niedziela, 18 kwietnia 2010

Płyty dekady: świat 10-01


W pośpiechu, w nieszczególnie sprzyjających okolicznościach, w pocie i we łzach, prezentujemy ostatnią już, my-myślimy-że-najlepszą, dziesiątkę płyt z lat 2000-09. Niedługo wracamy z regularnymi recenzjami, będzie jeszcze bardziej czerstwo niż jest, więc oczekujcie nas z chlebem i solą. [Piąty Bitels]


10
Radiohead
Hail to the Thief
[Parlophone; 2003]


Jest to chyba jedyny album tego zespołu, który wywołuje jakieś kontrowersje w naszej redakcji. Ja z Marcinem go uwielbiamy, a Paweł patrzy na niego nieprzychylnym okiem. Że dobry, ale jednak jak na Radiogłowych, to przeciętny i nie zasługuje na tak wysoką lokatę. A przecież to ten album na którym znajduje się 2 + 2 = 5, jeden z najlepszych gitarowych kawałków tego zespołu. There There z afrykańskimi bębnami (hehe), mistycznym wokalem Yorke'a i ciekawym teledyskiem. Po za tym Sit Down. Stand Up, The Gloaming, A Wolf at the Door. Czy Myxomatosis, takie mało radioheadowe, kojarzące mi się z którąś edycją gry piłkarskiej FIFA, a które tak świetnie wypadło na poznańskim koncercie. Wiadomo, nie ma szans z wielką trójką: Ok Computer, Kid A i Amnesiac, ale jest na czwartym miejscu. Gwarantuje ono dziesiątą pozycję w naszym podsumowaniu. [SimonS]

09
Sigur Rós
( )
[Fat Cat; 2002]


Płyta bez tytuły, piosenki też. Teksty w wymyślonym języku nadziei. To może być tylko Sigur Rós. Zmiany języka prawie nikt nie zauważył. W końcu islandzki jest dla nas tak samo niezrozumiały, jak wymyślony Vonlenska. A nieoficjalne tytuły utworów podał sam zespół. Tak więc jedynym problemem pozostała nazwa albumu. Postanowiłem sam rozwiązać ten problem i nazwałem go Nawias Zamknięty. Po islandzku na pewno by to brzmiało piękniej. Wpisuję do Google Translate polską nazwę i otrzymuję odpowiedź - Sviga Umferð. Pięknie. Mamy tutaj osiem piosenek, które dzielą się na dwie części. Pierwsze cztery są optymistyczne, a utwory zamykające melancholijne. Zaczyna się od Vaka, która posiada jeden z najlepszych teledysków ostatnich 10 lat. Mimo wielkiej tragedii jakim był wybuch bomby nuklearnej, jedna ze szkół islandzkich przetrwała. Niech się dzieje wola nieba, na dworze pobawić się trzeba. Takie utrudnienia jak maska gazowa, nie przeszkadza dzieciom przeżywać wielkiej radości. Którą niweczy śmierć jednej z koleżanek. Był to jedyny singiel z tego wydawnictwa. Drugą piosenką która wywołuje na mnie wielkie wrażenie jest ta ostatnia, z numerkiem ósmym. Niech Was nie zmyli nieoficjalny tytuł. Popplagiđ - po ichniemu popowa piosenka. Nic bardziej mylnego. Do szóstej minuty faktycznie może tak brzmieć, ale wtedy nastaje wielki finał. Z sekundy na sekundę utwór się rozkręca. Rozbudza się z sennej atmosfery i zaczyna pędzić. Wybucha jak islandzki wulkan w 9 minucie. Głośna perkusja, charakterystyczny riff i falset Jón Þór Birgissona. Po dwóch szaleńczych minutach ucicha. To już koniec. Domyślam się, że jestem w mniejszości. Jednak uważam, że to właśnie ( ) jest największym osiągnięciem tego islandzkiego zespołu. [SimonS]


