Typka nie da się nie lubić – udostępnił całą swoją twórczość za darmo, jest aktywny na Lascie – końsko dawkuje Jaya Dee, no i – a może przede wszystkim? – wydał czołówkę singli roku, May I Walk With You?. Swoim wskaźnikiem „coolerstwa” Brytyjczyk mógłby podzielić się z połową Manchesteru i właściwie wciąż byłby w mojej drużynie.
Kiedy już się poznaliśmy – mamo, tato, to jest Volume 1 – narażę się na wykluczenie z kręgów (w których nigdy nie byłem – tym bardziej boli): Star Slinger nagrał coś na przerażająco podobnym poziomie do Causers of This. „Wstęp” TEJ recki Causers po części mnie ratuje: „O wiele dojrzalej i mądrzej na dłuższą metę (choć może mniej efektownie w chwili wypowiadania) wyglądają słowa lubię, ulubione, podoba mi się”. Więc, Volume 1 – „lubię”, „podoba mi się”; jedna z „ulubionych” płyt roku. Właściwie to się jaram.
Jaram się tak, jak każdy w swoim życiu kiedyś podjarał się Nothing Else Matters, hehe. Otóż Star ma poważne plany co do bycia również twoim Torem y Moiem, choć nie wpisuje się w ramy chillwave'u perfekcyjnie – przez Dillę / dzięki Dilli i, według własnych deklaracji, Slinger babra się w instrumental hip-hopie (trochę Flying Lotus miejscami, Four Tet z Rounds). Nie pomylę się pewnie, choć ryzyko duże, SS znalazł złoty środek między Bundickiem a Donuts. How cool is that?
Utwory godne polecenia: Mornin', Minted, Extra Time (rarytas dla fanów Donuts), Innocent, Bumpkin, Copulate, Dutchie Courage, Gimme, Gas, Family Friend, Star Slinger1. Ostatni utwór to mistrz na wielu płaszczyznach, bo wydobywa esencję z (dotychczasowej) twórczości Stara, tj. jeśli chcesz wiedzieć, jak brzmi Star Slinger – posłuchaj Star Slinger. Albo Bumpkin, albo Family Friend, albo Mornin'...
Kiedy już się poznaliśmy – mamo, tato, to jest Volume 1 – narażę się na wykluczenie z kręgów (w których nigdy nie byłem – tym bardziej boli): Star Slinger nagrał coś na przerażająco podobnym poziomie do Causers of This. „Wstęp” TEJ recki Causers po części mnie ratuje: „O wiele dojrzalej i mądrzej na dłuższą metę (choć może mniej efektownie w chwili wypowiadania) wyglądają słowa lubię, ulubione, podoba mi się”. Więc, Volume 1 – „lubię”, „podoba mi się”; jedna z „ulubionych” płyt roku. Właściwie to się jaram.
Jaram się tak, jak każdy w swoim życiu kiedyś podjarał się Nothing Else Matters, hehe. Otóż Star ma poważne plany co do bycia również twoim Torem y Moiem, choć nie wpisuje się w ramy chillwave'u perfekcyjnie – przez Dillę / dzięki Dilli i, według własnych deklaracji, Slinger babra się w instrumental hip-hopie (trochę Flying Lotus miejscami, Four Tet z Rounds). Nie pomylę się pewnie, choć ryzyko duże, SS znalazł złoty środek między Bundickiem a Donuts. How cool is that?
Utwory godne polecenia: Mornin', Minted, Extra Time (rarytas dla fanów Donuts), Innocent, Bumpkin, Copulate, Dutchie Courage, Gimme, Gas, Family Friend, Star Slinger1. Ostatni utwór to mistrz na wielu płaszczyznach, bo wydobywa esencję z (dotychczasowej) twórczości Stara, tj. jeśli chcesz wiedzieć, jak brzmi Star Slinger – posłuchaj Star Slinger. Albo Bumpkin, albo Family Friend, albo Mornin'...
„Sampling everything from child-fronted reggae to soul to 80's rock”, dzięki czemu album brzmi jak mixtape: najzabawniejszym momentem sampeliady jest właśnie reggae Dutchie Courage, ale faktycznie najlepszych, najmocniejszych punktów możemy szukać na całej długości trzydziestu minut. Słuchanie Yanceya musiało wymusić u Slingera zmysł do szukania sampli, gość klei bangery z taką lekkością, że myślę, że Volume 2, 3 i – co najmniej – 4 będą grzały tak samo. Czekam.
1 – wiem, że to nieśmieszne, że wymieniłem wszystkie. Ale to moje mocne osiem na dziesięć, serio bez skuch.
http://zapodaj.net/images/1af414f89779.png
OdpowiedzUsuńTy... Dobre to jest!
OdpowiedzUsuń