wtorek, 7 kwietnia 2009

Kylie Minogue: Fever

"Porąbało go czy co?" - myśli zapewne czytelnik. Od wydania Fever minęło już dobrych kilka lat, na blogu tym wpisy pojawiają się rzadko, więc chyba opis tego krążka nie jest tu potrzebny, c'nie? Otóż właśnie nie. Czuję, że potrzebujesz go, drogi czytelniku. Czuję, że jest on konieczny, że po prostu musi znaleźć się - chociaż na chwilę - w środku Twej głowy.

Dlaczego? Około 70% nastolatków, z którymi gadałem, próbowało grać fajnych eloziomali. Gdy pytałem o ulubionych wykonawców muzyki pop, mówili: "To komercha, szajs, gówno, nic nie warta progaganda". No a przede wszystkim obciach. Pop? Przecież to nie nasza muzyka. Myśmy underground, myśmy wyższa klasa, my elita. Tymczasem Fever to bite 12 argumentów na to, że popu da się słuchać, że można się przy nim bawić, ale też zwyczajnie delektować się, zachwycać. Ok, powiem wprost: to jedna z najlepszych dotychczasowych płyt XXI wieku.

Argument pierwszy - More, more, more


Do you listen this? More More More zaczyna się delikatnym w sumie podkładem, który będzie nam towarzyszył przez całe 4:42 utworu. Po chwili wchodzi Kylie. Śpiewa dość leniwie. Podkład się rozwija, dochodzą kolejne elementy. Kapitalny wokal Australijki wzmacnia chórek. Coraz bliżej refrenu, powoli się wkręcamy i... refren. Ja chcę more, more, more! I dostaję. I znowu chcę. I znowu dostaję. I tak w kółko, pierwszy raz użyta funkcja repeat w odtwarzaczu.

Argument drugi - Love at First Sight

Nie wiem, kim trzeba być, żeby ułożyć taką piosenkę. Geniuszem jakimś. Zwichrowany podkład w zasadzie nie ma jakiś wielkich zalet. Nie jest kapitalny. Nie wymiata. Nie wgniata. Do garnka wrzucamy głos Kylie. Mieszamy i... ło w mordę! Jedna z najbardziej melodyjnych piosenek świata! A te zaśpiewy tuż przed refrenem? A te nagłe przyciszenia? A refren? Funkcja repeat po raz drugi. Love at first sight. Kapitalne.

Argument trzeci - Can't Get You On My Head


Lalala lalala, jakie to cudowne, lalalala lalala, Kylie zepchnięta do drugiej linii, lalala lalala, rządzi podkład?, lalalala lalala, nie - Minogue odwala kapitalną robotę w cieniu, lalala lalala, ja tam już szaleję, lalalala lalala, Kylie królową popu, lalalala lalala, a to dopiero trzeci utwór, lalalala lalala, i już trzeci raz repeat, lalalala lalala. Czy mam coś jeszcze do powiedzenia? Nie, ale piszę to gdyż, lalalala lalala, pragnę chociaż udawać, lalalala lalala, za pomocą klawiatury, lalalala lalala, że śpiewam to cudowne lalalala lalalala.

Argument czwarty - Fever

Ja tam się nie będę rozpisywał. To jedna z najsłabszych piosenek na tej płycie. I, paradoksalnie, jedna z moich ulubionych. Kocham podkład, kocham każdy dźwięk tego utworu. Kocham każde słowo, jakie wydostało się z ust mej ukochanej, choć - przypominam! - są one po angielsku, a słynę z negatywnego stosunku co do tego języka.

Argument piąty - Give It To Me

Powiem szczerze: nie mam pojęcia, kim jest dziad pojawiający się na początku tej piosenki w tle, ale wiem jedno - zazdroszczę mu. Pojawić się obok TAKIEJ kobiety, TAKIEJ wokalistki, w TAKIEJ piosence, na TAKIM albumie. Gość musi pękać z dumy, chociaż wygrzmocił tam ledwie kilka linijek. (Btw - czy to aby nie przerobiony głos Kylie?). O, jak już jesteśmy przy Australijce - jej zmiany stylu śpiewania, jest fantastyczna robota, szczególnie w refrenie i przedziale 2:15 do 2:30 (chociaż w sumie dalej też), co producent przesiekał kapitalnym beatem - to jest coś doskonałego. I jeszcze dwa słowa: chórek w refrenie - kocham to. Piąty utwór, piąty repeat.

