piątek, 6 listopada 2009

The Flaming Lips: Embryonic

Jestem sfrustrowany tym, że:

– Wszystko, co teraz piszę, zostało już napisane gdzieś indziej – zamieszanie dookoła płyty zabrało mi wszystkie moje osobiste spostrzeżenia na jej temat.
– Sporo osób oczekuje od tej recenzji bycia molochem-gigantem-kolosem, a jest ona najbardziej zwięzłą możliwą notką w najbardziej zwięzłej możliwej formie.
– Ta recenzja przybiera w tym momencie już dwudziesty piąty kształt, a nadal nie doszedłem jak napisać garść zgrabnego tekstu pokazującego czytelnikowi, że płyta jednocześnie bardzo mi się podoba i nie zaskakuje mnie w takim stopniu, w jakim chciałbym, żeby mnie zaskakiwała.
– Wśród wielu pomysłów na odbębnienie czegoś, co najchętniej ująłbym jednym zdaniem, znalazły się te, które zabrały mi dosłownie sprzed nosa Screenagers i Porcys.
– Zdaniem, które miałem napisać czcionką pięćdziesiąt pikseli w zastępstwie recenzji miało być: „Ile tekstu trzeba, by opisać bardzo dobrą rzecz po której wszyscy spodziewali się, że będzie bardzo dobra?”.
– Recenzja na Screenagers zawiera tak wiele bzdur, że ich wypisywanie zajęłoby mi półtora wieczności.
– Wszystkim innym.

Jestem zadowolony, że:
– Flaming Lips, jako kolejna drużyna po Dinosaur Jr. i Sonic Youth, pokazała młodzikom, że starszyzna ma do zaoferowania wiele: dzięki doświadczeniu, ograniu, obyciu, wyczuciu.
– Śmiech w I Can Be a Frog jest, zarówno ze strony Karen, jak i Wayne'a, naprawdę szczerym śmiechem, a sam Coyne pokazuje – ach, który to już raz pokazuje – że zabawa muzyką nie musi być przyjemna tylko dla muzyka.
– Pinkfloydowa progresja, jakieś drobne inspiracje krautrockiem, psycho-tła i klimat Lucy chodzącej po niebie z diamentami są tak piekielnie mocarne.
– Agresja i delikatność są tak dobraną parą – i to czasem parę razy w jednej piosence.
– Powstało coś takiego, jak Worm Mountain, z wgniatającą w krzesełko partią bębnów i występem gościnnym moich ulubieńców z Managementu.
– Druga część See the Leaves jest jeszcze bardziej magiczna, niż wspaniała przecież część pierwsza.
– Ta. Płyta. Jest. Miazgą.

4 komentarze:

  1. A ja wciąż nie rozumiem fenomenu tego zespołu. ;/ Słuchałem kilu płyt kilka razy i wciąż nie wiem... Ale mam nadzieję, że w końcu mi strzeli i pokocham ten zespół, ale wciąż nie wiem, z jakiego powodu mam ich pokochać...

    OdpowiedzUsuń
  2. The Flaming Lips, Animal Collective i Kylie Mingue kochać będziesz!

    Swoją drogą, co wy chłopaki, sami sobie komentarze piszecie??

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdarza się.
    Nas też to smuci.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogólnie z tymi komentarzami - też mnie to dziwi. Dlatego ja wypowiadam się w nich sporadycznie - tylko w razie wywołania mnie do tablicy. ;)

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.