Zakończenie roku zbliża się wielkimi krokami. Coraz częściej nasze rozmyślania kierują się w stronę jego podsumowania. Najlepsze płyty ze świata jak i z naszego rodzimego podwórka. Delektujemy się dźwiękami tych najznakomitszych, zastanawiając się czy ten album zasługuje na drugie miejsce, a może kolejne trzy płyty biją go na głowę i powinien uplasować się na piątym miejscu. Wiele z nich ukazało się na Uchem w Nutę, lecz sporo jest też takich o których jeszcze nie wspomnieliśmy, chociaż od premiery minęło już kilka miesięcy. Nastał jednak grudzień i jest to najlepszy moment, żeby przedstawić ostatnich kandydatów do walki o najwyższe laury.
Violens po dwóch latach serwowania singli oraz jednej EP-ki w końcu uraczyli nas albumem długogrającym. Oczekiwanie były spore, bo i spore natężenie dobrych dźwięków usłyszeliśmy w tych nagraniach. Na Amoral z V (EP) pojawił się tylko jeden utwór. Violent Sensation Descends. Ja osobiście żałuję tego wyboru, a na dodatek zostałem jeszcze pokarany teledyskiem. Klawisze kojarzące się z The Doors, które w teorii powinny brzmieć dobrze, w praktyce doprowadzają mnie do szału. Na szczęście to jedyna wpadka na tym albumie. Przynajmniej według mnie.
Zacząłem przewrotnie od najsłabszej strony, więc teraz w całości będę mógł się skupić na dobrych aspektach tej płyty, czyli pozostałych jedenastu piosenkach. Zaczyna się mocarnie od The Dawn Of Your Happiness Is Rising, który prawdopodobnie jest moim ulubionym momentem na płycie. Posiada wszystko to, co powinno się znajdować w rockowym przeboju. Wpadający refren, dobre riffy i zaskakujące przejścia. Mimo nieprostej kompozycji świetnie by się sprawdzał w radiowych rozgłośniach. Początek Full Collision kojarzy mi się z graniem dla rozszalałych szesnastek w wykonaniu The Kooks, ale to oczywiście Violens, więc słoneczne granie w drugiej minucie przerywa ulewne urwanie chmury z udziałem gitar. Kolejna przewrotność zespołu ukazuje się w tym, że singlem jest Acid Reign, a teledyski ukazały się do wspomnianego już wcześniej Violent Sensation Descends oraz Trans Like-Tum.
Are You Still In The Illusion? daje nam szansę na odetchnięcie po pierwszej sprinterskiej trójce, chociaż i tutaj nie brakuje domieszki psychodelii i gitarowej końcówki. Ominę jedną piosenkę i zadam wam teraz jedno pytanie: czy początek Until It's Unlit nie przynosi wam na myśl Wow w wykonaniu Kylie Mingue? Słuchaczem Australijki nie jestem, a skojarzenie już przyszło przy pierwszym odsłuchu. Nie wiem czy można to nazwać plagiatem, ale większą lub mniejszą inspiracją z pewnością.
Mimo tej masy superlatywów trzeba też przyznać, że znajdują się tutaj takie utwory jak It Couldn't Be Perceived i Could You Stand To Know? Nie żeby były jakoś słabe, ale na tle reszty wyróżniają się przeciętnością i nijakością. Ale przecież to normalne, że na płycie z dwunastoma piosenkami nie może się znajdować dwanaście headlinerów. Dzięki oficjalnej stronie zespołu (www.violens.net) możemy się przekonać, że Trance-Like Tum świetnie się sprawdza jako soundtrack do filmów erotycznych. Baby oil i te sprawy. A ja osobiście wolę tę podrasowaną wersję utworu.
