niedziela, 31 lipca 2011

Single Player #6: lato 2011


Lato, jakie jest, każdy widzi – czasem pada, czasem mniej pada. To dobry moment, przy okazji nowego Single Playera, na nabicie nam licznika odwiedzin. Dziś między innymi o tym, co łączy nas i The Car Is On Fire oraz Jamesa Bonda i Diamond Doves. Powstawaniu tego wydania towarzyszyły różne emocje: od chęci wywalenia siebie z redakcji po chęć wywalenia Szymona z redakcji. Tym bardziej zapraszam! [Piąty Bitels]


Boyscout Discovery
Future Wife

posłuchaj
7.0


Kupowanie mnie wycinkiem z Laisse tomber les filles to zagranie na granicy fair play, bo moja słabość do yé-yé zakrawa o fetysz, a France Gall to – zaraz po Françoise, bo to Françoise „i nie było tematu” – moja ulubiona szansonistka. Gall poszatkowana jest tu dosyć leniwie – pływa w tearjerkerowych plamkach klawiszy i ciekawie skradzionych, choć porozrzucanych raczej chaotycznie, samplach. Nie tylko ja tęsknię za Avalanches – 7.


Pani z okładki wygląda jak Julia Wołkowa (Panie Tomku?) z zespołu t.A.T.u. Sama rycina prawdopodobnie została stworzona przed operacjami plastycznymi rosyjskiej wokalistyki. Uwagę również zwraca logo na sweterku z napisem PdX. Wygląda identycznie jak znaczek zespołu Public Image Ltd. Po otworzeniu opakowania, znajdujemy w środku płytę CD. Znajduje się na nim utwór Future Wife, które przynosi mi na myśl Verti-Marte wykonywaną przez The Twilight Singers. A że ją lubię, to piosence Boyscout Discovery wystawiam ocenę 7.


Jest w tym numerze coś bardzo pozytywnego. Może to te oszczędne, powtarzające się w kółko dźwięki fortepianu. Ta pani co tam gada różne rzeczy na samym początku to Loleatte Holloway i w tym kontekście dość minimalistyczny podkład Boyscout Discovery pasuje jak ulał do jej soulowo-gospelowej nawijki, szerząc dobry nastrój i pogodę ducha. - 7



The Car is on Fire
Lazy Boy

posłuchaj
8.0


Tegoroczna Lisztomania. Bardzo mocno i dosłownie przypisana porze roku, pluje promieniami słonecznymi wzdłuż riffu z gryfu. Całe to lato jest może i karykaturalne (sunshine, yeah!), ale to bardzo łatwo obrócić z zarzutu w zaletę. Na czwarte Car Is On Fire czekam nie jak na drugie Nerwowe Wakacje, ale po odsłuchu Lazy Boy jakby bardziej niż przed – 7.


Jacku Szabrański, do Ciebie mówię. Będzie apel. Bo to jest tak: mijają kolejne miesiące i ludzie ciągle myślą, że my jesteśmy jakoś spokrewnieni czy coś, bo tak tu chwalimy Twoje kolejne projekty. Przestań więc. Nagraj coś, co będziemy mogli zjebać z góry do dołu, pokazać swoją niezależność od barw i nazwisk. To Ty nie, jakieś pieprzone przeplatanki, śliczne melodie i uruchamianie funkcji repeat w odtwarzaczu. Ile można? Nagraj coś słabego; czekamy. Z pozdrowieniami, zatroskany o swoją reputację, naczelny – 9.


Mamy dwie wspólne cechy z tą piosenką. Po pierwsze, też jesteśmy leniwymi chłopcami. Tracicie na tym Wy, bo z tego powodu tak rzadko piszemy. Chociaż ostatnio jakby częściej, co nie? Robimy co w naszej mocy. Druga cechą jest nasza fajność. Jesteśmy fajni jak ta piosenka. Dlatego nieskromnie, piosenkę i nas oceniam na ocenę 8.