08
Animal Collective
Merriweather Post Pavilion
[Domino; 2009]


Przez moją pomyłkę (opisy nie są na jutro, są na dzisiaj, są na dziesięć minut wstecz), niewiele mam czasu na opisanie fenomenu Merriweather, ale to żadna strata, bo robiłem to już nie jeden przecież raz: „pochłonęli mnie, urzekając i przygwożdżając tym, jak można skomplikować proste rzeczy i jak skomplikowane rzeczy można rozprostować”, jakby nie było. Ostatnio słyszałem zarzut, że wszystkie te ozdobniki odwracają uwagę od kiepskich melodii. „Chyba ty”. Ciężko o drugą tak skończoną płytę w ciągu ostatnich kilku lat, a dla tych, którym przeszkadza forma, nie ma ratunku. [Piąty Bitels]

07
Radiohead
Amnesiac
[Parlophone; 2001]


Minął zaledwie rok, gdy panowie z Radiohead zdecydowali się wydać kolejnego kolosa. Amnesiac, który powstał podczas tej samej sesji nagraniowej, co Kid A, stanowi dla wielu takie prywatne cacko. Coś, czego - wydaje im się - inni nie zauważają. Coś specjalnego, tylko ich. Niemniej jednak, muszę ową grupę rozczarować - Pyramid Song to jedna z najlepszych z grona najsmutniejszych piosenek ever; motywu Knives Out nie sposób nie podoznawać, szczególnie jeśli się obejrzało teledysk, a takie I Might Be Wrong stanowi "zaledwie" jeden z najukochańszych utworów spośród dorobku panów z Oksfordu. Kto nie zna, niech pozna - kto poznał, ten wie. [Yeti]

06
...And You Will Know Us by the Trail of Dead
Source Tags & Codes
[Interscope; 2002]


[Piąty Bitels]



05
Sigur Rós
Ágætis byrjun
[Fat Cat; 2000]


Jeśli muzyka ma prowadzić do oczyszczenia; jeśli muzyka ma odkrywać przed słuchaczem nowy świat - świat twórcy danego dzieła... Jeśli muzyka ma być zwierciadłem duszy; jeśli wzniosłe przeżycia zasługują w ogóle na to, by zapisywać to wszystko na gitarach, smyczkach i wokalach... Jeśli, jeśli, jeśli. Jeśli ktoś kiedykolwiek stworzył płaszczyznę języka wyłącznie muzycznego, tworząc jednocześnie teksty do niej w języku ojczystym, to zrobili to właśnie panowie z Sigur Rós. To już nie jest kwestia tego, że my nie znamy języka islandzkiego, więc wydaje nam się piękny - to już jest kwestia tego, że wcale nie potrzebujemy go znać. Muzyka, a więc - za Arystotelesem - forma mówi tu dostatecznie wiele o treści - tj. opisywanych przeze mnie przeżyć autora. Słuchając tego krążka wiemy, co nam chciano przekazać, jednocześnie wiedząc to na swój sposób. Funkcja komunikacyjna sztuki zakorzeniła się tu tak mocno, że każdy z nas wie. Każdy wie i rozumie. Wystarczy, że choć raz założy słuchawki w ciemnym pokoju i odpali ten album. Przeżycia gwarantowane. [Yeti]

04
Dungen
Ta Det Lugnt
[Subliminal Sounds; 2004]


Jak każdy wie, używki są złe. A najbardziej narkotyki. Jednak gdy człowiek słucha Dungen, a w szczególności To Det Lugnt, zaczyna się zastanawiać, czy czasem nie przymrużyć oko na delikwentów pomagających sobie dopalaczami. Zespół przyznał się, że przy tworzeniu muzyki często sobie tak ułatwiał pracę. Oczywiście są wyjątki, jednak zdecydowana większość tych wielkich w taki sposób dochodziła do perfekcyjności swojej muzyki. Najlepszym przykładek w tej dekadzie był właśnie ten szwedzki kwartet. Psychodeliczno-progresywny rock w którym nie brakuje popowych piosenek. Panda, Gjorn Bort Sig, Festival. Jednak im dalej w las, tym narkotyk bardziej strzela do głowy. Mistrzowskie wykorzystanie możliwości gitar, ozdobione fortepianem, skrzypcami i jazzowymi momentami. Legendy tego nurtu wzdychają z ulgą, że Dungen nie istniało w ich czasach. Ubył im spory konkurent, który obecnie jest monarchą absolutnym. [SimonS]

