Tako rzekł Daniel Lanois, jeden z najbliższych współpracowników zespołu. I generalnie bym się tym nie przejął, gdyby nie fakt, że z jakiś względów jego opinię przejęła spora część krytyków w Polsce i zagranicą. Znaczy ja wiem, że w większości 'nie ma o czym mówić', bo spora część recenzentów jest w U2 zakochana i skoczyłaby za Bono i spółą w ogień, ale jednak wprowadziło to trochę dezorientacji. Naczytawszy się takich opinii, człowiek może się chyba tylko podrapać po głowie i głośnym 'o co kaman?' wyrazić swoje zdumienie.
No bo ej. W zasadzie to moje niekumanie tego fenomenu zaczyna się od elementarnego pytania po co jeszcze słuchać U2?. Okey, wiem, że goście 'kiedyś wymiatali' i te ich płyty, które zwalały z nóg mam i czasem odsłuchuję. Ale po kiego grzyba ktoś ma w ogóle ściągać najnowsze dziełka bandu ze sklepowej półki?
No bo ta płyta jest słaba. No, może nie słaba, ale przeciętna. Jednak czy ktokolwiek się spodziewał czegoś innego? Nie sądzę. Po koszmarnym How To Dismantle An Atomic Bomb naprawdę trudno było oczekiwać płyty dobrej. Od początku należało zakładać dwie możliwości: katastrofa albo przeciętny album. Wyszło na to drugie.
I w zasadzie tyle, mógłbym zakończyć tę recenzję. Ale jednak wypadałoby coś napisać o muzyce, jaka się na tym krążku znajduje. No więc co tu mamy? Sporo melodyjnego badziewia dla radia, zupełnie nieróżniącego się od innych singli U2 (Cedars of Lebanon, Moment of Surrender, White As Snow), momenty nieudolnego pokazywania pazura (Stand Up Comedy, Get On Your Boots) i chwile, w których U2 'eksperymentuje' tak naprawdę powtarzając swoje schematy z poprzednich dokonań.
Ale spoko. Nie każda płyta musi zbawiać świat. I nie czepiałbym się Bono, nie czepiałbym się U2. Po tylu latach mają prawo nagrywać słabe płyty dla kasy, inteligentni się nie nabiorą, a mniej rozgarnięci nie będą mieć pretensji. I każdy szczęśliwy.
Jednak czytając peany na cześć U2 i patrząc na oceny prawie maksymalne w każdej niemal skali radzę zwyczajnie podzielić wszystko, co napisano przez 2,5. Wtedy poznacie prawdziwą wartość nowego U2.
Magnificent jest jedyną piosenką która trzyma poziom na tej płycie.
OdpowiedzUsuń