TCIOF rosną. Już pierwsze dźwięki sprawiają, że chce się wierzyć w wieczne lato. Rytm, ta surowa gitara i oczywiście kluczowe w tym momencie dwa słowa: "french touch". No, Panie i Panowie - mamy nasz przebojowy odpowiednik Phoenix. Co prawda, nie możemy powiedzieć, że to jest takie całkiem niespodziewane - kierunek obrany na Ombarrops! się nie zmienił. Mówiąc krótko: kawał świetnie zaaranżowanego i orzeźwiającego popu. 8



Class Actress
Keep You
Rapprocher
posłuchaj
8.7


Syntezatory - nikt nie lubi syntezatorów tak jak ja je lubię. Fantastyczne podwozie (taki żarcik; bit) doskonale komponuje się z nadwoziem (taki żarcik; wokal), a do tego wszystko znakomicie jedzie (taki żarcik; płynie). Paweł mówi, że longplej Class Actress będzie płytą roku - trochę tym ryzykuje, bo podsyłając ten singielek narobił apetytu. Keep you in my plaaaaay-list; keep you in my plaaaaay-list. Keep you, keep you, keep you. Dobre jak pizza (choć PODOBNO NIE KAŻDY JĄ LUBI). - 8


Keep You zapowiada rewolucję. Już 18 października ukaże się płyta Rapprocher, która prawdopodobnie mocno namiesza wśród najlepszych tegorocznych albumów. Gwarantem tego jest ten singiel oraz zeszłoroczna ep-ka. Wiadomo, longplay nie będzie się składał z jedenastu Keep You, bo takie płyty zdarzają dwa-trzy razy na dekadę. A może jednak? Przekonamy się o tym na cztery dni przed moimi urodzinami. Już się nie mogę doczekać. - 9


Zespół roku 2010 według jury w składzie: ja, promuje płytę roku 2011 według – tak – mnie (a nawet jeszcze nie wyszła!). „Kto ma uszy, niech słucha”, jak bulgocząco-burczące klawisze wznoszą się ku górze i – zanim na dobre utworzą bańki – przekłuwane są głosem Elizabeth Harper („tak, tylko ona, jak jedwab” – od słuchania jej chłodu robi mi się ciepło). „Z tego, że nowe Class Actress to twoje osiem cieszę się bardziej niż z wszystkich Encypopedii razem wziętych” – 9.



Diamond Doves
Club Night

posłuchaj
6.5


Przypomina Snook, svett och tårar będąc piosenką zupełnie (już nie mówię, że gatunkowo, ale tempo!) od Snook... inną – klasa. I Tomorrow Comes Today, ale Albarn nawet nie pamięta, kiedy napisał Gorylom takie Club Night. Są aspiracje do bycia „muzyką z reklam”: zwrotka – samochód osobowy, refren – LSD. Fajno bimbajo – 7.

Następcy The Knife nagrywają Club Night; idealna muzyka zarówno na dyskotekę, jak i do reklamy Skody Fabia. Do Heartbeats jednak jeszcze brakuje, ale potencjał jest spory - podobnie z przyjemnością płynącą ze słuchania. - 7


Skojarzenie mam jakieś, ale nie wiem jakie. Dlatego tego wątku nie pociągnę. Podoba mi się to ciągłe narastanie utworu, niczym budowa wspinająca się do góry. Ale nie jakoś na złamanie karku, tylko tak dostojnie, piętro po piętrze. Masy dodają dęciaki, a skrzypce uczucie wzniosłości. Nad tym wszystkim ten wokal. To on z czymś mi się kojarzy, tylko z czym? - 6


Pierwsza myśl jaką miałem po usłyszeniu Club Night to James Bond. Agent 007 i kolejna misja. I kolejny dramatyczny utwór do kolekcji. Progresje akordów, smyki, dęciaki i wplecione daleko w tle gitarowe solo mówią wszystko o tym numerze. Do tego - o ile dobrze zrozumiałem - tekst o miłości, niewyraźny, mocno ziarnisty wokal i gotowe. Rzecz na dobrą sprawę jednorazowa, choć wyobrażam sobie, że mógłbym kiedyś do tego wrócić. 5/10 +1 za skojarzenie z 007 = 6/10



Dream Love
Wrong Distance and Time

posłuchaj
6.3


Jakość nagrania przynosi mi na myśl Za chwilę dalszy ciąg programu. A może też mecz Litex - Wisła? No do czego to doszło, że my tu biedni, ci na wschodzie, pozbywamy się tego szrotu, a ci wspaniali i bogaci Amerykanie robią z tego cool i trendy gadget. Spytaj Ojca, spytaj Matki... - czy w garażu mamy stare gatki? Nie, nie, czy macie jakąś starą kamerę wideo. Jak już ją znajdziesz, to wystaw na e-bayu, jakiś jankes da Ci 1000$ i będziesz ustawiony do końca wakacji. Wokalista Dream Love oczywiście brzmi jak Ariel i trudno od tych skojarzeń uciec. Podkład, tak jak teledysk mógłby znaleźć robotę u Manna i Materny. Ogólnie spoko. - 6