03
The Avalanches
Since I Left You
[Modular Recordings; 2000]


Spośród wszystkich tych niewątpliwych dzieł w czołówce naszego rankingu, to właśnie Avalanches postawili sobie poprzeczkę najwyżej. Jest bowiem rzeczą cholernie trudną, by trafić do słuchacza poprzez miks dokonań innych ludzi, w dodatku niekoniecznie nastawiając się na dostarczanie mu wzruszeń. Tylko spójrz: niemal cała czołówka tego rankingu to płyty, przy których możesz płakać w poduszkę bądź zamulać na Gadu-Gadu. I jak tu ma z tymi dążeniami konkurować taki Frontier Psychiatrist? Rzecz oparta na kuriozalnym zestawieniu wycinków z przeróżnych dzieł sztuki sprzed ponad 40 lat; na absurdalnym humorze i metodzie kojarzenia faktów. Problem w tym, że choćby Avalanches opanowali to do perfekcji, ktoś i tak postawi nad nimi niedociągniętą, wzruszającą płytę. Wzruszenie traktowane jest bowiem jako przeżycie wyższe niż śmiech, radość, whatever. Nie chcę teraz rozważać ewentualnej słuszności takiej hierarchii - generalnie nie o to chodzi. Chodzi o to, że Avalanches to grupa cholernie zdolnych ludzi z Australii, których jedyne dotychczas dzieło stanowi opus magnum ram, jakie wyznaczyli sobie przez własny koncept. Koncept doskonały. W rezultacie daje to zdumiewająco kapitalny album. I to tego albumu masz słuchać, a nie jakiegoś pieprzenia o nim, więc get a drink, have a good time now. [Yeti]

02
Modest Mouse
The Moon & Antarctica
[Epic; 2000]


Analogicznie, jeśli najwięcej miejsca poświęcam tym zespołom, których „fajność” wymaga wyjaśniania, dla Modest Mouse wypadałoby zostawić pustą przestrzeń. Mądrzejsi ode mnie próbowali w stu procentach poważnie ogarnąć dlaczego The Moon and Antarctica jest fantastyczna, a wszystko, co po niej, już „no, nie aż tak” i okazuje się, że najlepsze w niej jest to, że nikomu nie trzeba mówić, że jest dziełem, bo w momencie - dajmy na to - basu w Tiny Cities, nikt nie ma wątpliwości. Stan nirwany. [Piąty Bitels]


