sobota, 4 lutego 2012

Cloud Nothings: Attack on Memory

OCENA: 7
Cloud Nothings jest świetnym przykładem na to, że podążanie głównym nurtem nie zawsze przynosi sukcesu i czasami warto się odwrócić i popłynąć pod prąd. Pierwsze dwie płyty tego zespołu z Cleveland były raczej standardowym indie-amerykańskim graniem z przydługą listą inspiracji ulubionymi zespołami z lat '90. Na debiucie bardziej lo-fi, na drugiej bardziej współcześnie, ale na tyle nijako, że w pamięci pozostał mi jedynie teledysk, na którym ludzie wkładają sobie warkocze do ust. Sam zespół też sobie to uświadomił i być może stąd tytuł najnowszego singla. Cloud Nothings byli bez wartej zapamiętania przeszłości, oraz bez perspektyw na przyszłość. Ale dzięki Attack on Memory na długo pozostaną w naszej pamięci, a przyszłe losy malują się w bardziej optymistycznych kolorach.

Na początku warto zaznaczyć, że nie usłyszymy tutaj nic odkrywczego czy przełomowego, a inspiracje atakują nas z każdej strony. Ich obszar jednak znacząco się powiększył, dzięki czemu każda piosenka brzmi inaczej, a płyta mimo, że można jej zarzucić małą spójność, często nas zaskakuje. Zaczyna się od wspomnianego już singla. No Future/No Past może zadziwić starych fanów, bo po słonecznym graniu pozostało tu niewiele i brzmieniowo bliżej tu do At The Drive-In. Chociaż jazgotu mniej, jest równie emocjonalnie, a śpiew Dylana Baldiego przeobrażający się w darcie ryja ma już mało wspólnego ze słodkim indie chłopcem. Przy kolejnym utworze trudno nie wspomnieć o Trail of Dead. Wasted Days brzmi jak połączenie It Was There That I Saw You z Another Morning Stroner, co łącznie tworzy prawie dziewięciominutowego molocha, który zdecydowanie jest najlepszym momentem na płycie. Melodyjny początek wraz z zadziornym wokalem nie kończy się po zaplanowanych trzech minutach, a przeobraża się w wielominutowy pokaz umiejętności instrumentalnych, który jest zwieńczony wykrzyczanym prosto od serca tekstem. Jednak nie ma chwili na ochłonięcie, bo spada na nas kolejny cios w  postaci powrotu do przeszłości. Fall In, Stay Useless, oraz z dalszych indeksów Our Plans i Cut You brzmią jak pozostałości z dwóch poprzednich płyt. Doszukujcie się w tych piosenkach kolejnego singla. Oczywiście w pakiecie dostaniemy słoneczny teledysk wraz z rozkapryszoną młodzieżą. Na szczęście na płycie są jeszcze dwa warte uwagi kawałki. Jam sessionowe Separation, oraz tym razem bardzo zgrzytliwe No Sentiment, w którym Baldi ponownie bawi się wokalem, tym razem docierając aż do falsetu.

Wspominałem ostatnio o sile EP-ek i po raz kolejny moja teoria się sprawdza. Wyobraźcie sobie materiał składający się jedynie z No Future/No Past, Wasted Days, Separation i No Sentiment. Byłoby ósemkowo i nie można byłoby się do czego przyczepić. Niestety płyta składa się w połowie z zapychaczy i mimo, że nie są one aż tak złe, a momentami są nawet dobre, to kompletnie wybijają z klimatu tworzonego przez najlepsze fragmenty. Być może to był strach, że nowe brzmienie nie przypadnie słuchaczom do gustu, więc asekuracyjnie dali też coś dla starych fanów. Jeżeli w ogóle takich posiadają. Więc mam nadzieję, że po dobrej reakcji opinii publicznej, a obecnie tylko o takiej słyszałem, następny album będzie w całości brzmieć tak jak Wasted Days czy No Sentiment. Wtedy też Cloud Nothings będą mogli się zmierzyć w rywalizacji o najlepszą płytę roku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.