Konkurs – na obrazku znajdź dwóch z naszych ulubionych artystów:


– 7


Stara kamera, stary ośmiościeżkowy magnetofon. Na półce płyty Ariela Pinka i Toro y Moi i How To Dress Well. W sercu nieprzeciętna wrażliwość, w głosie drżący niepokój. Jeśli dodamy do tego wszystkiego pomysł na chwytliwą melodię, podsycaną szalejącymi synthami otrzymamy naprawdę spoko kawałek. 6/10



Goldroom
Morgan's Bay

posłuchaj
6.5


Taki a nie inny mamy lipiec; Goldroom mają tam, w Ameryce. - 7


Czy tak by brzmiało Maroon 5, gdyby ci kolesie posiadali trochę więcej talentu? Możliwe, bo wokal jak i gitara przynoszą mi skojarzenia z tym zespołem z Los Angeles. Zresztą, w samym utworze jest wyczuwalny ten klimat z zachodniego wybrzeża. Aż można sobie wyobrazić, że mamy bezchmurne niebo. Niebywałe. - 6


Drink z palemką, ale nie modżajto dla mojej świni. Przypomniało mi się, jak w złotych myślach na: „ulubiony gatunek” odpowiadało się: „pop / rock”. „To jest naprawdę, kawał dobrej piosenki” – 6.


Mamy wakacje. Mamy lato i co poniektórym ciężko w to uwierzyć. Jeżeli tak, to ci poniektórzy powinni puścić sobie ten kawałek. Lekki leniwy rytm, delikatnie uderzane bębenki, niespieszna gitara i podszywające się pod nią syntezatory. Nawet okładka singla przywołuje letni widok złotej młodzieży z Long Island. I na koniec dziwne skojarzenie: GTAIII i Sufjan Stevens - krzyżuję te dwie rzeczy i mam Morgan's Bay. - 7



Łona i Webber
Nie pytaj nas
Cztery i pół
posłuchaj
7.7


Ja tam się cieszę, że Szczecin w klipie i nawet ładnie wyszedł. Bit Webbera współgra z obrazem, szczególnie w tych nocnych ujęciach. Chłodny brytyjski klimat i polskie portowe miasto. Myślę, że to dobre połączenie. Łona oczywiście tekściarsko nie zawodzi. Chociaż słychać, że za rok mu stuknie trzydziecha. To już nie tekst dla młodzieży, a bardziej dla ludzi po studiach, do tego nie dla tych, co stoją w pośredniaku. Wieku nie oszukasz, ale liczę na to, że na nowej płycie szczecińskiego duetu pojawi się jeszcze kilka uniwersalnych tekstów. - 7


Podobnie jak Kazik miał jedno pytanie, którego nie wypada mu zadawać, tak Łona – czternaście lat później – zastrzega, by nie pytać go, dokąd idzie. Quo vadis, Łono? W dobrym kierunku – Łonson dorośleje, ale nie „starzeje się”, a w jego słownej sklejce nie marnuje się ani wyraz. Cztery i pół (Łona – Fellini?) zapowiada się na więcej niż cztery i pół. „Wers za wersem, rym za rymem, ani się obejrzę, a wszystko pójdzie z dymem” – 7.


Jeśli myślę sobie czasem o Łonie jako "o czymś więcej niż tylko raperze", to do głowy przychodzi mi jedno słowo-wytrych, klucz do większości twórczości Zielińskiego: komunikacja. Od Końca żartów, czyli od dziesięciu lat, Łona regularnie wrzuca swoje rozkminy na temat nieporozumień (Ballada o szlachetnym czorcie), trudności (Dobranoc - do Ciebie, Aniu, szłem; Ą,Ę; 7/4), braku czy absurdów (Świat pełen filozofów) w komunikacji, braku relacji interpersonalnych (Nieruchomości) etc., etc. Tym razem szczecinianin łączy to z kwestią aspiracji - i pokazuje, jak tu się wymiata. Tradycyjnie znakomicie językowo, elokwentnie, błyskotliwie - jeśli coś powinno przejść w przyszłości do podręczników, to - obok Afrodżaksa - właśnie teksty Łony; szkoła składania rymów, proszę państwa. Do tego dochodzi "plumkający, kurwa akwarystyczny" (Tede) podkład Webbera, który jednak plumka tak znakomicie, że czekamy na tę płytę jak Tomasz Wołek na Copa America. "AAAAAAAAACH". - 9



