OCENA: 6 |
Chwilę temu mój człowiek, Star Slinger, nawiązywał do Jaya równie z respektem, co pośrednio i subtelnie, z pewnym ciepłem: w sposób, jakim opisuje się swoją pierwszą polonistkę. Apollo poszedł o krok dalej, bo – tę samą przecież – nauczycielkę polubił tak bardzo, że zwinął jej patenty (Tao Te Ching czerpie z sampla, który u Dilli nazywał się Love Jones, itd.) i spróbował się w nią pobawić.
Nasza Apollo-nistka jest więc całkiem przekonująca nie tylko w formie, bo nieprzypadkowo Clouds ma 28 indeksów (Donuts – 31), ale przede wszystkim w treści – Clouds wyciska, zwłaszcza z chilli Dilli, wszystko, co da się jeszcze wycisnąć w roku 2011. A da się prawie trzydzieści przerażająco klimatycznych, spójnych-spokojnych wałków, przy których paliłbym, gdybym palił. I to by starczyło na sześć, cześć.
Ta płyta jest genialna, jaram się przeokrutnie i mogę słuchać na okrągło. Nie pamiętam nad czym się ostatnio tak spuszczałem.
OdpowiedzUsuń