niedziela, 16 października 2011

Justice: Audio, Video, Disco

OCENA: 3
…And Justice for All – mógłbym powiedzieć cztery lata temu jako pomyślne życzenia lub teraz – jako życzenia złe. I jeżeli ktoś stęsknił się za autorami niezgorszego , niech po prostu wróci do . Do Audio, Video, Disco wracać „nie ma co”.

Głód, ubóstwo, komedie romantyczne, posłowie-transseksualiści – na świecie dzieje się tyle zła, że wcale niepotrzebne jest stadionowe electro. Details make the girls sweat even more – niby – ale ta pompa, ta przeładowana bańka efektów, ma tu za zadanie odwracać uwagę od niewygodnego faktu: Audio, Video, Disco to huczna, w sumie nieinwazyjna, ale jednak – parada wypełniaczy.

Valentine było słodkie jak aspartam, w DVNO tkwiło coś bossowskiego (co najmniej bas), a D.A.N.C.E. to instant-hit, do jakiego Justice już nigdy się nie zbliżą. „Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz”, zastajemy tych samych ludzi, po czterech latach, z pozornym tylko pomysłem na siebie.

Audio, Video, Disco to ichnie Human After All – nie wiem tylko czy debiut był bardziej przecenianym Discovery czy niedocenianym, a na pewno w zestawieniu z Discovery właśnie, Homework. O ile jednak Human... to album „celowo brzydki”, kanciastość i toporność tegorocznego Justice może być wynikiem zmęczenia materiału. Śmieszne, że już na drugiej płycie? Nieśmieszne nic a nic.

Mamy więc i produkcyjny przepych, i piosenki zmierzające donikąd – szalenie miejscami nieestetyczne, wydrapane w tynku melodie, które nigdy nie powinny opuścić studia. Spektrum zainteresowań – słychać – poszerza się np. o Queen, ale dużo w „efektach tych zainteresowań” przypadku – stąd pełnoprawne przecież utwory noszą znamiona szkiców (Brainvision dobry przykład, na przykład).

Broni się utwór tytułowy. Nie daje po sobie poznać, że był pisany na kolanie, nareszcie jest jakoś „zbudowany” i równie nośny, co zwyczajnie spójny. Inne wybijające się momenty są sabotowane otoczeniem miernych – w singlowym Civilization zwrotki wcale nie „budują napięcia”: „czują się tu nie na miejscu” i wydają się być z przykrego obowiązku dorzucone do prosto, ale niegłupio napisanego refrenu.

Trzeba bardzo mocno siedzieć w tych rewirach, żeby twardo obstawać za wartością Justice na scenie tanecznej w 2011 roku. Starzy gracze: Basement Jaxx, Chemical Brothers, wreszcie Daft Punk – stali się „starymi” graczami właśnie, po wydaniu kilkunastu singli. Justice „zestarzeli się” przedwcześnie i o ile trzy na dziesięć to wcale nie jest zła ocena, skądże, o tyle do trzeciego albumu – choćby nie wiem, jak męczyła mnie ciekawość, bo tylko z ciekawości sprawdziłem ten – raczej nie podejdę. I krzyż na drogę.

2 komentarze:

  1. okropna płyta, nie wytrzymałem drugiego przesłuchania, kasuję, nie wracam

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo dobry album, słucham cały czas, dziękuję

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.