The Rapture
How Deep Is Your Love?
In the Grace of Your Love
posłuchaj
9.3


The Rapture to nie australijskie Rupture, które Siekierą inspirowane, co nie zmienia faktu, że nasz naczelny podobno obu zespołów nie zna. Kochający pracownicy pozdrawiają dyrektora prowadzącego (nawet tak nie żartuj). A tak na serio, to przez ostatnie lata nie interesowałem się poczynaniami twórców Echoes. Podobno wydali jakaś płytę w 2006 roku, ale jeżeli nic o niej nie słyszałem, to domyślam się, że za dużo nie straciłem. Dlatego można powiedzieć, że byłem zdziwiony, gdy okazało się, ze The Rapture wydało singla w 2011 roku. Moje zaskoczenie wzrosło jeszcze bardziej po jego przesłuchaniu, bo okazało się, że ten kawałek naprawdę trzyma poziom. How Deep Is Your Love, to sześć minut świetnej zabawy. Szczególnie zwróciłem uwagę na saksofon, który bardzo fajnie się wkomponował w ten zapętlony motyw klawiszowy. Ale chyba taka już rola tego instrumentu dętego, bo jeżeli nawet u Lady Gagi brzmi dobrze, to znaczy, że tak musi być wszędzie. Twórcy współczesnego dance-punku powrócili w wielkim stylu i nie pozostaje mi nic innego, jak się z tego cieszyć. - 8


Jest to jeden z najbardziej udanych singli tego roku. Zasłuchuję się w tym jak matka w bicie serca dziecka w swoim łonie. Numer towarzyszy mi wtedy kiedy piszę pracę naukową, kiedy biegam i jeżdżę na rowerze (tak wiem niebezpieczne), kiedy sprzątam i kiedy gotuję. Dodatkowo, zaraziłem nim większość swojej rodziny. Wchodzi w głowę jak nóż w roztopione masło. A to tylko trzy akordy. The Rapture udało się zrobić coś od czego nie można się uwolnić i to niemal z niczego. - 10


Cziksy, wiksy, remiksy. „Firmowe metki, imprezki w cudzych domach” (he, he). Me and Giuliani lat dziesiątych – How Deep is Your Love? – dzieli z Bee Gees tylko tytuł, bo to zupełnie inna bajka – a bałbym się czytać ją dzieciom. Ace of Base i Haddaway rosną tu do rangi hymnu (let me hear that song!), do którego dookoptowany jest nie-we-własnej-osobie Kenny G. Jedyne zastrzeżenia, co do ilości cowbella, ma Christopher Walken. Strit benga, men – 8.



SBTRKT
Wildfire
SBTRKT
posłuchaj
5.3


Moje głębokie rozkminy o płytkości dupstepu (paradoks), zaginęły wraz z zaginięciem całego Single Playera #6.01 (brak paradoksu), za co podziękujmy koledze Szymonowi (ironia). Generalnie jednak dubstep mógłby być naprawdę fajny (przypuszczenie), gdyby nie jego esencja (prawda), czyli często od czapy wstawiane gęgające wstawki (słabość). Skoro zaś mowa o słabości... No dobra, to jest przeciętne - 4.


W zależności od dnia publikacji tego tekstu, mogę poinformować, że SBTRKT wystąpi/obecnie występuje/wystąpił w Szczecinie. Za to ja prawdopodobnie nie wybiorę się/nie wybrałem się na ten koncert. I to nie tak, że jestem tak sceptyczny jak Yeti, po prostu nie podoba mi się tegoroczna forma Boogie Brain. Wolałem jak festiwal był w jednym miejscu, bo mogłem sobie pochodzić po ternie imprezy i drogą eliminacji wybrać to co mnie interesuje. A tak to trafię do klubu i gdy okaże się, że artysta mi się jednak nie spodobał, to oprócz ucieczki pozostanie mi płacz przy trzecim piwie. Chociaż w przypadku SBTRKT raczej by tak nie było, bo z płytą jak i singiel się zapoznałem i mimo tych około dupstepowych brzmień miło mi się tego słuchało. Dlatego myślę, że obeszło by się bez tego płaczu. - 6


Siemano, tu SBTRKT. Komputery są moją pasją, od dziecka mnie interesowały”. Tak, dubstep to płytka studnia, w której łowi się takie same patenty i robi z nich takie same utwory – wszystkie „dubstep remix” na YouTubie brzmią jak robione fabrycznie, świeżo zdjęte z taśmy produkcyjnej, (brzydko) opakowane i ostemplowane. Niezmiernie miło – więc – kiedy ktoś szasta szóstkowym singielkiem, bo forma to toporna. Katy B, choć studnia płytka, wyszła słuszna płytka. Ale to już prawie-nie-dubstep. „I wam wszystkim życzę” dobrego prawie-nie-dubstepu (jak ten tu) – 6.


