A, poza tym jesteśmy na tyle fajni, że zmieniliśmy kadrę prowadzących Odkopane, więc wyglądem to wydanie może się trochę różnić od wcześniejszych odcinków. Ale, mówię wam, materiał jest lepszy. A jak nie jest, to psem poszczuję.
Mystery Jets – Young Love (featuring Laura Marling)
Gdyby istniał poradnik o tworzeniu dobrego popu i gdyby miał – dajmy na to – dwieście stron, z czego jakieś sto osiemdziesiąt poświęcone Bitelsom, to przynajmniej na połowie jednej powinna być informacja o tym przeboju. Słowa o miłości – są, zaraźliwa melodia – wiadomo, dobrze zrealizowany teledysk – obecny. Pojawia się też mocny refren, okrzyk w stylu na-na-na (tutaj jednakże ukierunkowany na o-o-o), no i jest dwugłos, ale to taki dwugłos, że będziecie szczękę z terakoty zbierać, niezależni cwaniacy.
Rob Dougan – Clubbed To Death (Kuryayamino Variation)
Nie, żebym się chwalił, że mam kolegów, ale jeden z nich ostatnio puścił mi ten utwór. Przez ponad siedem minut nawet nie drgnąłem – klasyk. Tło momentami czerpie z poważnej, momentami z IDM-u, najczęściej jednak łączy wszystko w jedno i robi z moich uszu kisiel. A później zjada go łyżeczką deserową na podwieczorek, przeraźliwie głośno mlaskając. Tym samym udowadnia, że jest piosenką – halo, tu Ziemia – mocarną.
...And You Will Know Us By The Trail of Dead – Another Morning Stoner
Kiedy byłem małym chłopcem, śmiałem się z recenzji ...And You Will Know Us By Dłuższej Nazwy Wymyślić Się Nie Dało – że niby o co tyle krzyku, że dziękuję, ale postoję i że nie chcę drugiego, najadłem się zupą. Ale posłuchajcie tej gitary, że niby za proste, żeby mogło być prawdziwe? Nie, koleżanki i koledzy, ten riff łaskocze ucho do końca dnia, w którym go usłyszałeś. Magia, co? Ale to tylko jedna strona medalu – intro jest najlepsze, ale to wcale nie znaczy, że reszta jest mniej, niż świetna. Nie jest.
The Dismemberment Plan – Superpowers
sam sobie poszukaj, mnie się nie udało
Nie umiem grać na gitarze, ale gdybym umiał, chciałbym grać właśnie tak. Jakby wam to powiedzieć, ten refren przeraża swoim dobrem. I guess you could call it superpowers / but no one is going to save the world with what I've got / an indigo lights from silvery towers / surrounded by rocks and stones as far as the eye can see. Czekaj, moment, kto wpadł na pomysł tego with what I've got – as the eye can see, które na pierwszy rzut ucha nie pasuje do niczego, a na drugi wydaje się być dziełem? Zapętlałbym sobie ten refren ile wlezie, a jego twórcy oddawał cichuteńkie pokłony. A instrumenty w codzie też pyszne.
Santogold – L.E.S. Artistes
Jest taki termin, „artysta jednego przeboju”. Z chęcią stworzyłbym drugi, „artysta jednej dobrej piosenki” (bo nie jest to przebój), i stosował w kierunku Santogold przy każdej możliwej okazji. Gdyby cały album był tak dobry, jak to, mógłbym się zakochać. Tak zostaje mi tylko ten utwór – w którym najlepsze jest to, że podczas odsłuchu jednocześnie chce mi się tańczyć, śpiewać i radować, ale i płakać, rozmyślać nad sensem życia i wznosić ręce do chmur, a później robić im zdjęcia i wstawiać jako czarno-białe foto na naszą-klasę.
David Bowie – Speed of Life
posłuchaj (tu raczej nie ma nic do oglądania)
Jestem ostatnimi czasy zauroczony Eno i Bowiem. I choć chyba jednak w tej kolejności, z Eno na przedzie, to Bowiemu trzeba oddać, jest taki, że nawet nie chce mi się pisać jak wielki, bo wiem, że polegnę. Takie Speed of Life na przykład – uroczy instrumental, dobre wprowadzenie do tak smacznego albumu, że jest muzycznym konikiem na biegunach: każdy powinien go mieć.
Co do tej słabej oglądalności - właśnie ostatnio nieźle jest; tylko komentujących brakuje. ;)
OdpowiedzUsuńA nie czasem Santigold zamiast Santogold? Podobno byli rewelacyjni na Openerze - nie wiem, pilnowałam w tym czasie dobrej miejscówki na Kings of Leon ;)
OdpowiedzUsuńNa początku używała pseudonimu Santogold, potem zmieniła na Santigold.
OdpowiedzUsuńNa okładce – swoją drogą beznadziejnej – jest przez „o”. Ja tam bym ufał okładce.
OdpowiedzUsuń