środa, 6 lipca 2011

W.E.N.A.: Dalekie Zbliżenia

OCENA: 4
 Po pierwszym legalu VNM-a, przyszła pora na jego dobrego zioma. W.E.N.A. jako bohater kolejnego transferu z podziemia do, heh, mainstreamu, wzbudzał dość spore zainteresowanie. Sam widzę po swoich "kumplach od rapu": opinie w stylu "no nareszcie ktoś wyjdzie i pokaże im, czym jest prawdziwy rap" przejawiały się wśród nich najczęściej. No i właśnie w tym jest problem, że raczej chyba nie bardzo. I że to jednak naprawdę spore rozczarowanie.

Zacznijmy tak: to nie jest zły krążek, ale nas kategoria przeciętności nie interesuje. Tymczasem na niemal całej płycie mamy dość nijakie podkłady łączące w sobie w zasadzie wszystko i nic zarazem. W materiałach promocyjnych czytamy o soul jazzie, soul rapie i innych takich tam. Nie wiem, może. Zdecydowanie jednak nie jest to album do delektowania się bitami, ba - dość szybko się nudzą.

Sytuacji nie poprawia nawijka Wudoe. I znowu: materiały promocyjne mówią o szacunku, bezkompromisowej nawijce i takich tam. Tymczasem treść albumu jest zupełnie inna - uderza większa dojrzałość rapera, jego refleksje są też okraszone znacznie spokojniejszym językiem i mniej krzyczącym, choć to w znacznej mierze wynika z podkładu, flow. Jeśli już ktoś na tym długograju jest bezkompromisowy, to raczej VNM, który w świetnym featuringu nawija kilka ostrych linijek. "ale mówisz do mnie hołmi, kiedy łżesz dziobem / to pierdolnij się w łeb jak Kurt Cobain" - żaden wers gospodarza nawet nie zbliża się do ilości flegmy w tym panczu; w ogóle zresztą te kilkadziesiąt sekund VNMa stanowi największy hajlajt płyty, wyprzedzając innych kandydatów o przynajmniej kilka długości. Drugim, co znowu wymowne, mógłby być z pewnością Jestem sam z gościnnymi występami Proximite i Rasmentalismu - czyli kolejnego kawałka z bezwzględną dominacją gości.

I tak właściwie całą płytę - albo jest nijako, albo charakteru nadają goście. Czasem zresztą nie są to zbyt udane występy, vide: Paweł Ejzenberg w Bez uczuć; do tego dochodzi obowiązkowy w polskim rapie roku dwa tysiące jedenastego featuring kogoś z HiFi Bandy i w zasadzie tyle. W gruncie rzeczy więc - poza Patrz im na ręce i Jestem sam - nie ma o czym mówić: płytę tę jedynie odnotowujemy i odstawiamy na wieczne potem.

3 komentarze:

  1. właśnie, mi też brakuje tego wkurwionego WENY.

    btw planujecie więcej rapowych recenzji? w końcu 2k11 zapowiada się jako jeden z lepszych dla rapu ever.

    OdpowiedzUsuń
  2. Będzie tak: jak będzie o czym pisać, to będziemy to robili - sam więc sobie odpowiedz na własne pytanie. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno się zgodzić z opinią autora. Fajna, różnorodna tekstowo płyta, z niezłymi gośćmi (choć też hejtuję HiFi Bandę, bo idzie się porzygać od jej ilości na płytach). Włodi - zwrotka roku.

    OdpowiedzUsuń

Redakcja apeluje: nie gryź, a jeśli już musisz, to inteligentnie. Zastrzegamy sobie prawo do wycięcia Twojego komentarza, szczególnie jeśli będzie zawierał bluzgi. Prosimy, nie pisz jako Anonimowy, jakoś się podpisz. Miłego dnia.