OCENA: 7 |
Tede w ciągu ostatnich kilku lat serwuje nam prawdziwy zalew kolejnymi swoimi projektami. Nikt już nie liczy, ile było sequeli Notesu, nikt nie liczy albumów wydawanych z myślą o zdissowaniu Ryszarda z Poznania, a dochodzą do tego jeszcze mixtape'y. Jednak wśród tej prawdziwej powodzi projektów na pierwszy plan wypływa ostatnia płyta Warszafskiego Deszczu, która gdzieniegdzie urasta nawet do miana faworytów zestawienia Album Roku 2011 a Tede i Numer Raz leją wodę w wywiadach dla poszczególnych serwisów. Jest lipiec, najbardziej deszczowy miesiąc w Polsce - najwyższa pora przyjrzeć się uważnie, skąd wzięło się to całe zamieszanie.
Prawfdepowiedziafszy to powrót do korzeni - tak jak dwanaście lat temu, tak i dziś za podkłady odpowiada sam Tede. I był to strzał w dziesiątkę - Graniecki serwuje nam bity na wysokim poziomie; doskonale wstrzeliwujące się w dialogi raperów (choćby singlowe Gdzie tamte dziewczyny?) i choć to właśnie Jacek z Warszawy kradnie całe show dla siebie, nie sposób nie wspomnieć o równie dobrych podkładach Sir Micha i Zbyla. Selekcja podkładów i dość mała ilość producentów sprawiła, że album brzmi równo - a mówiąc "równo" mam na myśli "równo, dobrze" czy nawet "równo, bardzo dobrze". Zdecydowanie to podkłady są główną zaletą tego krążka: brak tu producenckich wpadek, bity zwyczajnie cieszą ucho.
W warstwie lirycznej jest zaś dość mocno sentymentalnie. Brak tu panczlajnów, sporo natomiast odwołań do przeszłości, przechwałek, narzekań na rap, kłótnie na scenie i tego typu rzeczy. Aktualnie największym echem odbija się Zrobiliśmy coś ważnego, w którym Graniecki nie wytrzymuje i sam, bez Numera, nawija o nienawiści na scenie, rozkminia jałowość konfliktów. I choć utwór jest skazany na pożarcie, stanowi znakomite zakończenie płyty - Tede zaś jeszcze podbija jego wartość, wypowiadając treści tam zawarte w niemal każdym wywiadzie. "Mogą mnie kurwa nawet zabić, ale mój rap już będzie, te płyty są, nikt mi tego nie odbierze" - deklaruje w wywiadach; Ej, chłopaki, pogadamy o hiphopie kurwa? - pyta w utworze, by jakiś czas później, w rozmowie z CGM-em, załapać pomysł konferencji Tede VS hejterzy Tedego.
Warszawski duet zaserwował nam świetny, spójny materiał aspirujący do listy rocznej zarówno w kategoriach albumowych, jak i singlowych (w zasadzie całe trio: Prawfdepowiedziafszy, Gdzie tamte dziewczyny? i Zrobiliśmy coś ważnego); jeśli więc w ostatnim czasie poczułeś (aś) przesyt projektów Granieckiego, to wiedz: z tym nie tylko można, ale nawet i należałoby obcować.
Fajna recenzja, trzeba przyznać, że w warstwie muzycznej Tede świetnie uchwycił klimat lat 90., do czego jak sam przyznawał w wywiadach dążył. Dzięki temu, jak zwykle w przypadku WFD, płyta ma chillowy charakter, który rzadko udaje się doświadczyć na innych polskich hip-hopowych produkcjach. Tekstowo też jest ok, jak dla mnie zdecydowanie jedna z lepszych pozycji w tym roku jeżeli chodzi o polski rap.
OdpowiedzUsuńO, siódemka. Nie spodziewałem się po Was tak wysokiej oceny; fajnie. Z drugiej strony, nie wiem, czy to jest aż siódemkowy album, lecz sprawdzałem go już daawno, więc mogę nie pamiętać. ;p. Zwykle słuchałem kilku pierwszych tracków, po czym przeskakiwałem do 'zamykacza', ripitowałem go do znudzenia i kończyłem odsłuch. q: Cały materiał obczaiłem chyba tylko raz. Niemniej na pewno dobra rzecz, warta uwagi. Recka udana, piszcie częściej. Pozdro. Joł.
OdpowiedzUsuń"Zrobiliśmy coś ważnego" wcale nie jest skazany na pożarcie. Z jednej strony Tede pokazał, że jednak boli go hejting i wszystko co z tym zjawiskiem związane - z drugiej strony tym utworem rzeczywiście zrobił coś ważnego. To co powiedział w tym kawałku może świata nie zmieni, ale powiedział dużo ważnych i potrzebnych rzeczy, które powiedziane w końcu być musiały.
OdpowiedzUsuńej no, biorąc pod uwagę 7.5 dla Mesa, to 7 dla tej płyty to dużo za dużo.
OdpowiedzUsuń