czwartek, 1 lipca 2010

Stars: The Five Ghosts

Zastanawia mnie, jak to możliwe, że przez tyle lat nikt nie wpadł na tak banalny pomysł. Zespoły powstają od kilku dekad i dopiero na początku 2000 roku ktoś nazwał swój zespół Stars? Wiem, rozkmina przednia, ale jakoś musiałem zacząć. O zespole nie wiem nic, a po przesłuchaniu trzykrotnie płyty - nie wiem nic. Bo wiecie, to był przypadek. Mam wewnętrzną potrzebę napisania jakiejś recenzji. A właśnie zaczął się sezon ogórkowy. Możliwe, że tak zawsze jest na początku wakacji. A może muzycy wiedząc, że trwa Mundial, postanowili, że nie będą w czasie jego trwania wydawać swoich płyt? Bo przecież to by było bez sensu. Pracujesz ciężko w studiu przez dwa lata, wydajesz płytę 27 czerwca, a i tak wszyscy na to zlewają, bo właśnie oglądają kolejną klęskę Synów Albionu.

Najprościej byłoby z naszej strony olać w tym momencie muzykę i nic nie pisać. Popatrzcie jednak na kalendarz. Tak! Mamy lipiec, a rok temu w tym okresie ukazało się aż 16 tekstów. Pojedynek 2010 z 2009. Na razie zdecydowanie prowadzi nowy rok: 45:27 (4 wygrane, 2 remisy), ale lipiec 2009 w tamtym roku nabił tyle punktów, że może zniweczyć całą stratę! A przecież nie możemy sobie na to pozwolić. Dlatego chcąc, czy nie chcąc, musimy pisać kolejne recenzje.

Padło akurat na ten zespół, bo spotkałem się gdzieś z opinią, że to najpiękniejsza płyta tego roku. Ok, czasem człowiek znalazł trochę czasu między 13:30, 16, a 20:30 i mógł przesłuchać kilka kawałków. Patrząc na okładkę, myślałem, że będzie strasznie. Dziewczynka, duchy i te sprawy. Wciąż mnie zastanawia, czemu na takich zdjęciach, czy w innych horrorach, to akurat dzieci są najstraszniejszym widokiem. Chociaż ciekawsze jest, czemu ta okładka reklamuję ten album? Może te klawisze są straszne i przerażające? W sumie trudno mi ocenić, bo za oknem jest bezchmurne niebo i jest jasno. Jednak w opustoszałym poniemieckiej willi inżyniera Bauma, w momencie wyskoczenia całej rodzinki duchów, mogłoby być nie wesoło. Teraz słyszę jakąś skrzypiącą podłogę, drzwi, czy szafki, chóralny wokal. Dobrze, ale czemu w lipcu?! Przecież to jest marketingowa klapa, żeby wydawać płytę o pięciu duchach na początku wakacji. Rozumiem, deszczowy październik, listopad, kiedy są  senty menty. A teraz to dla mnie te wokale męsko-damskie brzmią wesoło, a klawisze wprawiają w radosne postukiwanie. Nawet skrzypce w Changes kojarzą mi się z wesołymi duchami. Hm, bo może to takie radosne duchy, jak Kacperek, a nie takie, przed którymi uratuje nas tylko nasza kołdra? 

Sami to oceńcie, a ja odkładam tę płytę na listopadowe wieczory. Prawdopodobnie i tak do niej nie wrócę. Jednak jeżeli po nią sięgnę, to spróbuję się zastanowić, co autor miał na myśli. Czy jesień coś więcej wyciśnie z tego krążka, czy znowu pozostanie nijakim, niepotrzebnym mi do niczego albumem. Najważniejsze jednak jest to, że mamy pierwszego lipca, oraz pierwszy tekst w tym miesiącu. Pozostało dni trzydzieści, oraz piętnaście recenzji do skrobnięcia. A może szesnaście? To by dopiero był sukces. BĘDZIEMY ZWYCIĘŻAĆ I ZWYCIĘŻYMY!

1 komentarz:

  1. Ej, my sobie rzadko nawzajem komentujemy notki, ale muszę - hej, jeszcze nigdy w historii mojego czytelnictwa jakichkolwiek recenzji nikt nie dał mi do zrozumienia tak dobitnie, że ta płyta to mnie ma nie obchodzić. Gj, Szymon. :D

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.