czwartek, 17 września 2009

Rainbow Arabia: Kabukimono

– O, a ty, Paweł, czego teraz słuchasz?
– W tej chwili Rainbow Arabia, eksperymentalnej muzyki etniczno-elektronicznej.
– E... Coś sobie przypomniałam, muszę już iść.
– Ale...
– Obiad mi stygnie.
– Ale naprawdę...
– Pa.

Pytanie do ciebie, czytelniku: co sobie wyobrażasz, kiedy widzisz neologizm „ethnotronica”? Elektronikę z efektami krzyczących czarnoskórych dzieci czy czarne dzieci krzyczące pod elektroniczny podkład? Punktacja za odpowiedzi: odpowiedź numer jeden – zero punktów, odpowiedź numer dwa – zero punktów. Rainbow Arabia to trochę szersza sprawa, mniej banalna, bardziej zwariowana i przyjemniejsza do słuchania.

Użycie dziwnych nazw jest zbędne. Motywy są proste, troszkę dzieje się w tle – nie jest to nic strasznego, choć po tagach spodziewać się można naprawdę dziwnych rzeczy. Jest tu na przykład taka piosenka, Harlem Sunrise: dobra, jest tu trochę stukania w miski i szklanki, ale motywem przewodnim jest przecież piekielnie (ciągle odejmuję i dodaję ten wyraz do recenzji, w ostatecznej wersji postanowiłem go zatrzymać, chyba słusznie) melodyczna pętla, bardzo – tak, właśnie to słowo najlepiej oddaje istotę rzeczy – ładna. Bo chodzi o to, że Rainbow Arabia, pośród swoich inspiracji i afrykańskich, i elektronicznych, to ciągle zespół „do słuchania” (wiem, gorzej terminu „listenable” spolszczyć się nie dało).

Przełomu nie ma, ale jest siódemkowo – utwór tytułowy, Kabukimono, to coś z nieskomplikowanym, ale naprawdę mocnym tłem. Już pierwsza pętla, ta na wstępie, jest dobra, a każda kolejna jest nie gorsza od poprzedniej. Podkład w refrenie jest solidny w swojej prostocie, a połączony z gitarą około 2:20 daje mimiczny efekt dwukropka i dużego „D”. Główna atrakcja, warto rzucić uchem w tę nutę.

Jak i w inne. Nie oszukujmy się, mamy do czynienia z bardzo dobrą EP-ką. Każda z pierwszych pięciu piosenek zaskakuje poziomem. Remiksy nie dają rady, tak jak utwory nieremiksowane – zwłaszcza Omar K (Ghosts On Tape Remix) wydaje się słabe przy nieobrobionym Omarze K z płyty The Basta. Ale – uwaga – jeśli zapomniałem zachęcić do przesłuchania albo zrobiłem to ułomnie, to zachęcam teraz. Nie, żeby jakaś tegoroczna pozycja obowiązkowa, ale chyba najlepsza z nadobowiązkowych.

2 komentarze:

  1. dzięki, sprawdziłam i to kawał fajnej muzyki :) nie zgadzam się co do remiksów - "Let Them Dance" to chyba najlepszy kawałek na płycie ;)
    pozdrawiam,
    r.e.d.r.u.m.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się podoba "Without you"...

    Aga W. III PPWTP/3L (Z) UO ;P

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.