sobota, 2 maja 2009

Janek Samołyk: Don't think too much (EP)

Wiosna. Ano wiosna. Pąki, liście, kwiaty - tego typu sprawy, kumacie. Ostateczna zmiana klimatu z zimnego na ciepły właśnie się odbywa za oknem, pora więc, aby i u nas pojawił się jakiś wiosenny materiał. Ciepły, delikatny. No wiecie - jak wiosna. Precyzyjniej tego nie opiszę, bo nie jestem poetą. Ale zapewne każdy sobie coś tam dopowie i generalnie większość zrozumie, o czym piszę. A jak nie zrozumie, to weźmie do ręki EPkę Janka Samołyka i się przekona. Proste? Proste.

No ale niestety - o płycie nie wystarczy napisać, że wiosenna i cześć. Dlatego zacznijmy od początku, czyli od tego, jak się prezentuje wrocławska scena muzyczna i kim jest autor omawianego wydawnictwa.

Ktoś kiedyś powiedział o polskiej muzyce, że najlepsze zespoły są w najgorszych miastach i odwrotnie - najgorsze w najlepszych. Cóż. Jestem z Wrocławia, więc mogę chyba powiedzieć, że zaliczamy się do tej drugiej kategorii. Nie jestem bowiem w stanie sobie przypomnieć jakiegokolwiek ciekawego artystę, który tworzyłby w stolicy Dolnego Śląska i nie miał na imię Lech, a na nazwisko Janerka. Było co prawda kilka zespołów, ale chyba nikt na poważnie nie potraktował płyty Lili Marlene wydanej w sieci Rossman. Tym bardziej, że i przed wydaniem tego krążka Lili nie zachwycało.

Jasne jest więc, dlaczego na każdy przejaw jako takiego grania na gitarze, wrocławianie zainteresowani muzycznym rozwojem miasta nie reagują obojętnie. Tak też było ze mną, gdy usłyszałem pierwsze piosenki The Ossis. Wtedy nawet polubiłem Wrocław, czyli utwór, który dziś powraca na omawianym materiale. Pamiętam, że zrobiłem w owym czasie coś, czego zazwyczaj nie robiłem - ściągnąłem tę piosenkę (legalnie) z last.fm, bo była taka możliwość.

Niestety, wkrótce The Ossis przestało sypać twórczością, bo się rozpadło. Heh, klątwa fajnego miasta - rzekł wtedy mój kolega. Nieważne. Ważne jest to, że Janek w owym czasie osobiście napisał do mnie, że skoro słuchałem The Ossis, to może bym się zainteresował też materiałem solowym. Zainteresowałem się, posłuchałem, a potem przyszedł czas premier wielu oczekiwanych albumów i zwyczajnie o Janku - przyznaję to publicznie - zapomniałem. Amnezja skończyła się dopiero wtedy, gdy przypadkiem natknąłem się na teledysk, jaki nakręcono do Don't think too much.

No i cóż ja mogę powiedzieć? Jestem już po parokrotnym przesłuchaniu EPki pana Jana. Całość zaczyna się pięknie wiosennym utworem tytułowym, do którego nakręcono klimatyczny teledysk. Może i to wszystko nie jest zachwycające, ale miłe dla ucha na pewno. Dobrze wchodząca partia skrzypiec uzupełnia utwór, który bez niej wydawałby się zapewne pusty.

Klimat się zagęszcza wraz z pojawieniem się Zdjęć (a nie, jak chcą organizacje ekologiczne - z dziurą ozonową), gdzie spotykamy się z typowym dla songerwriterów utworem - delikatnie szarpana gitara i utwór o miłości. Prosta sprawa, ale całkiem sympatyczna.

Wrocław, cóż zmienił się nieco. Jest bogatszy, dodano elektroniczne wstawki, gitary grają mocniej. Inny mix, tak mi się wydaje. Ale mogę się mylić, bo jakość poprzedniej wersji, jaką posiadałem, delikatnie mówiąc, odbiegała od ideału. W każdym razie uważam, że obecny kształt tej piosenki łatwiej się słucha, bo jest po prostu lepszy, ciekawszy, przyjemniejszy.

No i utwór ostatni. Marie from Paris zaczyna się fajną partią gitary, ale i wpadką tekstową, bo raczej piosenka nie powinna się zaczynać od "Her name is Marie, she is from Paris", z całym szacunkiem dla twórczości tekstowej Janka. Utwór jednak idzie w stronę, w którą nie szedł żadny z pozostałych trzech. Co to oznacza? Ano ma pomysły człowiek, o którym piszę od 15 minut. A jak ma pomysły, to ma potencjał.

No właśnie. Janek nam się rozwinął, odkąd The Ossis przeszło do historii. Fanom piosenek opartych na gitarze i spragnionych to wiosennych, to gęstych i wielkomiejskich klimatów, zachęcam do słuchania Don't think too much. EPka ta jest sympatyczna i miła, pokazuje jakiś tam potencjał wrocławianina.

Niemniej jednak Wrocław, jako miasto, wcale nie zrobił się gorszy. Czyli jeszcze trochę przed Jankiem...

5 komentarzy:

  1. "her name is Marie, she lives in Paris" - czy sadzisz ze paryżanka o takim imieniu moze nie istniec?:) Fajna piosenka - na lascie mozna jej posluchac :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy istnieje, ale taki rym, taki tekst na początku utworu brzmi - moim zdaniem - słabo. Aczkolwiek piosenka jest oczywiście fajna. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja Janerke czasem mijam na rowerze na wale przeciwpowdziowym nad Odra we Wroclawiu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Janek ma szansę zagrać na OFFie :) Do 21 lipca 2009 trwa głosowanie. Może ktoś chciałby pomóc? Numer=7152 Treść=SCENAOFF.1

    Tu jest więcej info:
    muzyka.interia.pl/alternatywa/news/znamy-finalistow-off-festival,1332236

    OdpowiedzUsuń
  5. "Nie jestem bowiem w stanie sobie przypomnieć jakiegokolwiek ciekawego artystę, który tworzyłby w stolicy Dolnego Śląska i nie miał na imię Lech, a na nazwisko Janerka..."
    A o Mikromusic pan zapomniał, panie Yeti?

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.