Na koniec panowie zabawiają się w post-rockowców. Najpierw w tytułowym utworze który trwa niespełna dwie minuty. Cały album zamyka Generation Loss, który nie byłby wstydem dla najlepszych przedstawicieli tego gatunku. Jak widać, jest tu wszystko. Lekki powiew wiosny i lata, gwałtowne zmiany pogody i ponure jesienne wieczory. Radość, smutek, a nawet erotyzm. Wszystko razem daje nam głównego kandydata do walki o najlepszą płytę i debiut tego roku.
Zacząłem przewrotnie od najsłabszej strony, więc teraz w całości będę mógł się skupić na dobrych aspektach tej płyty, czyli pozostałych jedenastu piosenkach. Zaczyna się mocarnie od The Dawn Of Your Happiness Is Rising, który prawdopodobnie jest moim ulubionym momentem na płycie. Posiada wszystko to, co powinno się znajdować w rockowym przeboju. Wpadający refren, dobre riffy i zaskakujące przejścia. Mimo nieprostej kompozycji świetnie by się sprawdzał w radiowych rozgłośniach. Początek Full Collision kojarzy mi się z graniem dla rozszalałych szesnastek w wykonaniu The Kooks, ale to oczywiście Violens, więc słoneczne granie w drugiej minucie przerywa ulewne urwanie chmury z udziałem gitar. Kolejna przewrotność zespołu ukazuje się w tym, że singlem jest Acid Reign, a teledyski ukazały się do wspomnianego już wcześniej Violent Sensation Descends oraz Trans Like-Tum.
Are You Still In The Illusion? daje nam szansę na odetchnięcie po pierwszej sprinterskiej trójce, chociaż i tutaj nie brakuje domieszki psychodelii i gitarowej końcówki. Ominę jedną piosenkę i zadam wam teraz jedno pytanie: czy początek Until It's Unlit nie przynosi wam na myśl Wow w wykonaniu Kylie Mingue? Słuchaczem Australijki nie jestem, a skojarzenie już przyszło przy pierwszym odsłuchu. Nie wiem czy można to nazwać plagiatem, ale większą lub mniejszą inspiracją z pewnością.
Mimo tej masy superlatywów trzeba też przyznać, że znajdują się tutaj takie utwory jak It Couldn't Be Perceived i Could You Stand To Know? Nie żeby były jakoś słabe, ale na tle reszty wyróżniają się przeciętnością i nijakością. Ale przecież to normalne, że na płycie z dwunastoma piosenkami nie może się znajdować dwanaście headlinerów. Dzięki oficjalnej stronie zespołu (www.violens.net) możemy się przekonać, że Trance-Like Tum świetnie się sprawdza jako soundtrack do filmów erotycznych. Baby oil i te sprawy. A ja osobiście wolę tę podrasowaną wersję utworu.
Na koniec panowie zabawiają się w post-rockowców. Najpierw w tytułowym utworze który trwa niespełna dwie minuty. Cały album zamyka Generation Loss, który nie byłby wstydem dla najlepszych przedstawicieli tego gatunku. Jak widać, jest tu wszystko. Lekki powiew wiosny i lata, gwałtowne zmiany pogody i ponure jesienne wieczory. Radość, smutek, a nawet erotyzm. Wszystko razem daje nam głównego kandydata do walki o najlepszą płytę i debiut tego roku.
Doors? Kooks? Ani słowa o tym jak bardzo związana z latami 80 jest to płyta? Yyyy...
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej nie jestem osłuchany w latach 80. :) Mój RYM, chociaż dawno nie aktualizowany, twierdzi, że przesłuchałem aż siedem płyt z tej dekady. Cały czas nadrabiam zaległości, ale minie pewnie jeszcze przynajmniej z 5 lat jak będę mógł rzucać porównaniami z historii do każdej piosenki. ;)
OdpowiedzUsuńPo odkurzeniu RYM doliczyłem się 22 płyt z '80, co już lepiej wygląda, ale na pewno ta ilość nie zadowala. ;)
OdpowiedzUsuń