Był koniec 2008 roku, jakiś grudzień albo późny listopad. Słuchałem zespołu Pustki i ich wówczas najnowszej płyty. Powoli przymierzałem się do rankingu rocznego i jakoś tak, z rozmachu, owy krążek się tam znalazł i utrzymał.
Dziwna to decyzja była i muzycznie nieuzasadniona. Jak się bowiem poszperało przez kilkanaście minut, to się dało znaleźć kilka lepszych krążków. Koniec kryzysu jest więc dziś dla mnie osobistym wspomnieniem, jak płytę piątkową pomylić z siódemkową. Dziś, blisko rok od tamtych wydarzeń, przystępuję do oceny kolejnego albumu Pustek.
I od razu można zauważyć, że band z Ostrówka wrócił do, sobie dobrze znanego, trójkowego poziomu. Od odpalenia płytki słyszymy bowiem w zasadzie dwa dobre utwory, a są to Trawa i Kalambury. I to też trzeba przyznać, że określenie 'dobre' oznacza tutaj góra 4.5, a więc utwór, który zwyczajnie opłacało się przesłuchać i można nawet czasem wrócić.
No a od trzeciego tracka się zaczyna. Znój to nieudane nawiązanie do Czerwonej fali. Strasznie nudne w dodatku. W refrenie zaczyna się współpraca wokalna między "panią a panem", ale generalnie nie ma w tym niczego ciekawego. Sorry, głosy to się komponowały na zeszłorocznej płycie. Iowy Supper Soccer w dodatku.
Ale Pustki są uparte. Wiedza to 1:50 nudy i ponowne próby wycia. Aż żal, że wzięli do czegoś takiego Nosowską. Przekwitanie? Najgorszy utwór tego albumu. Widać wyraźnie, że Pustki chcą sobie poeksperymentować, ale pewnych efektów nie należy publikować. Ilość irytacji, jaka mnie ogarnia, kiedy słucham tych rzekomych uzupełnień wokalnych, sięga naprawdę wysokiego pułapu. Naprawdę, jakby się komuś nudziło na przerwie w gimnazjum.
Nieodwaga to z kolei zgrabna pioseneczka. Dobrze dobrany gość, trochę naiwny, ale pasujący do Rojka tekst. Całkiem przyjemna rzecz, podnosi jakość płytki. Ale już w następnym kawałku - Wesoły jestem - po całkiem niezłym początku w wykonaniu gitar, sporo zostało zepsute przez wokal. Nie jestem wesoły.
Jakżeż ja się uspokoję to kolejna piosenka, którą słyszeliśmy już dawno. Nic nowego i nic ciekawego. Wiersz o szukaniu i Pożałuj mnie to już naprawdę niski poziom. Nie ma na czym zawiesić ucha; wszystko już słyszeliśmy, wszystko wydaje nam się niepotrzebne. Dopiero Notes przynosi nam jakieś urozmaicenia (instrumentalny refren!), które w dodatku coś tam pokazują, że Pustki potrafią grać, ale nie żeby komponować i nie żeby co roku.
Trzy z czwórką byłoby bardzo sprawiedliwym podsumowaniem. Kalambury to płyta bardzo przeciętna, znowu stawiająca Pustki w świetle jakiś tam mizernych kompozycji. Mam jednak przeczucie, że skoro raz już się z Łukasiewiczem i spółką pomyliłem w górę, więc mogę się także pomylić w dół. Dlatego trzy z siedem.
I git, więcej nie da rady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.