01
Radiohead
Kid A
[Parlophone; 2000]


To nie jest tak, że postanowiłem się polenić / olać / nie chciałem podjąć wyzwania. Chciałem, naprawdę. Opis Kid A, ubranie jej treści w słowa, jest chyba jednym z największych marzeń każdego recenzenta na świecie, o ile to dobry recenzent (choć paru słabych - kłaniam się - akurat też). "No ale". Jest pewne poczucie elementarnej sprawiedliwości i solidarności. Jest pewne poczucie, że jeśli ktoś robi Twoją rzecz lepiej, to może jednak lepiej sprawić, by była to jego rzecz. I wtedy nie liczy się hierarchia wewnątrz redakcji, nie liczą się osobiste ambicje. Otóż ja *nie muszę* opisywać Kid A, bo Kid A opisał Pawełek za pomocą jednego obrazka, który "wyjaśni Ci wszystko, wytłumaczy Ci cały ten świat". Ten obrazek ma kilka kontekstów i w każdym spełnia swoją rolę. Tak więc rozpatrzcie poniższą grafikę pod owymi aspektami: estetycznym obrazka; kulturowym Kid A; poziomem przekazu emocji na Kid A; formą muzyczną Kid A; wszystkim, co pozytywne Kid A. Kumacie? Pawłowi bijmy brawo i miejmy nadzieję, że za 10 lat, gdy z wąsem i małym dzieckiem usiądziesz, by przeczytać rankingi trzech typków, którzy wciąż będą używali terminologii "jarać się", "rozwalać", "masakra", "miazga", "Kylie" i płakali w poduszkę za Radiohead i Blur... miejmy nadzieję, że wtedy będę mógł opisać pozycję pierwszą w rankingu kolejnej dekady. Kłaniam się nisko Państwu, a Ciebie, Paweł, nienawidzę.
[Yeti i Piąty Bitels]

10 komentarzy:

  1. Gdzie "som" listy indywidualne?
    I gdzie, do męskiego narządu płciowego, Cooper Temple Clause, uh?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest lepiej niż myślałem, mam na dysku 5 płyt z pierwszej dyszki.

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja mam osiem, hłe, hłe. myślałem, że będzie gorzej.

    fajnie, że Wam się chciało, podziwiam.

    mi by się nie chciało.

    o czym wiecie.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja się dziwie że w ogóle w całej 50 nie było Interpol - "Turn On The Bright Lights" Obok wydanego w bliżniaczym czasie "Source Tags and Codes" to jedno z najlepszych wydawnictw w tej dekadzie A i dzieki za polecnie The Avalanches Grają rzeczywiście niesamowicie :D

    A Sigur Ros jest przereklamowany :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Listy indywidualne "bendom", jak Yetiemu będzie się chciało je wrzucić.

    Zdradzę, że TCTC było u mnie na 31.

    OdpowiedzUsuń
  6. A, i od razu mówię. Jeśli na mojej indywidualnej nie ma jakiejś płyty, która rzeczywiście powinna się tam znaleźć, to znaczy, że jej nie słuchałem.

    I nie Turn On the Bright Lights mi tutaj, bo się zawiodłem na niej (jest tylko dobra).

    OdpowiedzUsuń
  7. I w ogóle nie robiłbym takiego lenia ze mnie. Tzn. lenię się strasznie i czasem nawet jak mnie swędzi to nie drapię, no ale bez przesady. Po prostu ten weekend nie należał do moich mocnych dni i nie miałem jakoś głowy i chęci do zamieniania myślników na dwukropki w liście indywidualnej Pawełka.

    W ogóle to miło, że komentujecie. Ej, ale naprawdę. Tak jakoś radośniej. Nie wiem czemu, ale często wydaje mi się, że brak komentarzy = brak czytelników. A statystyki mówią co innego.

    Także trzymajcie się miśki. Teraz wracamy z reckami. Będzie, jak to zwykle na Uchem w Nutę bywało, tj. pełno przechwalania się i powrotów do rzeczywistości. No i muzyki trochę też.

    OdpowiedzUsuń
  8. prawidłowo rozłożone rozdanie, choć nadal będę utrzymywał, że Fantasy Black Channel winno znajdować się WAY UP HIGHER. no, ale Kid A na pierwszym miejscu przypomina mi, że nadal istnieje sprawiedliwość na świecie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że coś mocną tu pozycję ma Radiohead :) No nic mi się to raczej kojarzy z RRH czyli Remote Radiohead - częścią radiową stacji bazowej, która może być przywieszana bezpośrednio na maszcie :) Też wydaje dźwięki, ale co ważniejsze może je przesyłać do naszych komórek ;)

    No i to RRH właśnie jest jednym z inspiracji w ###_*.dpp. Każdy odcinek firmuje piosenka tygodnia. Może nie do końca te klimaty, ale zapraszam.

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.