OCENA: 7.5 |
Hej dziewczyno, spójrz na misia, nie mów nic, czas na miłość.
Żyjemy w kulturze męskiej: to dziewczyny noszą spodnie, a nie chłopcy spódnice. Żyjemy w kulturze, w której każdy (poza jednym posłem/anką - trwają ustalenia) dąży do bycia mężczyzną; feministki dowodzone przez Magdalenę Środę i Kazimierę Szczukę oczekują wyzwolenia kobiecości poprzez zmężnienie kobiet.
I tu - tuż po wyborach - pojawia się płyta Izy Lach. Płyta na wskroś dziewczęca. Krzyk brzmi więc jakby Iza Lach ubierała sukienki, chodziła na spacery do parku, piła sporo kawy, przeżywała miłostki, lubiła fotografię i piękno prostych słów.
(Fakt, że Iza Lach ubiera czasem sukienki, chodzi na spacery, pije kawę, zapewne przeżywa miłostki, kocha fotografię i jest meteopatką jest tu fajnym uzupełnieniem -- argument "autentyczności" bywa fajny, ale nie decydujący. Najważniejsza jest jakość muzyczna, jakość kreacji - a czy kreacja jest zgodna z prawdą, jest krokiem następnym, dodanym, w sumie nieistotnym)
I choć daleko mi do wciągania tej jakże utalentowanej dziewczyny w walkę o tożsamość kobiecych kobiet, cieszę się. Cieszę się czasem mogąc posłuchać czegoś, co niesie za sobą dziewczęcość. Bo uwielbiam girl-pop, uwielbiam piosenki sugerujące wchodzenie w dorosłość dziewczynki z małego, zagraconego różowymi zabawkami, pastelowego pokoju. Niezależnie od dojrzałości muzycznej, ta płyta tak właśnie brzmi. A fakt, że muzycznie jest to znacznie lepsza (przecenianej rok temu) Grandy -- tylko podwaja radość, sprawia że jeszcze bardziej przebieram nóżkami.
Klawisze, elektronika i delikatny głos. Lubicie Class Actress? Lubicie Grandę? Furię Futrzaków? Plastic? Lubicie girl-pop? Nie ma znaczenia, choć pomoże. Lubicie Izę Lach, więc wilkommen. Noch ist Polen nicht verloren.
Więc nie pozwolę ci oddalić się - śpiewa wokalistka w Chociaż raz. Ale przecież ja wcalę nie chcę nigdzie iść, niech moje głośniki dalej Krzyczą. Oj, Iza, Iza.
Żyjemy w kulturze męskiej: to dziewczyny noszą spodnie, a nie chłopcy spódnice. Żyjemy w kulturze, w której każdy (poza jednym posłem/anką - trwają ustalenia) dąży do bycia mężczyzną; feministki dowodzone przez Magdalenę Środę i Kazimierę Szczukę oczekują wyzwolenia kobiecości poprzez zmężnienie kobiet.
I tu - tuż po wyborach - pojawia się płyta Izy Lach. Płyta na wskroś dziewczęca. Krzyk brzmi więc jakby Iza Lach ubierała sukienki, chodziła na spacery do parku, piła sporo kawy, przeżywała miłostki, lubiła fotografię i piękno prostych słów.
(Fakt, że Iza Lach ubiera czasem sukienki, chodzi na spacery, pije kawę, zapewne przeżywa miłostki, kocha fotografię i jest meteopatką jest tu fajnym uzupełnieniem -- argument "autentyczności" bywa fajny, ale nie decydujący. Najważniejsza jest jakość muzyczna, jakość kreacji - a czy kreacja jest zgodna z prawdą, jest krokiem następnym, dodanym, w sumie nieistotnym)
I choć daleko mi do wciągania tej jakże utalentowanej dziewczyny w walkę o tożsamość kobiecych kobiet, cieszę się. Cieszę się czasem mogąc posłuchać czegoś, co niesie za sobą dziewczęcość. Bo uwielbiam girl-pop, uwielbiam piosenki sugerujące wchodzenie w dorosłość dziewczynki z małego, zagraconego różowymi zabawkami, pastelowego pokoju. Niezależnie od dojrzałości muzycznej, ta płyta tak właśnie brzmi. A fakt, że muzycznie jest to znacznie lepsza (przecenianej rok temu) Grandy -- tylko podwaja radość, sprawia że jeszcze bardziej przebieram nóżkami.
Klawisze, elektronika i delikatny głos. Lubicie Class Actress? Lubicie Grandę? Furię Futrzaków? Plastic? Lubicie girl-pop? Nie ma znaczenia, choć pomoże. Lubicie Izę Lach, więc wilkommen. Noch ist Polen nicht verloren.
Więc nie pozwolę ci oddalić się - śpiewa wokalistka w Chociaż raz. Ale przecież ja wcalę nie chcę nigdzie iść, niech moje głośniki dalej Krzyczą. Oj, Iza, Iza.
Bardzo fajna recenzja, a krążek jeszcze fajniejszy :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam Izę :)
OdpowiedzUsuń