OCENA: 5 |
Not deep enough – odpowiadam, gdy Rapture pytają: How Deep is Your Love?, bo próżno tu szukać drugiego How Deep…właśnie. Podbija serca, bije bity, się wwierca – o tym paradyskotekowym, naturalnie zaraźliwym hymnie napisano dużo i, być może, wciąż za mało (my tutaj). Trochę w tym ironii – i o tym dzisiaj – że How Deep is Your Love? świetnie sprawdziło się jako zwiastun płyty, która nie sprawdziła się świetnie.
I to nawet nie chodzi o to, że ta płyta jest zła – nie jest. Na złych płytach nie ma przynajmniej dwóch, bo – oprócz oczywistego – jeszcze Children, rasowych bangerów. Złe płyty nie zaskakują cygańsko-akordeonową wiksą Come Back to Me (której, co prawda, potencjał gubi się gdzieś z linijki na linijkę, ale!), ani słodkopopowym It Takes Time to Be a Man (które, z kolei, zmierza donikąd, ale!).
Stąd: osoby, które wiedziały, czego mogą się spodziewać po Rapture, tak naprawdę nie wiedziały nic. Zespół zadrwił sobie z nas wszystkich – zamiast materiału równego, jest materiał różny. Fantazję w aranżowaniu piosenek okupili brakiem w ich pisaniu, a jako że częściej niż rzadziej mniej znaczy więcej…
Wszystko się kończy. Lato się kończy, Rapture się kończy, „nie ma już nic”. Dotarliśmy do momentu, bo zawsze jest taki moment, w którym niegdysiejsi faworyci wydają płyty, których mogłoby nie być. „Smutno mi, Boże”, ale dekada w muzyce to dużo za dużo i nie bez powodu być może nigdy nie posłucham nowego – dajmy na to – Wilco albo Trail of Dead. I to nie ja „polaczkiem jestem, co wcześniej zezgredział”, a oni, tj. The Rapture, płytami „tylko fajnymi” nie wstrzymają już Słońca i nie ruszą Ziemi. „Nigdy nie będzie takiego lata”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.