piątek, 28 października 2011

M83: Hurry Up, We're Dreaming

OCENA: 5
Jaka powinna być odpowiedź recenzenta na długą płytę artysty? Krótka recenzja. Przynajmniej w tym przypadku, bo mimo, że Hurry Up, We're Dreaming ma długi tytuł i posiada aż 22 indeksy, to tak naprawdę nie ma się tu o czym rozpisywać. Niestety, bo od twórcy już klasycznego Dead Cities, Red Seas & Lost Ghosts czy osobiście mojego ulubionego Saturdays = Youth oczekuje się czegoś ciekawszego. Tym bardziej, że singiel Midnight City dał nadzieję na coś dobrego, więc rozczarowanie tym większe.

Początek nie zapowiada tego koszmaru. Bo 79 minut nudy też może być koszmarem. Powiedziałbym nawet, że pierwsze pięć piosenek jest dobrych. Świetne podniosłe intro z Zolą Jesus. Midnight City które znalazło by się w moim top20 tegorocznych singli, gdyby nie to, że w grudniu Piąty Bitels prześle mi 40 lepszych. Gitarowe Reunion które z powodu wokalu brzmi jak zaginiony kawałek The Police. Czy tylko ja tu słyszę Stinga? Where The Boats Go, które równie dobrze mogłoby zostać zagrane przez Sigur Rós, ale powiedzmy, że jest ok. Klimatyczne Wait, którego atutem jest to, że jest pod numerem piątym, bo gdyby był na szesnastym, to mógłby przepłynąć niezauważony. Następnie dwie nijakie piosenki, a po nich niezła Claudia Lewis, chociaż czy New Map i Ok Pal nie są nagrane na to samo kopyto? Szczególnie w refrenach. Ostatnią piosenką z pierwszej części którą zapamiętałem jest This Bright Flash.  Wyróżnia się tylko tym, że ma szybką i głośną sekcję rytmiczną. Ale tutaj też odnoszę wrażenie, że w wykonaniu M83 słyszałem już takich piosenek wiele.

Drugi krążek również jest rozpoczęty podniosłym kawałkiem, z mocnymi uderzeniami perkusji i jakimś dęciakiem. Potem te dwa jedno kopytowce o których wspomniałem. Mają nas rozbudzić, ale na pewno nie robią tego tak dobrze, jak początkowe utwory z pierwszej płyty. Tylko po co nas mają pobudzać, gdy potem nic się nie dzieje i sen jest jedyną możliwością ucieczki? Przynajmniej zgodną z tytułem po przecinku. Bo faktycznie, We're Dreaming. Jest jeszcze Steve McQueen który pewnie jest odpowiedzą na Claudię Lewis, ale przy niej też wypada blado. Wspomnę jeszcze, że na końcu jest Outro i że jest piękne i urocze. Kłamałem.

Coś w tym musi być, że każda z dwóch płyt posiada po jedenaście piosenek i brzmieniowo one nakładają się na siebie. Tylko pytanie teraz jest, po co ukazał się krążek numer dwa? Anthony Gonzalez zgłosił swoją płytę na EURO 2012 i UEFA wymusiła na nim powołanie 22 zawodników? Naprawdę, gdyby był tylko cedek numer jeden, to album zostałaby oceniona przeze mnie pozytywnie. Może też nie jest równa, ale ma dobry początek, a w spokojniejszą końcówkę pewnie też można się wkręcić. A tak mam dwie i irytacje we łbie. Zawsze można CD2 wyrzucić do śmietnika. Ja tak zrobię. Wam też polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.