OCENA: 6 |
Różnica w promocji obu płyt polega na tym, że Hold It Against Me nie sprawdziło się – dało do zrozumienia, że „życie jest za krótkie”, żeby zabierać się za każdą dobrze zrecenzowaną płytę. I choć wyzbyty jestem uprzedzeń: kto ma czas na albumy promowane rozdmuchanie zaaranżowanym niczym? Stoimy w punkcie, w którym Katy On a Mission jest tym, czym nie było Hold It..., czyli przemyślanym zabiegiem promocyjnym: widzę rhythm-and-blues-Kaję Paschalską ślizgającą się przez bulgot dubstepu – myślę: czy w tym roku znajdzie się coś interesującego bardziej niż pół Datsik, pół Czikulinka?
Tak, na pewno znajdzie się coś bardziej interesującego i tak, myliłem się co do proporcji, ale: nie, nie ma powodów do narzekań. „To taka muzyka bardziej imprezowa” – rzuciła mi siostra po odsłuchu Lights On i chybiła mniej niż ja oczekujący na to, że Benga będzie czaił się między każdym pojedynczym dźwiękiem tutaj. Nie sposób zgodzić się z Borysem Dejnarowiczem, który klasyfikację gatunkową zmieścił w trzech-czterech wyrazach: „zwyczajnie atrakcyjny jazz-house”. Taki bardziej imprezowy, zwyczajnie atrakcyjny album, więc – mimo bagażu street credu londyńskich potupanek – wiosennie niezobowiązujący i uroczy.
Podsumowując, bo wszystko powyżej jest chaotyczne, przez co przeźroczyste i niejednoznaczne: gdzieś po drugiej stronie ulicy, gdzie nie obrzuca się tej płyty tagami brytyjskiej muzyki elektronicznej miejskiej, to godzina przyjemnych, nawet jeśli raczej niezaskakujących, piosenek, o których – nawet jeśli całkiem niedługo zapomnę – mam zdanie sześć na dziesięć. Triduum Paschalne spędzę z Paschalską.
ta płyta jest cienka jak zupka z gwoździa
OdpowiedzUsuń"Dubstepy akermańskie" - świetne, będę używał w towarzystwie. :)
OdpowiedzUsuń