1. Za każdym razem słuchając niemal każdego z numerów na Shields, mam uczucie déjà vu. Myślę: jakie to jest podobne do... no zaraz, czego? I odpalam któryś z poprzednich albumów i szukam. I nie znajduję.
2. Wysłuchując każdego z utworów na Shields od razu wiemy (o ile oczywiście wcześniej znaliśmy cokolwiek Grizzly Bear), że słuchamy Grizzly Bear. Brzmienie gitar, aranżacje, rytm - wszytko jest tu tak charakterystyczne, tak znane, tak oczywiste! A mimo wszystko całkiem świeże.
3. Dodatkowo jestem zmuszony poinformować o pewnego rodzaju paradoksie: Shields jest płytą zróżnicowaną i jednocześnie spójną. Choć nie do końca równą. Co to oznacza? Zróżnicowana - pod względem klimatu i różnorodności melodii. Spójna - bo wszystko do siebie pasuje. Nierówna - ponieważ można wskazać piosenki naprawdę dobre (wiadomo - śliczne melodie, klimat), jak i nieco słabsze.
4. Drogi Czytelniku, jeżeli nie znasz Grizzly Bear, masz 6 wolnych minut i chciałbyś wiedzieć z czym masz do czynienia, to proszę:
Jeszcze kilka dni temu byłem przekonany o tym, że panowie z Grizzly Bear się kopiują. Ale to nie jest autoplagiat. Shields to naturalna droga rozwoju obrana przy Veckatimest. Pełna podobieństw, to prawda. Jednak jest w niej więcej zwiewnej, delikatnej liryki. Niektórym może się to nie podobać. A mi pasuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.