sobota, 18 czerwca 2011

Myslovitz: Nieważne jak wysoko jesteśmy...

OCENA: 4
Pięć lat minęło odkąd Myslovitz wydało Happiness Is Easy i było to pięć lat owocnej pracy i przemian chyba dla każdego z nas. Artur Rojek zajął się Off Festivalem, czyniąc z imprezy wielkie wydarzenie na skali wykraczającej nawet poza rejony kraju, Wojciech Powaga zajął się nagrywaniem płyty z Tomkiem Makowieckim, o której - z litości - na blogu nie wspominaliśmy, ja zaś słuchałem wiele muzyki, stopniowo odchodząc od niegdyś mego ulubionego zespołu (heh, no, były takie czasy) i nabierając nieco bardziej trzeźwego spojrzenia na dorobek artystyczny "zbawców polskiego rocka" z Mysłowic", jak kiedyś sądziłem. No i założyłem Uchem w Nutę, rozumiecie.

Myslovitz na polskiej scenie muzycznej to, śmiem sądzić, jeden z najważniejszych graczy i bynajmniej nie ze względu na ich poziom artystyczny. Wiem jednak, że wielu słuchaczy, także z dzisiejszego grona niezalu, zaczynało od Rojka i spółki, dopiero dzięki nim odkrywając takich wykonawców jak choćby Radiohead, od czego zaczynała się zupełnie inna podróż.

Tyle, że z Myslovitz jest też pewien problem. Głupio hejtować, bo mysłowicka piątka ma pewien walor edukacyjny, ale jednocześnie nagrywa za mało dobrej muzyki. W dyskografii posiadają sporo koszmarków, nie tylko w postaci piosenek (Acidland, Chciałbym umrzeć z miłości, Peggy Brown), ale nawet całych płyt (Korova Milky Bar, Sun Machine), które są z kolei odskocznią od zwyczajowego przeciętniactwa (Happiness Is Easy), z paroma zaledwie wisienkami (bardzo sympatyczny debiut i Miłość w czasach popkultury) - generalnie więc szału nie ma.

Pięć lat nie przyniosło w tej kwestii żadnej zmiany. Nieważne jak wysoko jesteśmy... to krążek z dziewięcioma kompozycjami, które łączą słabe tytuły z przeciętną oprawą muzyczną. Znaczący jest tu sam singiel Ukryte, który tradycyjnie nie wniósł niczego ciekawego na polski rynek i tradycyjnie zajmował czołowe pozycje na Liście Przebojów Trójki. Myslovitz jednak parę razy gra ostrzej a czasem Rojek nawet bierze się za skandowanie (Ofiary zapaści teatru telewizji) - co zresztą trochę brzmi jakby próbował naśladować Korę z debiutu jej macierzystej formacji. Nie obyłoby się również bez ckliwej pioseneczki na gitarę akustyczną (Srebrna nitka ciszy) i odwołań do filmów dla gimnazjalistek (21 gramów).

Generalnie więc - dość tradycyjnie - nie ma o czym mówić. Myslovitz brzmi jakby ich nowe pomysły na siebie nie posuwały zespołu ani o krok do przodu - co stoi w wyraźnej opozycji do Rojka, któremu przerwa wyraźnie dobrze zrobiła. Owszem, jest tu kilka ładnych momentów, elementów dobrego grania i nareszcie urozmaicone wokale, jednak w ostatecznym bilansie nie otrzymujemy niczego ciekawego. To po prostu kolejna płyta Myslovitz i jeśli sądzicie, że Was zaskoczy, to Was nie zaskoczy.

11 komentarzy:

  1. zgodzę się ze wszystkim od początku do końca, tylko nie z tym, że 21 gramów jest filmem dla gimnazjalistek.

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo słaba recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja nie może być obiektywna,więc gdybym miał oceniać sposób napisania, to byłby na plus. Jednak z opinią całkowicie się nie zgadzam. O ile Peggy Brown rzeczywiście jest koszmarne, o tyle Acidland czy Chciałbym umrzeć..., szczególnie ten drugi uważam za jedne z najlepszych. No ale są gusta i guściki. Z kolei najnowsza płyta mnie zaskoczyła. Spodziewałem się bardziej popowej w stylu genialnej Happiness is Easy a dostałem krążek przesiąknięty alternatywą. Zaskoczenie, ale pozytywne.