Argument szósty - Fragile

Kylie od innej strony. Tym razem, poza umiejętnościami wokalnymi, pokazuje nam piękno swojego głosu. Odpoczynek po Give It To Me? Ależ skąd! Poziom trzymamy, szokując w dodatku słuchacza, który oczekuje, iż z Fragile będzie wymiatacz parkietowy. Cóż, pecha ma owy boy. A my? A my tym razem bez repeatu. Żartuję.

Argument siódmy - Come Into My World


Come, come into my world - zaprosiła nas pani z okładki. Hmm, trochę późno. Ale ja się nie gniewam. A wy? Wy nie macie nic do powiedzenia, w końcu teraz ja piszę. Delikatny, wysoki głos z pierwszej zwrotki i nagłe zamieszanie z kilkoma źródłami dźwięków ludzkich, a potem już refren. Bardzo prosta metoda. Wielokrotnie powtarzana na tym albumie. Banał. Schemat. Dupa? Nie, nie dupa. Po raz kolejny schemat się sprawdza. Kumacie, to jak Cristiano Ronaldo, który zawsze stosuje jeden zwód. I zawsze się udaje. No, jest mała różnica: Krystyny z Manchesteru nie lubię. Siódmy repeat.

Argument ósmy - In Your Eyes

Wow, jaki mocny bit. Znowu to samo: głos w tle, dochodzą chórki, nuda. Nuda? Ej, no weź, bo dostaniesz w mordę, czytelniku. Jaka nuda? Przecież to jedna z najlepszych piosenek na tym krążku. Konkretnie jest wśród jedenastu innych, też najlepszych. Jeśli ktoś sądzi inaczej, kłamie. To nie jest względne, to jest fakt. Tak musi być. To nie są żarty, to jest Kylie Minogue. Ósmy repeat, ja pierdzielę!

Argument dziewiąty - Dancefloor

O, schemat się zmienia - najpierw wchodzi chórek, dopiero potem Kylie jako Kylie. Potem następuje krótka synteza i znów problemy. Mamo, ja chcę do domu, ta pani mnie zabije. Dialog z chórkiem w refrenie. Bit. Słucham i mnie nachodzi myśl: matko, jakim trzeba być geniuszem, by ułożyć listę 5 najlepszych refrenów z tego krążka. A znam osobiście gościa, co próbował skompletować 20 refrenów wszech czasów. Idiota, no nie? [9. repeat]

Argument dziesiąty - Love Affair

Jupi! Wreszcie coś, gdzie mogę wepchnąć swojego nochala - pierwsze sekundy tego czegoś są słabe! Ha, jestem bossem. Co na to Kylie? Podchodzi spokojnie, staje przede mną, bo zerwałem się z fotela. Wyciąga palec wskazujący, popycha ponownie na siedzenie i rozwala resztą utworu. Liczy ktoś jeszcze repeaty?

Argument jedenasty - Your Love

Ta kobieta się ze mną bawi. Jestem cieniasem, jestem pod pantoflem. No nie mogę. Przecież to jest niemożliwe, by na 11 utworów nie podobało mi się zaledwie kilka sekund jednej piosenki. Znaczy jest możliwe, ale jakie tam płyty, jakie nazwy - OK Computer, Sierżant Pieprz, kumacie. A tu co? A tu krążek pop. Babka, gwiazda popkultury, bohaterka rankingu w stylu "Na którą wokalistkę mężczyźni mają chrapkę?", syci mnie totalnie i jest bliska zapewnienia sobie 10.0 w najcięższej choćby skali ocen. No.

Argument dwunasty - Burning Up

Przecież wiemy, że ten początek i tak skończy się soczystym refrenem. Że te niby od niechcenia rzucane wersy są tak naprawdę bezczelnym zabawianiem się uchem i całym wnętrzem głowy słuchacza. Że to jak obraz z dzieciństwa, w którym pachnie wspaniałym obiadem, zlatują się dzieci i chcą jeść, a mama odwleka. A to ręce umyć, a to nakryć do stołu, a to grzecznie czekać, a to powoli gryźć. I w końcu następuje moment kulminacyjny, kres wszystkiego: kęs potrawy jest w ustach. Kylie jest mamą, a ja jestem dziećmi. Wszystkimi na raz. Dwanaście repeatów.

Podsumowanie

Nie mam siły na jakieś mądrości, pointy itd. Sprawa jest prosta: Fever to wyznacznik Twojego gustu muzycznego. Nie wielbisz tej płyty, to się nie znasz. Nie masz pojęcia o muzyce. Jesteś głuchy. To jest Kylie, człowieku.

1 komentarz:

  1. Krótko mówiąc, świetny krążek ;-)
    Najbardziej lubię "Love at first sight". Pokochałem ten numer za pierwszym razem, jak go usłyszałem!

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.