Festiwal sampli zaczyna się gromko, od miękkiego, wysmakowanego Angel Echoes, które chlebem i solą wita wszystkich repetycjami się niebrzydzących. A kiedy już spijemy śmietanę, czas na głęboki, bo dziewięciominutowy, łyk singla. Trochę transu, garść automatów perkusyjnych, jeszcze więcej ozdobników, cała masa powtórzeń i już wiemy – to chyba najgorszy utwór na płycie. Strategia jest ciekawa – nielogiczna co prawda, ale interesująca: Love Cry, który pofrunął jako syngiel, to żelbetonowy kloc, najdłuższy, najbardziej męczący i wystawiony praktycznie na wejściu.
Ale Four Tet pokazuje, że lubi humor wysokich lotów raz jeszcze, czwartym utworem. Wydaje mi się, a mogę nie mieć racji, choć z zasady rację mam zawsze, że wytwórnia wymusiła od niego dziewięć utworów na płycie, a miał tylko osiem i zagrał wszystkim na nosie. Kto lepiej wyjaśni, dlaczego pomiędzy inne piosenki wlepia się czternastosekundowe, jednostajne prawie że dudnienie automatów, ma u mnie pół królewny i królestwo za żonę. Jeśli to manifest przeciwko wypełniaczom, nagrodę zgarnia sam Four Tet, bo tylko w tej formie przyjmuje do wiadomości obecność Pablo's Heart na tej płycie.
Reszta jest ładna. Najładniejsze pewnie Plastic People i She Just Likes to Fight, co kolejny raz dowodzi nieprzeciętności albumu – te dwie, najsolidniejsze w zestawie, piosenki, to utwory ostatnie (kolejno: ósmy i dziewiąty). Geniusz strategii czy taktyczny nieudacznik?
Przede wszystkim trener, który na swój zwariowany sposób ustawił zgraną grupę zawodników: trochę, no jednak, stracił przez to w ataku, ale na pewno wybił przeciwnika z rytmu, przez co wykonał kawał głównie interesującej, siódemkowej, roboty i wygrał dobre słowo Aphex Twina, uścisk dłoni Amona Tobina i wieczór z Avalanches.
Ale Four Tet pokazuje, że lubi humor wysokich lotów raz jeszcze, czwartym utworem. Wydaje mi się, a mogę nie mieć racji, choć z zasady rację mam zawsze, że wytwórnia wymusiła od niego dziewięć utworów na płycie, a miał tylko osiem i zagrał wszystkim na nosie. Kto lepiej wyjaśni, dlaczego pomiędzy inne piosenki wlepia się czternastosekundowe, jednostajne prawie że dudnienie automatów, ma u mnie pół królewny i królestwo za żonę. Jeśli to manifest przeciwko wypełniaczom, nagrodę zgarnia sam Four Tet, bo tylko w tej formie przyjmuje do wiadomości obecność Pablo's Heart na tej płycie.
Reszta jest ładna. Najładniejsze pewnie Plastic People i She Just Likes to Fight, co kolejny raz dowodzi nieprzeciętności albumu – te dwie, najsolidniejsze w zestawie, piosenki, to utwory ostatnie (kolejno: ósmy i dziewiąty). Geniusz strategii czy taktyczny nieudacznik?
Przede wszystkim trener, który na swój zwariowany sposób ustawił zgraną grupę zawodników: trochę, no jednak, stracił przez to w ataku, ale na pewno wybił przeciwnika z rytmu, przez co wykonał kawał głównie interesującej, siódemkowej, roboty i wygrał dobre słowo Aphex Twina, uścisk dłoni Amona Tobina i wieczór z Avalanches.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.