OCENA: 7.5 |
Ale to też nie jest tak - i oto dowód - że "kiedyś to była muzyka", a dziś co. A dziś jej nie ma? Jest, jest i oto zdradza kolejne swoje oblicze roku 2011, a są to: długie jak równik i gęste jak bigos kompozycje i aranże powstające gdzieś w Polsce, a wypuszczane do całego Internetu i trafiające (niestety) do zbyt niewielu. "Jeszcze nigdy tak niewielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym", mógłby powiedzieć Churchill o Microexpressions - gdyż wciąż zbyt wąskie grono słuchaczy poznało doskonałe wytwory tego duetu.
Wytwory, w których - jak na bazarze - każdy znajdzie coś dla siebie. Tym razem oferta specjalna dla wielbicieli dłużyzn i muzyki wymagającej uwagi; dla wielbicieli odcisków rocka progresywnego z domieszkami indie czy ambientu. Dla tych, co lubią, jak jest gęsto, duszno i ciasno - a jednocześnie tak przestrzennie. Mniej tu tupania nóżką, mniej nucenia motywu podczas spaceru - raczej seanse ze słuchawkami na uszach, raczej skupienie na materiale i jego uważny listening.
Mam wybrać ulubiony moment? Proszę bardzo: cały rozwój Land Can Be. Początki jak "w Radiohead i Sigur Rós", potem już tylko nieco lepsze tegoroczne Radiohead, by przez syntezę Microexpressions z Jazzpospolitą (mistrzostwo basu, klawisza i perkusji) przejść do momentu kulminacyjnego - wspaniałego wejścia wokalu. Wszystko rozwieszone na trwającym ponad cztery minuty sznurze czasowym, który niemal drugie tyle ma jeszcze przed sobą. Przepiękne.
Microexpressions wypuszczają do sieci kolejną darmową epkę - i bardzo warto ją złowić, bo tu ciężko się do czegoś przyczepić. No, ewentualnie do tego, że to kolejny krótki materiał, "a moi ludzie mówią mi, żebym longplej nagrał".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.