sobota, 12 listopada 2011

kIRk: Msza Święta w Brąswałdzie

OCENA: 8
Za Wikipedią: illbient – mroczna, ciężka i psychotyczna (zgadza się!) muzyka łącząca w sobie elementy takich gatunków jak dark ambient, hip-hop, dub, drum'n'bass, jazz (zgadza się!).




Daleko Brąswałdowi do „wsi spokojnej, wsi wesołej” – ani tu biesiadnie, ani breakcore. Zimno, ciemno i do domu daleko, a zadymiona noir-atmosfera Bohren & Der Club of Gore jest tak gęsta, że z powodzeniem można pokroić ją nożem. Żeby się w niej nie zgubić, należy przetłumaczyć mapy – z języka niemieckiego na plądrofoniczny. Pejzaż maluje się we wszystkich odcieniach czerni i uwagę przykuwa niby gwoździem. Przez gruby, skrzypiący śnieg przedzierają się strzygi, a demony z gałęzi jaworu obserwują obłędne, transowe tańce topielic.

Ciepłe deszcze, zimne dreszcze, na początku był chaos. Kirk wychodzą poza ramy, wychodzą naprzeciw i wychodzą od nu-jazzu, ale pewnie jest im przykro, gdy nazywa się ich nu-jazzmanami. Ich utwory są chore – nieuleczalnie – i, wolno improwizując, wymykają się matematyce. Trąbka skrzeczy, pośród skreczy, nurkują w tradycjach elektronicznych i instrumental hip-hopowych (jest tu nawet „skit” – świetny zresztą), wyławiają małe perły i roztrzaskują je jak ściśnięte ogonki kropli księcia Ruperta. Podskórnie czuć, że dobrze się bawią – a bawią się w „raz, dwa, trzy, czarna pani patrzy” (patrzy nawet z okładki).

Fanom tegorocznego Krenga i nietypowych rozwiązań w jazzu kręgach – polecam. Reszcie – też polecam, bo album niepozorny (anielska woda), a udowadnia, jak wyborny jest to rok dla polskiej muzyki. I te tytuły, w ogóle, łał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.