poniedziałek, 1 listopada 2010

Newest Zealand: Newest Zealand

Jest koniec października i przyszła wreszcie tak wyczekiwana przez fanów kasztanów jesień. Chłód za oknem, potęgujący akurat w godzinach moich opuszczeń rodzinnego gniazdka w przeróżnych celach dokucza dość odczuwalnie. Generalnie jednak skłamałbym, gdybym powiedział, że cokolwiek mnie to obchodzi - raczej skłania do obligatoryjnych przekleństw na pogodę, nie wywołując prawdziwej irytacji. Raczej tłem jest do innych, bardzo irytujących zdarzeń. Raczej kroplą przelewającą czarę goryczy. Raczej dodatkiem, klimatem, otoczką. Gdybym był szczęśliwy, miałbym gdzieś cały ten otaczający mnie mróz o szóstej rano i perspektywę kilkunastu minut spaceru. Gdybym  był.

Ale nie jestem i... tak, wiem. To jest blog muzyczny, tutaj chcecie czytać o muzyce. Z tym, że akurat te moje wynurzenia czemuś służą. Otóż: dopadła mnie melancholia, dopadło mnie zniechęcenie, moje życie zostało zamalowane na barwy jesienne, jakby to powiedzieli wątpliwej jakości poeci. Sam sobie zdiagnozowałem depresję, jestem zupełnie innym człowiekiem, bliższym raczej wywieszenia białej flagi niż powstania z łopat i przejścia do natarcia. Nie ma znaczenia, dlaczego - a przynajmniej nie dla Was. Generalnie jednak chodzi mi o to, że prawdopodobnie jestem w dość podobnym stanie psychicznym, co autor materiału, o jakim dziś piszę, w trakcie jego powstawania. I tak, myślę, że to istotne.

Tak więc: muzyka jest dla ostatnio albo tłem do rozmyślań (przy czym "tu nie ma o czym rozmyślać") albo po prostu wyładowaniem silnego napięcia emocjonalnego zwanego niekiedy wkurwieniem (przepraszam damską część publiczności). Jestem podatnym gruntem na wszelkie przejawy smutku, melancholii, diagnoz świata spod znaku "było źle, będzie gorzej". I w tym momencie trafiam na melancholijną płytę, efekt pracy większości moich ukochanych polskich muzyków. Wiem - wiecie już, jak to się zakończy, ale może najpierw w ogóle zacznijmy, co?

Otóż - przede wszystkim czuję, że muszę to powiedzieć: nie ma utworu, który ostatnio trafiłby tak głęboko do mej wrażliwości jak As Sure As Sunrise. Na tę chwilę jest to mój ulubiony singiel roku i jedna z najlepszych piosenek ever. To, co czuję przy klawiszach i TEJ TRĄBCE jest nieopisywalne. Naprawdę, hej, gdyby to był, powiedzmy, konkurs rzutów do tarczy, Borys i jego ekipa trafiłaby same 10. 

Idziemy dalej - ze względów przyczynowych depresji, cholernie wzrusza mnie i zmusza do kolejnych repetycji Dreamt of You. Lubię też Your Sincerely z fantastycznymi partiami gitar czy choćby He Said He's Sad. Dobra, nie będę się bawił: LUBIĘ WSZYSTKO, niektóre uwielbiam. Uwielbiam, to jest - w tym przypadku - podpisuję się pod każdym dźwiękiem, a gdybym spotkał akurat zespół Newest Zealand idący sobie ulicą, zacząłbym im całować stopy. Lub wypłakiwać w płaszcz Borysowi, zapominając zupełnie o trzyletnim okresie pomiędzy etapem "powstanie materiału" a "wydanie płyty". Miałbym nieuzasadnioną pretensję do tego, by Dejnarowicz poczuł, że jesteśmy bratnimi duszami. Tak jak ja czuję z tym materiałem. I trochę mam w dupie, co myślicie o moim podejściu do tej płyty.

___

PS: I jeszcze parę słów odnośnie odbioru krążka w sieci (prasy nie czytuję). Otóż: jestem absolutnie zażenowany faktem, iż praktycznie każdy tekst o płycie musi zawierać jakąś, choćby najmniejszą, psychoanalizę autora materiału. Jeśli ktoś się spodziewał kolejnego tekstu o tym, jakiego koloru kapcie nosi Borys (a w zasadzie: pan Borys, bowiem się nie znamy, uprzedzam) to bardzo przepraszam. Nie, to nie jest recenzja ze słowami takimi jak megalomania czy wzruszającymi wyznaniami typu "nienawidziłem Dejnarowicza, no ale piosenki ma dobre". Po pierwsze - nigdy nie odczuwałem nienawiści do byłego naczelnego Porcysa, no biję się w piersi. Po drugie - gdyby tę płytę nagrała Małgorzata Foremniak lub Jerzy Urban, miałbym do niej taki sam stosunek. Przykrości.

3 komentarze:

  1. no cholera, w końcu ktoś napisał recenzje, która pokrywa się z moimi odczuciami względem tego PIĘKNEGO I WZRUSZAJĄCEGO kawałka muzyki. Mam dość pierdolenia, że nudne, że przeintelektualizowane, że TO BORYS I ZNOWU "SIĘ WYMĄDRZA". Ta płyta jest zajebista i już.Piona Yeti.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muzyka super. Teksty nie są zenujace, ale ich prostota az uderza po uszach w zestawieniu z muzyka. Borys dobrze komponuje, ale wokalistą jest bardzo przecietnym. Szkoda, ze nie dal tego komus innemu do zaspiewania

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.