środa, 18 sierpnia 2010

Microexpressions: Deep Snow (EP)

Intensywnie poszukujemy dobrej muzyki. Nie jest to, proszę państwa, łatwe zadanie, gdyż pojawia się problematyka opisywana w literaturze jako nicsięniedzieizm. A w gitarach to już szczególnie - ot, poza Nerwowymi Wakacjami, to w zasadzie nie czekamy tu na żadne gitarowe objawienie roku nad Wisłą.

Z tym, że "objawienia już to do siebie mają, że się ich ludzie nie spodziewają", jak mogłaby uczyć dzieci katechetka w przedszkolu. Otóż Microexpressions wyskoczyło nam już, objawiło się parę miesięcy temu, lecz jakoś nam było nie po drodze z ujawnieniem. Trochę dlatego, że to muzyka, którą ciężko ogarnąć, też.

Dobra, wyżaliłem się, otarłem łzy i mogę zabierać się do próby opisania tego, co się dzieje w ciągu tych 20 minut. Bo wiecie, 20 minut to dwa monologi Szpakowskiego na temat stanu polskiej piłki; to czas potrzebny na to, bym z pozycji leżącej przeszedł do pozycji stojącej przez pozycję siedzącą i to pod warunkiem, że jest rano i mi się spieszy. Generalnie: 20 minut to niewiele, naprawdę, czas ten umyka między palcami i trudno cokolwiek przez ten czas robić. Tymczasem zespół Microexpressions zmieścił tu pięć utworków, a w tych utworkach - niczym pewna baba produkowana w Rosji - kolejne rzeczy, a w tych rzeczach... no, kumacie: że gęsto.

Co my tu słyszymy? Mógłbym wymieniać dokładnie kiedy z czym, ale odkrywanie tej epki może przynieść równą frajdę, co wykopiska archeologiczne - tylko, że tu można się nie spocić, a więc nie śmierdzieć; mniej też piasku, no i raczej się nie opalicie. Doesn't matter. W każdym razie: słyszymy tu Muchy z czasów przed debiutem i to nie tym notorycznym, gęsto osadzane jak u jakiegoś Maksa Tundry. Wokal Stambulskiego nieuchronnie umyka czasem w kierunku dokonań kapeli Renton; a są i tacy, co dopatrują się tu wpływów The Car Is On Fire, Ścianki i innych polskich odwołań. Jest to szczególnie fajne o tyle, że nagle dowiadujemy się, iż można czerpać z krajowego podwórka, nie sprzeczając się z innym bandem o to, kto pierwszy wpadł na pomysł, żeby zrzynać z Modest Mouse czy dowolnego innego zespołu, za którym skoczyłbyś (skoczyłabyś) w ogień, tworząc własny styl. Choć wpływy zza zachodniej granicy, oczywiście, także słychać, na Tv On The Radio poczynając, a w takim Hyperspace to panowie osiągnęli mniej więcej to, co Greenwood podczas zabawy samplerem w Everything In Its Right Place, na przykład.

Zapowiada się smakowicie? Owszem, a smakuje jeszcze lepiej: od openera, przez Festival, na Hyperspace, otrzymujesz prawdopodobnie najlepsze łojenie gitar w tym roku. A już na pewno najlepsze darmowe i legalne łojenie, bowiem Deep Snow - jak mawia Hubert Urbański - "możesz ściągnąć i możesz zrobić to właśnie TERAZ". Propsuję, Hubert.

2 komentarze:

  1. nie znam, poznam, przesłuchamy, zobaczymy

    OdpowiedzUsuń
  2. dobra, po kilku dniach zapomnienia przesłuchałem i powiem, że rzeczywiście jest to dobra opcja.

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.