Kiedy poszpera się w Internecie, by zobaczyć, co też sądzą ludzie o najnowszym dokonaniu (już nie The) Gossip, otrzyma się sporą dawkę sprzecznych informacji. Bo jedni mówią, że współpraca z Rubinem wyszła im na dobre, natomiast inni - że w ogóle nie słychać, by owy producent coś zmienił.
Jedni chwalą za postęp, drudzy krytykują za wtórność. Niektórzy wybierają się na Open'era, by zobaczyć Beth Ditto, inni natomiast twierdzą, że wokalistka znacznie straciła na charyzmie. Ta polaryzacja opinii nie mogła przejść bez echa także i u nas.
Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że Gossip w tym roku naprawdę mocno zaprzyjaźniło się z płytą Yeah Yeah Yeahs. Music For Men prezentuje bowiem głównie te same pomysły na zajęcie czasu słuchacza, co It's blitz!. Częste zmiany tempa, przejścia z powolnego nucenia do krzyku, zaśpiewy wokalistek - bardzo podobnie. Do you like this?
Ja lubię, ale jednak schematem mi tu pachnie. Dlatego teksty o tym, że Beth Ditto wynosi tę płytę na jedną z najlepszych w tym roku świadczą co najwyżej o nieuwadze autorów, którzy po prostu pominęli wiele lepszych albumów niż Music For Men. Z drugiej jednak strony, krytyka bywa również mocno przesadzona. Nie, nie jest prawdą, że Gossip to zawód roku. Nie jest prawdą, że wokalistka zatraciła gdzieś swoją charyzmę.
Bo ten krążek to zwyczajnie kolejny album w tym roku. Ani najlepszy, ani najgorszy. Plasujący się gdzieś pomiędzy "przeciętne" a "dobre". Dla fanów może nawet "bardzo dobre". Trochę to mniej schematyczne, trochę bardziej surowe niż Yeah Yeah Yeas, ale generalnie nie ma powodów do fascynacji, nie ma powodów do frustracji.
A, bym zapomiał - teledysk mają strasznie kiepskawy, a żadnego z członków zespołu nie chciałbym poznać osobiście. A płyta na półkę/do folderu i niech czeka, aż sobie o niej przypomnę.
Jedni chwalą za postęp, drudzy krytykują za wtórność. Niektórzy wybierają się na Open'era, by zobaczyć Beth Ditto, inni natomiast twierdzą, że wokalistka znacznie straciła na charyzmie. Ta polaryzacja opinii nie mogła przejść bez echa także i u nas.
Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że Gossip w tym roku naprawdę mocno zaprzyjaźniło się z płytą Yeah Yeah Yeahs. Music For Men prezentuje bowiem głównie te same pomysły na zajęcie czasu słuchacza, co It's blitz!. Częste zmiany tempa, przejścia z powolnego nucenia do krzyku, zaśpiewy wokalistek - bardzo podobnie. Do you like this?
Ja lubię, ale jednak schematem mi tu pachnie. Dlatego teksty o tym, że Beth Ditto wynosi tę płytę na jedną z najlepszych w tym roku świadczą co najwyżej o nieuwadze autorów, którzy po prostu pominęli wiele lepszych albumów niż Music For Men. Z drugiej jednak strony, krytyka bywa również mocno przesadzona. Nie, nie jest prawdą, że Gossip to zawód roku. Nie jest prawdą, że wokalistka zatraciła gdzieś swoją charyzmę.
Bo ten krążek to zwyczajnie kolejny album w tym roku. Ani najlepszy, ani najgorszy. Plasujący się gdzieś pomiędzy "przeciętne" a "dobre". Dla fanów może nawet "bardzo dobre". Trochę to mniej schematyczne, trochę bardziej surowe niż Yeah Yeah Yeas, ale generalnie nie ma powodów do fascynacji, nie ma powodów do frustracji.
A, bym zapomiał - teledysk mają strasznie kiepskawy, a żadnego z członków zespołu nie chciałbym poznać osobiście. A płyta na półkę/do folderu i niech czeka, aż sobie o niej przypomnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.