Fajnie, bo: ładnie śpiewa i oszczędne w środki muzycznej ekspresji. Niefajne bo: wszędzie ten dubstep. Nie żebym nie reflektował, czy coś, jednak wrzucanie wszędzie dubstepowej motoryki eksploatuje potencjał. Nudzi. Ostatecznie: ciekawe, miłe w odbiorze, ale na krótką metę. 5



Sky Ferreira
99 Tears
As If! (EP)
posłuchaj
7.2


Dżizza, please. Widzę to tak: Greg Kurstin wchodzi na Uchem w Nutę (gość grał z "Red Hotami", więc czemu miałby nas nie czytać?) i sobie znajduje, że jakaś tam Uffie, że jakaś tam Meg. WTF. Wyczaja jednocześnie gdzieś stare zachwyty nad Kylie, podwija rękawy. CHALLENGE ACCEPTED. Refren tu: kategoria refrenów niebezpiecznych (nie chcielibyście, jak ja, nucić Cry baby, cry baby, cry na korytarzu szpitalnym). Klip - "zrobiłbym lepszy w Wordzie w 20 minut". No, może byś zrobił, ale dlaczego miałoby to mnie obchodzić, skoro gapię się w te migające literki na fullscreenie. 9.9 (tak naprawdę 9 - jakby ktoś nie zczaił żarciku).


Sky Ferreira przypomina mi Bożenkę z Klanu. Kontrowersyjny typ urody. Bitels doborem zdjęcia też jej nie pomógł. Zresztą popatrzcie na okładkę ep-ki. Dziewczyna ma osiemnaście lat, a wyszła na nim jak czterdziestolatka z podkrążonymi oczami. Dostaję podpowiedzi od kolegów, że nie jesteśmy w jury Top Model, a Single Player i że mam się zająć piosenką 99 Tears. Ok. Skojarzenia z Uffie faktycznie są. No ale obecnie jest moda na takie granie. Zobaczymy co dziewczyny zaprezentują na kolejnych płytach. Co do samego utworu, to początek mnie przeraża. Kojarzy mi się z jakimiś starymi japońskimi arcadówkami z salonów gier. Na szczęście im dalej tym lepiej. Refren wpada w ucho, a następne zwrotki też dają radę. Teledysk może faktycznie zrobiony w PowerPoincie, ale zwróćcie uwagę jak te wyskakujące litery współgrają z muzyką! No dobra, po czterech przesłuchaniach zostałem przekonany, niech będzie to 7.


99 Tears skłania do refleksji – głównie nad tym, że trzeba się za siebie wziąć: w Stanach osiemnastki nagrywają bangery, a „co mówię na to ja – konewka”. TS: crybaby, crybaby, cry vs. one, one, one. Niech tylko madame obraca się w towarzystwie, tych producentów, „co trzeba” (na razie się udaje). Sky's a limit – 7.


Będę całkiem szczery: nie widzę różnicy pomiędzy Sky Ferreira i całą resztą. Przeładowanie treścią, albo przeładowanie 'beztreściowością'. Słuchając tej dziewczyny zastanawiam się gdzie się podział ten soczysty pop z początku lat '00. Wiadomo - to kawałek, który powinno się puszczać na jakiś klubowych potańcówkach. I dobrze, bo w radiu wolałbym słuchać czego innego. W każdym razie - fajne jest to, że można się przy tym bawić. I w zasadzie nie powinno tak być, żeby pisać miniopinię na zasadzie przeciwieństw, jednak w tym przypadku nie potrafię inaczej, więc: dobrze, że jest taka Sky Ferreira, bo ten cipowaty PitBull z Lopez nie dają rady. 5.5

2 komentarze:

  1. 99 tears leci ZAWSZE gdy jestem w h&m. seriously, czy oni tam mają playlistę z 3 kawałków?

    OdpowiedzUsuń
  2. Super wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.