sobota, 17 marca 2012

Natural Snow Buildings: Beyond The Veil

OCENA: 6
Kiedy słucham muzyki, zwłaszcza takiej jak 'Beyond the Veil', niemal zawsze łączę ją z jakimiś obrazami, ze wspomnieniami i wydarzeniami, których byłem świadkiem, ale niekoniecznie. Nie inaczej jest w tym przypadku. Z jednej strony czuć dotkliwą samotność. Taką, w której tykanie zegara w pustym mieszkaniu doprowadza do rozpaczy, a kapanie wody z kranu nie pozwala zasnąć. Taką, gdzie choć otoczeni tłumem, nie znajdujemy żadnego ukojenia, a wszelkie dźwięki docierają przytłumione, jak zza szyby okna w zimnej aluminiowej ramie. Ta płyta, tak jak zresztą cały dorobek Natural Snow Buildings, jest wręcz monumentalnie smutna. Czego jednak tak naprawdę możemy się spodziewać po kapeli utożsamianej z ambientem i dronami? Smutek towarzyszy tej parze chyba od zawsze...

Przejdźmy do konkretów. Całość, jak można się domyślać, utrzymana jest w jednolitej post-atmosferze, średnia trwania piosenek (kolaży?) to około ośmiu minut. Niemal każdy utwór dla niewprawionego ucha będzie brzmieć tak samo. Niemal każdy utwór rozwija się powoli, wzmagając swoją siłę, ale nie wyzwalając jej zupełnie. Kiedy już spodziewamy się, że coś huknie, że coś się załamie, że coś się zmieni, to to się nie dzieje. Zazwyczaj wzmaga się jeszcze bardziej, ale o tyle samo, albo wygasa tak samo powoli, jak się wzmagało. Z dwoma lub trzema wyjątkami - nie ma mowy o rytmie. Również z kilkoma wyjątkami - nie ma co się spodziewać melodii.  Wyjątkiem jest na pewno Spells, swego rodzaju pieśń-zaklęcie. Monotonna, spokojna, delikatna i urocza w swym ogromnym przygnębieniu. Rytm nadaje tu jedynie tamburyn i miarowe szarpanie strun. Kolejnym nieco odmiennym utworem jest The Sixth, The Hand, zdecydowanie najbardziej niepokojąca i post-rockowa kompozycja na płycie. I wreszcie Children Of God, wyróżniające się dominującą fortepianową pętlą. 

Zatem dla fanów gatunku - nic nowego. Dla fanów Natural Snow Buildings - wydaje się, że powinni być zadowoleni. Dla mnie i dla przeciętnego żuczka - to trochę tak, jakby wziąć najsmutniejszy i najbardziej samotny kawałek życia, zapakować do jakiegoś pudła i wysłać w najmroźniejszy zakątek Arktyki w noc polarną. Polecam, gdyby się komuś za wesoło zrobiło. 

PS.
Jeden kawałek wydaje się być jednak dość pozytywny: A Prophecy Fulfilled.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.