OCENA: 7 |
Chcę, aby nie było żadnych niedomówień: płyta Jessie jest tegoroczną perełką i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Jest pięknym przykładem na to, że muzyka może być jednocześnie ambitna i łatwa w odbiorze, że może być niezwykle intertekstualna i eklektyczna, a z drugiej strony nie wymagająca niemal żadnego osłuchania. Jessie Ware może zabrzmieć równie wspaniale dla kogoś kto "ogarnia", jak i dla kogoś niezaznajomionego z najnowszymi trendami i modami. Po prostu na "Devotion" zawarte jest mnóstwo czynnika, który określiłbym jako: OTM. Znaczenie akronimu - do czego przyznaję się bez bicia - poznałem całkiem niedawno i oznacza ni mniej, ni więcej: TRAFIA. Przynajmniej trafia do mnie. Może to kwestia tego, że Jessie "śpiewa pięknie o miłości"?
Jessie nagrała jednocześnie najprzyjemniejszy i najtrudniejszy album tego roku. Po kilkakrotnym odsłuchu miałem w głowie słowa mówiące wiele o całej otoczce Devotion, że jest pełna odniesień na poziomie zarówno tekstu i muzyki, że trudno gdziekolwiek zaszufladkować, że doskonale nagrana, że sample, że piękne tła... Ja zostawiłbym szufladki ludkom z RYM, obiektywną ocenę Porcys i Screenagers, a dla mnie najważniejsze jest to, że to najzwyczajniej w świecie piękna muzyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.