He Begins To Lie, 3x3, Team A, Truth oraz tych pozostałych w starej stylizacji można skleić album dorównujący poziomem do A Weekend in The City. Więc jeżeli nie byliście aż takimi krytykami ich drugiej płyty, to ze spokojem możecie się zapoznać z Four.
to też jest mocne: http://www.youtube.com/watch?v=MCiCw9g2Usw&feature=player_embedded
OdpowiedzUsuńi polskie, płyta we wrześniu!
Skubas :)
Płyta dosyć optymalna :)
OdpowiedzUsuń