    OdpowiedzUsuń
  4. słaba to mało powiedziane,

    niby co kto lubi ale nazywanie Chciałbym umrzeć z miłości czy Acidland koszmarkami jest jakimś koszmarnym błędem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie większość singli Myslovitz było koszmarkami, nawet w momencie gdy słuchałem Myslo nałogowo. Więc mogę się zgodzić z Yetim, szczególnie co do Acidland. Zawsze u mnie wywoływało agresje, niczym każda piosenka reggae.

    OdpowiedzUsuń
  6. choć Korovę uważam za ich najgorszą płytę (emo dla 13-latek i nie umiem tego zdania zmienić) to akurat acidland, sprzedawcy, titletrack, za zamkniętymi czy chciałbym to były jednak świetne utwory. nowa płyta zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, cieszy, że nie jest kopią Happiness i ,że np. nie jest tak nierówna jak Z Rozmyślań. Widzę, że autor jakby wstydzi się, że kiedyś lubił Myslo jednocześnie bardzo podkreślająć swoje uwielbienie dla Radiohead - tego nigdy u Polaków nie zrozumiem, skąd takie histeryczne uwielbienie dla kapeli pana Yorke`a (to samo się tyczy U2 zresztą). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bo Polacy do dzisiaj się jarają, że "New Year's Day" jest o Stanie Wojennym. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nope. Niczego się nie wstydzę; po prostu dziś inaczej patrzę na dorobek Myslovitz, bo słyszałem więcej i mam inną skalę porównania. Naprawdę, nie tłumaczmy sobie każdego tekstu poprzez takie kategorie jak wstyd czy kompleks. ;)

    A Radiohead było dla mnie - podobnie jak dla wielu innych ludzi - czynnikiem, który zmienił spojrzenie na muzykę. Gdybym nie usłyszał OK Computer, pewnie dziś dalej słuchałbym nałogowo tylko tego, co w mediach. To banalne, nudne etc., ale taka jest prawda i wiem, że u wielu innych ludzi było podobnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. dla mnie zawsze większą wartość stanowiło Hail to the Thief - nie wiem, może lepsze mam wspomnienia dotyczące tej płyty. Choć oczywiście OKC i Kid A lubię, jednak są w moim rankingu niżej niż HTTT. Poza tym zakochanie się w tej płycie jakoś nie sprawiło, żebym więcej zaczął 'nurkować' w alternatywie, bo od dawien dawna interesowało mnie w muzyce to co nietypowe i niemodne. Obecna moda na `60 i `80 w polskiej muzyce nie jest dla mnie niczym nowym, bo większość z tych kawałków już słyszałem. I żeby nie było całkowitego OT to następnym singlem z płyty ma być Art Brut, choć myślę, że się ogarną bardziej i 'usinglowią' też Skazę, 21 gramów czy Ofiary Zapaści Teatru Telewizji..

    OdpowiedzUsuń
  10. Trudno się z tym nie zgodzić. Gdyby każdy członek z formacji na M. pozostał na swojej "nowej" ścieżce polska muzyka niczego by nie straciła. Co do LPTrójki to szkoda gadać... A mogło być tak pięknie.
    Starzy wyjadacze albo dorośli, albo wzorują się, wciąż... na guście Zbigniewa Hołdysa.
    Good for you boy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Choć ta płyta mnie nie zachwyciła, nie mogę zgodzić się z resztą. Poprzednie płyty są świetne. Korova, Happiness, Miłość w czasach...
    Chciałbym umrzeć z miłości koszmarek? hm.
    a płyta no!no!no! bardzo fajna.
    jesli płyta Izy Lach jest na 7.5 a ta na 4 to chyba jakieś nieporozumienie. płyta Myslovitz nie jest fenomenalna, ale to inny poziom artystyczny, chociażby tekstów.

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.